Oczywiście mit „wesołego baraku” tworzyli ci, którym było faktycznie z różnych powodów wesoło. Konformiści, lizusy piszące do różnych Rakowskich listy, ówcześni „celebryci”, nazwani później stosownie przez Kazika na Żywo* i ci, którzy się konkretnie sprzedali- pisze nieoceniony Rosemann a zgadzają się z nim jego komentatorzy.
PRL był "najweselszym barakiem obozie socjalistycznym", tutaj z lekkim przesunięciem znaczeniowym sugerującym raczej obóz koncentracyjny i stanowiącym jeden z wykwitów specyficznego rodzaju humoru wisielczego, charakterystycznego dla epoki realnego socjalizmu
Bosz, tak to wychodzi, jak za egzegezę bon motów zabiera się dyplomowane towarzystwo ponuraków.
Nie przypuszczam, by ktokolwiek z nich cokolwiek rozumiał, ostatecznie cierpią wszyscy tam na szczególny rodzaj daltonizmu, zanik poczucia humoru. Ale na markę "najweselszego baraku w obozie" pracowało solidarnie całe społeczeństwo, nie poddające się terrorowi ponuraków z Fabryki Strachu.
Jak tłumaczyć humor ponurakom to jedna kwestia, jak tłumaczyć żart błyskawiczny, kontekstowy, odnoszący się do minionej epoki historycznej, do realiów, zjawisk, osób od dwudziestu pięciu lat nie istniejących, do kontekstu, który dla większości współczesnych Polaków jest zupełnie niezrozumiały to kolejny problem. Jeśli weźmiemy takiego np Grzesia Wszołka two-in-one czyli zarówno szczeniaka młodziaka, który nie ma żadnych osobistych wspomnień z komunizmu i jest jednocześnie patentowanym ponurakiem, to sprawa jest beznadziejna. Co zresztą nie powstrzymuje naszego Grzesia by z ochotą równą niewiedzy wypowiadać się o realiach lat 80-tych, niczym nieustraszony redaktor Terlikowski wypowiadający się ex cathedra o tym, jak się czuje kobieta w ciąży.
Aby o tym wszytkim więc nieświadomym czytelnikom opowiedzieć, trzeba by pióra sprawniejszego niż moje. Pióra, którym najpierw naszkicowałbym realistyczne kulisy, kraj w posiadaniu ponuraków w rodzaju Rosemanna, A-Tema, Wszołka mających do dyspozycji wszelkie środki przymusu, policję, wojsko, dzielnicowe komitety przestrzegania ponurości i wierności socjalizmowi, sądy, więzienia, tajniaków i donosicieli, oficerów politycznych i działy personalne w najmniejszym zakładzie pracy. Ba, nawet mających oficjalne i jedynie dozwolone pisemko satyryczne, kierowane, bo ja wiem? przez Seamana? I w tej to ponurej rzeczywistości, kreowanej i kontrolowanej do najdrobniejszego szczegółu przez dyplomowanych ponuraków pojawiają się rysy, szpary, nisze wolności, swobody i wesołości.
W ponurym roku 1968 potomek jednego z najznamienitszych polskich rodów złożył papiery emigracyjne "na Żyda". Tak się bowiem składało, że ród ów pochodzący z Inflant i wielokrotnie wymieniany w książkach historycznych nosił trefne, z żydowska dla awangardy intelektualnej z naboru gen. Moczara brzmiące nazwisko. I gdyby za bardzo po Warszawie nie kłapał dziobem, to paszport już na niego czekający w Pałacu Mostowskich by dostał do rąk. A tak odprawiony został z kwitkiem przez odpowiedniego pułkownika. Se non e vero, e ben trovato
Opresję łatwiej było znieść śmiejąc się z opresorów, żart i ośmieszenie były zabójcze dla systemu, nie przypadkiem w tym najweselszym baraku co raz wybuchały protesty, które doprowadziły 25 lat temu (rocznica będzie na dniach, jakby ktoś zapomniał) do skruszenia murów więzienia zaplanowanego na wiekuistą wieczność.
