Szwedzkie słuzby sanitarne zakończyły wczoraj zbieranie informacji o dystrybucji polskiej podejrzanej wołowiny. Do Szwecji trafiło 239 kg z czego 100 kg zostało skonsumowane w restauarcjach w Uppsali i Sztokholmie. Reszta została wycofana z rynku i zdestruowana. Podobnie szybko i rezolutnie działały służby innych państw, do których dotarło mięso od chorych, okaleczonych lub wręcz padłych polskich krów.
Spårningen av det polska köttet i Sverige är klar
Tymczasem dowiaduję się, że reakcją polskiego ministerstwa rolnictwa i rządowych mediów jest nagonka na TVN , które ujawniły skandal i dziennikarzy, którzy wg nich powinni nie podawać do publicznej wiadomości wyników swojego dziennikarskigo śledztwa. To jedyne działania polskich władz? Czy Polacy dowiedzieli się równie szybko, co Słowacy, Szwedzi, Francuzi gdzie trafiło nienadające sie do spożycia mięso? Czy Inspekcja Weterynaryjna podała wyniki swoich kontroli do wiadomości publicznej, czy można się było zapoznać z nimi w programach informacyjnych Telewizji Polskiej?
Marzena Paczuska oskarża dziennikarzy TVN na swoim twitterze:
Wydaje się, że za zniszczenie reputacji odpowiadają także dziennikarze, którzy w trakcie realizacji reportażu, zaniechali doniesienia do służb. @jkardanowski
W wypowiedzi ministra Ardanowskiego pada wiele ogólników, natomiast brak konkretnych informacji dokąd trafiło mięso, i co się z nim dzieje. Dużo jest "wypalania żelazem", dużo gołosłownych zapewnień, mało szczegółów akcji służb. Więcej natomiast śliskich isnynuacji:
O skandalu mówił również w Polskim Radiu minister rolnictwa Krzysztof Ardanowski. Zapewnił, że jest to zdecydowanie "przypadek incydentalny", ale nawet taki musi być "wypalony gorącym żelazem".
Winą obarczył właścicieli rzeźni, którzy z "chciwości, pazerności, ale też z głupoty" robią rzeczy niezgodne z prawem.
- A wpływa to zdecydowanie negatywnie na wizerunek polskiej żywności mówił Ardanowski.
Szef resortu rolnictwa zastanawiał się przy okazji, jakie intencje przyświecały dziennikarzom, którzy przygotowali materiał "Superwizjera".
- Nie wiem, jakie były intencje dziennikarzy, nawet nie próbuję dociekać, czy im rzeczywiście o dobro Polski chodziło, natomiast takie przypadki muszą być, powiem to bardzo brutalnie, gorącym żelazem wypalone - zapewniał minister dodając, że sprawą zajmuje się już prokuratura i policja, zakład został zamknięty, a winni zostaną ukarani.
Jeśli to jest standardowe działanie na wypadek katastrof i podobnych nagłych wydarzeń - a tak właśnie było, np w czasie letnich burz 2017, gdy wojsko ćwiczyło krok defiladowy przed paradą, zamiast usuwać skutki i pomagać dotkniętym katastrofą - to nieszczęsna Polska
Inne tematy w dziale Gospodarka