Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski
80
BLOG

Info dla doktorantki, skąd się biorą robotnicy

Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski Polityka Obserwuj notkę 27

 Zabawny tekst na dzień dobry - to podstawa dobrego, majowego poranka. I dlatego jestem niezmiernie wdzięczny pewnej doktorantce z pewnej szacownej uczelni, która zajmuje się konfliktami, za ubaw po pachy. Obawiam się jednak, że MZS (dla zakamuflowania o kogo chodzi posłuże się tym samym "sprytnym zabiegiem", co pani wykładowca) nie do końca rozbawiła mnie tym, czym zamierzała. Ale do rzeczy.

 
Otóż panna (a może pani - jeśli tak to gorąco przepraszam za pomyłkę) MZS pochyla się z troską nad małym T. (dziękuje w jego imieniu, ale rozmawiać z nim o poczynaniu dzieci, jeszcze się nie da, bo on na razie w brzuszku u mamy jest) i próbuje polemizować z moim tekstem o potrzebie przyrostu naturalnego, sugerując, że chce mieć dzieci, żeby miały na mnie pracować. A przecież dzieci nie muszą na mnie pracować, bo mogą przyjechać tu robotnicy (jak rozumiem chodzi o Chińczyków i Afrykańczyków). 
 
Panno MZS oczywiście mogą. Ale nie wiem, czy ma Waćpanna świadomość, że aby oni powstali potrzebne są dokładnie te same zabiegi, co w przypadku nas Polaków. Mówiąc inaczej także potrzebny jest trwały (dla dobra dziecka) związek kobiety i mężczyzny (inne rodzaje związków - co by nie robili teoretycy kultury, psycholodzy i inni specjaliści - tej dziedzinie się nie sprawdzają), współżycie i odważne przyjęcie życia (w takich Chinach szczególnie odważne, bo tam przymusowo abortuje się dzieci, sterylizuje kobiety i karze osoby, które dzieci chcą mieć). Słowem potrzebne jest dokładnie to samo, co w Polsce. I oczywiście te kraje, które mają bardziej otwartych na życie obywateli wygrają i przetrwają, a inne zwyczajnie upadną i ich nie będzie (i kto wtedy będzie czytał wstrząsające doktoraty z rozmaitych interesujących dziedzin?).
 
Rozumiem, że pannie MZS to obojętne. Ale chciałbym jej uświadomić, że jeśli tu nie będzie Polski, a w okolicy nie będzie Europy (a tak się może stać, jeśli zabraknie Europejczyków) - to jej badania staną się zwyczajnie niemożliwe. Kobieta na uczelni wyższej to jednak europejski wynalazek, eksportowany wprawdzie gdzie indziej, ale średnio przyswajalny. A że, jak na razie Europy nie zalewają Chińczycy i Afrykańczycy, a muzułmanie - to tym bardziej działalność naukowa panny MSZ (czy jakichś jej naśladowczyń) będzie niemożliwa. No, chyba, że w domu w pokoju dla kobiet, wśród innych żon swojego męża. Tak więc prokreacja jest działaniem (choć może to niektórych zniechęcać) także na rzecz możliwości uprawiania nauki przez pannę MZS.
 
Zabawne, jak na psychologa jest także uznanie, że każde nasze działanie ma być całkowicie bezinteresowne, podejmowane z czystem miłości i otwartości. Panno MZS otóż takich działań w naszym ludzkim świecie - poza być może nielicznymi wyjątkami wielkich świętych - zwyczajnie nie ma. Podejmując działanie nie tylko otwieramy się na dobro (albo i zło), ale też zakładamy, że przyniesie to nam jakieś zyski (jakiej natury - to już zupełnie inna kwestia). Jeśli dobrze rozumiem Waćpanna pisz doktorat także nie z czystej miłości do wiedzy, ale dlatego, że liczy Waćpanna na jakieś korzyści z tym związane (choćby możliwość pozostania na uczelni). I podobnie jest z dziećmi: rodzą się one, bo pragniemy je mieć, wysilamy się dla nich (a zapewniam Waćpannę z własnego doświadczenia, że napisanie doktoratu to pikuś w porównaniu z wychowaniem dziecka), bo je kochamy. Ale też wierzymy, że kiedyś odwdzięczą się one nam w jakiś sposób (choćby rodząc i wychowując nasze wnuki), a ich działania pomogą przetrwać naszemu rodowi. 
 
Zabawne w swojej naiwności jest także uznanie, że ludzie nie kierują się interesem swojej rodziny czy swojego narodu podejmowaniu decyzji. W świecie, w którym nie byłoby ludzi a sympatyczne robociki, być może by tak było. Ale w naszym świecie jest inaczej. Tu rodzice i dzieci są sobie bliźsi niż na przykład pewien redaktor i pewna psycholożka. Dla moich dzieci jestem gotowy na rozmaite poświęcenia, a dla na przykład pewnego doktoranta prawa z jednej z wielkopolskich uczelni już nie. I nie ma w tym nic dziwnego, taka jest natura ludzka. Podobnie jest z narodami. Otóż oczywiście możemy sprowadzić sobie emigrantów, żeby oni zasuwali zamiast nas. Wolna wola, ale liczyć na to, że będą oni chcieli budować naszą ojczyznę już raczej nie powinniśmy. Oni będą budowali swoją pomyślność (ich święte prawo), a my będziemy na tym tracić, jeśli nie pozostaniemy silnym, a to znaczy także otwarym na życie, społeczeństwem. Tylko w takiej sytuacji będziemy zdolni zintegrować nowoprzybyłych i zaoferować im coś więcej niż tylko bułkę na śniadanie i możliwości zarobku. 
 
A do tego kochając nasze dzieci powinniśmy mieć świadomość, że tak my jak i one mamy zobowiązania wobec wspólnoty, także wspólnoty narodowej.
 
PS. A i byłbym zapomniał. Może Pani nie zauważyła pochłonięta doktoratem, ale papież już w Polsce był. 

Chrześcijański konserwatysta Tomasz Terlikowski Utwórz swoją wizytówkę A oto i moje dzieła :-) Apel ATK ws. CBA

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Polityka