O zdradę Prawdy, która pozostaje głównym celem katolickiej wyższej edukacji oskarżył o. Johna Jenkinsa i Uniwersytet Notre Dame arcybiskup Charles J. Chaput OFMCap. Ostre oświadczenie hierarchy dotyczyło nie tylko przyznania zwolennikowi zabijania nienarodzonych, jakim jest prezydent Obama katolickiej nagrody i zaproszenia go na katolicką uczelnię, ale także usprawiedliwień swojej decyzji, jakie wygłaszał o. Jenkins.
I trudno nie zgodzić się z arcybiskupem Charlesem Chaputem. To, co zrobił Uniwersytet Notre Dame i jego rektor ojciec John Jenkins było skandalem. Uhonorowanie człowieka, który opowiada się publicznie i głosuje za zabijaniem nienarodzonych do siódmego miesiąca ciąży - nie jest próbą dialogu, ale zwyczajną zdradą powołania kapłańskiego, zakonnego, ale i chrześcijańskiego. Katolik, który wspiera takie postawy sam siebie stawia poza nawiasem Kościoła, a próbując okreslić ludzi wiernych nauczaniu Ewangelii "skrajnymi" pokazuje, że Prawda Ewangelii i Kościoła nie jest dla niego ważna. I dlatego trudno sobie wyobrazić, by rzeczywiście wierzący katolicy mogli finansować uniwersytet na czele którego stoi człowiek otwarcie zwalczający nauczenie katolickie.
Ale u podstaw tego sporu tkwi zupełnie inny problem. Określić go można krótko pytaniem o sens dialogu na pewne tematy. I nie ma co ukrywać, że aborcja jest właśnie takim tematem, o którym dyskutować się nie da. Zbrodnia morderstwa pozostaje zbrodnią morderstwa, a traktowanie ludzi ją usprawiedliwiających jak godnych partnerów do dyskusji przypomina niestety próbę dyskutowania z hitlerowcami o tym, czy można mordować Żydów. Tak wówczas, jak i wtedy nie wolno było dyskutować nad "ostatecznym rozwiązaniem", a ludzi, którzy takie rzeczy głosili należało karać (tak jak teraz karze się za namawianie do morderstwa). Pewne poglądy są bowiem nieakceptowalne. I to niezależnie od tego, kto je głosi.
Dobrze, że Kościół wciąż ma odwagę głosić prawdy fundamentalne. Szkoda tylko, że nie ma wystarczającej energii, by za takie działania jak ojca Johna Jenkinsa odpowiednio karać. Ten mężczyzna jest przecież kapłanem i zakonnikiem i odpowiednie władze jego zakonu powinny go przywołać do porządku. A jeśliby się im nie podporządkował to zwyczajnie nałożyć kary kościelne. Milczenie w tej sprawie (na szczęście nie hierarchii) kładzie się cieniem na postawie współbraci ojca Jenkinsa. I jakoś nie mam wątpliwości, że w przyszłości jakiś kolejny zwierzchnik jego zgromadzenia będzie musiał przeprosić publicznie za to, że tolerował rozmywanie tożsamości katolickiej i współudział w Holokauście nienarodzonych swojego dawnego współbrata.
Inne tematy w dziale Polityka