Do boju ze smokiem homofobii! - zakrzyknęli dzielni dziennikarze "GW". I zdecydowanie uderzyli w zbrodniczą konferencję jednego z kół naukowych UKSW, na którym wystąpić ma dr Paul Cameron. Powodem jest oczywiście to, że prelegent ten niestety nie prezentuje właściwych poglądów w kwestii homoseksualizmu. Uznaje, że z punktu widzenia medycznego nie jest to orientacja, a dewiacja. I że ma to określone skutki także dla zdrowia osób nim dotkniętych.
A na takie "herezje" wśród wyznawców jedynie słusznej opcji rzeczywistości zgody być nie może. Do oddziałów szturmowych włączono więc nie tylko wicenaczelnego "HW" (tego samego, co zwykle w takich sprawach), ale także medyczne autorytety, które dowodzą, że nie można leczyć homoseksualizmu, bowiem nie jest on chorobą. - Czy na tej konferencji naprawdę będą mówić o leczeniu homoseksualizmu? To bzdura. Z punktu widzenia standardów medycznych orientacja człowieka nie podlega ocenie. To tak jakby ludzi rudych kierować na leczenie, bo są rudzi - oznajmia światu dr Wiesław Czernikiewicz, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego.
Problem w tym, że to niestety bzdura. Po pierwsze dlatego, że już w zdaniu wypowiedzianym przez doktora znajdują się terminy będące w istocie oceną, i to bynajmniej nie medyczną a ideologiczą. Chodzi oczywiście o słowo "orientacja", które zakłada, że istnieją jakieś dwie (a w zasadzie dlaczego tylko dwie, a nie więcej) równoprawne orientacje, a nie norma i odstępstwo od niej (czyli właśnie dewiacja). Idąc dalej tropem wytyczonym przez ideologiczne założenia doktora trzeba by założyć, że nie można mówić o stanie zdrowia i choroby, a o rozmaitych ortientacjach zdrowotnych, czy różnych typach zdrowia (ktoś na przykład jest zdrowy na raka).
Ta ostra ocena nie ma jednak nic wspólnego z ideologią, homofobią czy religią. Wynika ona z prostego rozumowania, opartego na zupełnie podstawowej znajomości biologii. Każdy może je sobie przeprowadzić. Otóż pytanie numer jeden, jaki jest biologiczny (a co za tym idzie także medyczny) cel aktów seksualnych u człowieka, dokładnie tak samo jak u innych zwierząt? I tu chyba nikt nie będzie miał wątpliwości, że jest nim prokreacja, przedłużenie gatunku! Jeśli tak jest to w sposób oczywisty cel ten spełnia wyłącznie akt między samcem a samicą (kobietą a mężczyzną) tego samego gatunku. Każdy inny jest zaś - z punktu widzenia celowości biologicznej - patologią czy dewiacją.
I nie zmienia tej prostej konstatacji dowodzenie, że ileś tam procent (różnie wedle różnych badań) populacji stanowią homoseksualiści, a odpowiednio mniej lesbijki. I nie zmieniłoby tej konstatacji nawet stwierdzenie (na razie brak na to wiarygodnych dowodów), że homoseksualizm jest uwarunkowany genetycznie. Wiele innych patologii czy dewiacji (genetycznych czy jakichkolwiek innych) występuje bowiem w przyrodzie i nikomu nie przyjdzie do głowy dowodzenie, że hemofilia (genetycznie przekazywana) jest uprawnioną orientacją zdrowotną. I podobnie jest z homoseksualizmem.
A ideologiczny jazgot, określanie każdego, kto ma w tej sprawie inne niż obowiązkowe w tej sprawie poglądy, nie może tego zmienić.
Inne tematy w dziale Polityka