A właściwie 28 kwietnia. 26 jeszcze nic nie wiedzieliście, podobnie jak ja.
28 to był poniedziałek. Tego oczywiście nie pamiętałem. Pamiętałem natomiast, że miałem popołudniowy dyżur, odprowadziłem syna do przedszkola i z rana zbierałem w ogrodzie świeżozielony szczypiorek do jajecznicy. W okolicach Sztokholmu wiosna przychodzi mniej więcej trzy tygodnie później niż w Warszawie, to były pierwsze nowalijki wystające spomiędzy źdźbeł uschłej, zeszłorocznej trawy. Pogoda w Sztokholmie była dość słoneczna choć chłodna, ale dalej na Północy padał deszcz co miało, jak się okazało, kluczowe znaczenie dla mieszkających tam Lapończyków, hodowców reniferów.
Jestem wzrokowcem, mimo że byłem w swoim czasie infoholikiem to wiadomości radiowych nie słuchałem nigdy. Dopiero po przyjściu do pracy przeczytałem w szwedzkiej popołudniówce Expressen, że być może w elektrowni atomowej w Forsmark wydarzył się radioaktywny wyciek i załoga została ewakuowana:
O godzinie 10.00 rano włączył się alarm w elektrowni atomowej w Forsmark. Promieniowanie radioaktywne zostało zarejestrowane na podwórzu, poza reaktorami. Ewakuowano 700 zatrudnionych, uruchomiono procedury na wypadek katastrofy, w lokalnej stacji radiowej ogłoszono ostrzeżenia.
"Nie znaleźliśmy jeszcze źródła wycieku - mówi szef działu informacji elektrowni, Lennart Fransson. W zasadzie promieniowanie może pochodzić skądinąd, z zewnątrz. Ale ponieważ nigdy wcześniej nie zdarzyło się, że wykryliśmy promieniowanie na zewnątrz budynków (elektrowni - St. Melsztyński) uruchomiliśmy pogotowie na wszelki wypadek".
Expressen i Szwedzkie Radio były pierwsze na świecie z wiadomością. Nikt jeszcze nie był świadomy skali wydarzenia i jego przyszłych konsekwencji ale od tej chwili informacje zaczęły docierać z dużą częstotliwością. Po konsultacji ze Szwedzkim Instytutem Hydrometeorologicznym (SMHI) z dużą dozą prawdopodobieństwa określono źródło wycieku na tereny Związku Radzieckiego. Podejrzenia Lennarta Fransson potwierdziły się, radioaktywność pochodziłą z zewnątrz.
Informacja o ewentualnym wycieku w Forsmark pojawiła się 28 kwietnia, 2 dni po katastrofie w Czarnobylu. Oficjalne instytucje sowieckie milczały. Dopiero w kilka godzin po szwedzkich doniesieniach i po konferencji prasowej ówczesnej minister energetyki, Birgitty Dahl, w której jako źródło radioaktywnej chmury nad Skandynawią wskazano na ZSRR władze sowieckie przyznały, że wyciek nastapił w Czarnobylu.
Do powszechnej świadomości nie dotarł fakt, że na skutek warunków meteorologicznych najciężej dotkniętą skutkami radioaktywnego opadu jest, w 30 lat po katastrofie, Białoruś. Miasteczko Prypeć (Pripiat), na którego obrzeżach znajdowała elektrownia czarnobylska leży tuż przy granicy z Białorusią. Symulacje meteo pokazują, że radiokatywna chmura ułożyła się w kształt wygiętej lisiej kity, idącej znad Prypeci nad Homel i Mohylew, następnie zwracającej na północny-zachód w kierunku Szwecji i znów na północny-wschód w stronę dalekiej szwedzkiej północy, Norrlandii. Oczywiście, że najcięższe cząstki skażone radioaktywnie opadały najbliżej samej elektrowni ale na skutek warunków pogodowych 70% pyłu radioaktywnego opadło na tereny pomiędzy Homlem i Mohylewem. Spowodowało to olbrzymie konsekwencje dla tamtejszej wiejskiej ludności, przymusowe wysiedlenia, które objęły setki wsi. Dla pewności i powstrzymania powrotów każdy dom, chutor, w zonie został wyburzony i przysypany ziemią. Tam gdzie wznosi się niewysoki kurhan w otoczeniu jabłoni tam był kiedyś czyjś dom. Przymusowe przesiedlenia oznaczały rozpad więzi rodzinnych i sąsiedzkich i gwałtowną śmierć wiejskiej kultury, której nie zniszczyła wcześniej nawet kolektywizacja ani okrucieństwa II Wojny Światowej.
W samej Szwecji szczególnie dotknięci okazali się mieszkańcy dalekiej Północy, Lapończycy, których głównym źródłem utrzymania była i jest hodowla reniferów. Renifery żywią się porostami, które z kolei, ponieważ po części składają się z grzybów, wyjątkowo łatwo wchłaniają i gromadzą radioaktywne cez 134 i cez 137. W listopadzie 1886 roku, pół roku po katastrofie, w trakcie jesiennej rzeźni reniferów okazalo się, że z 36 000 tusz trzeba było skasować 27 000 nie nadających się do żadnego użycia. Jeszcze w dwadzieścia kilka lat po katastrofie w niektóych okolicach mięso reniferów nie nadawało się do spożycia. No ale w bogatej cywilizacji śmierci podjęto wielkie starania, by wędrowna kultura lapońska oparta na hodowli reniferów przetrwała.
Inne tematy w dziale Kultura