Stygmatyzacja społeczna najczęściej odnosi się do mniejszości kulturalnej, obyczajowej itp. W moim miejscu zamieszkania zauważyłem coś co można nazwać " stygmatyzacją sąsiedzką". Najgorsze w tym że najbardziej odczuwają to dzieci " zorganizowanych" z którymi rówieśnicy unikają kontaktów. Przykre jest to że to młodzi ludzie z kilku kilkunastoma letnimi dziećmi. Kiedyś tego nie było, wychowałem się wśród ludzi kościelnych, partyjnych i chyba dziś nazwano by ich niewierzącymi. I wszyscy oni żyli w zgodzie sąsiedzkiej. Nie była to przyjaźń to nie było koleżeństwo a tylko dobre sąsiedztwo. A co u mnie w bloku? Córka 17 latka nie będzie bawiła się z kilkuletnimi dziećmi sąsiadów ale też - co zauważyłem - nie jest obojętna mijając się z nimi. Co innego my dorośli. Wśród nas jest już tą - jakby nie nazwać - pokojowa nienawiść. Pokojowa bo do rękoczynów czy kłótni na razie nie dochodzi ale być może to tylko kwestia czasu? Bo nadmierne afiszowanie się kościołem i co gorsza poparciem PiS sąsiadom popularności nie przysparza. A z kolei ich docinki dzieciom odmawiającym zabawy z ich dziećmi mogą przyczynić się do kłótni. I o ile my starsi rozumiemy że odmienności poglądów politycznych to kwestia naszego stosunku wzajemnego o tyle tych lekceważonych, stygmatyzowanyvh dzieci żal.
Czyja wina? Z pewnością nie ludzi w blokach a raczej polityków ze wskazaniem na PiS.
Inne tematy w dziale Rozmaitości