Długonogie dziewczyny starały się na miarę możliwości wyglądać jak najładniej, według zachodnich, nie wschodnioeuropejskich trendów, faceci nie chcieli odstawać i strolii się na warszawskich Ciuchach, czy w prywatnych butikach ciasno upchanych w podwórkach ulicy Chmielnej d. Rutkowskiego. W Domach Towarowych Centrum ustawiały się kilometrowe kolejki spragnionych szyku młodych ludzi by wyszarpać coś z odjazdowej kolekcji Hoff.
Kulturę żartu podnosiły oficjalnie i politycznie niewinne Kabaret Starszych Panów (ale dekolt Kaliny Jędrusik już niewinny i apoliyczny nie był) czy Kabaret Olgi Lipińskiej, była eksluzywna i choć trzymana na uwięzi to pozwalająca sobie na rycie w monolicie Piwnica Pod Baranami, offowy był Kabaret Pod Egidą z Jonaszem Koftą i Janem Pietrzakiem (tak, młodzieży, to były czasu, gdy nawet Jan Pietrzak był autentycznie i szczerze zabawny), a dla miłośników i wtajemniczonych były niezapowiadane i niespodziewane występy Salonu Niezależnych, outsiderów i antysystemowców (wówczas, gdy outsiderstwo coś kosztowało i nagradzane było wymazaniem z przestrzeni publicznej i zakazem występów) Jacka Kleyffa, Janusza Weissa i Michała Tarkowskiego.
Były dzieci kwiaty, była Grupa w Składzie a później Ossian, Milo Kurtis szarpał gitarę zębami na małym dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego a w lokalu studenckiej Sigmy na Krakowskim Przedmieściu odbywały się sabaty offoffoffu, które dzisiejszym biskupom kazałyby sięgnąć po kropidło i ekskomunikę.
Wszystko to podsycane kulturalną kontrabandą z Zachodu, a jeśli np film, książka, artykuł prasowy, zjawisko społeczne, kulturalne były zbanowane przez cenzurę, to pojawiały się szczegółowe i drobiazgowe "potępiające" omówienia, by publiczności choć trochę przybliżyć zakazane treści.
Przez gwizdy i trzaski zagłuszarek słuchało się zachodnich rozgłośni - Wolnej Europy, Głosu Ameryki czy Radia Luxemburg z Top Twenty. Dla hardcorowców i prześmiewców było jeszcze Radio Tirana i materiały propagandowe Ambasady ChRL - chętnie przez nas wykorzystywane w celach zupełnie odwrotnych do zamierzonych przez chińskich towarzyszy. Jako że polscy sztywniacy wiedzieli, że ideologi jest przegrana i ograniczali się do markowania entuzjamu chińskie materiały nadawały się do kompromitacji polskich wyrobników socjalizmu z pozycji ortodoksji ideowej.
Wreszcie były prohibity, przedwojenne i zachodnie wydawnictwa, zamknięte w stalowych klatkach w magazynach bibliotecznych i wydawane zaufanym na jedną noc do przeczytania, był przemyt paryskiej Kultury a w przemyt dzieł Jędrzeja Giertycha ponoć zaangażowani byli pracownicy MSW.
A w tym czasie w Pradze, Berlinie, Moskwie na każdy wyraz wolności artystycznej, na każdy nieoficjalny żart, na każde nieposłuszeństwo zadekretowanej przez ponuraków linii nałożono mokrą i duszącą szmatę, niepokorni, którzy w pewnej swobodzie i beztrosce hasali sobie po Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu tam zsyłani byli na korektę do łagrów lub relegowani z najszczęśliwszego z ustrojów na Zachód.
No, ale ponurakom nie wytłumaczysz, może tylko kilkoro starych pierdołów wspomni swoje wesołe i słoneczne czasy młodości w najswobodniejszym baraku w obozie.
Inne tematy w dziale Kultura