Sąd Najwyższy wypowiedział się w sprawie rejstracji Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. Wypowiedział się negatywnie, odmawiając stowarzyszeniu podstaw istnienia.
Odsyłam również do innych wpisów na S24, m in do wpisu Zebe.
Chyba SN przekroczył swoje kompetencje i uprawnienia. Nie wydaje mi się, by SN posiadał wystarczającą kompetencję, by rozstrzygać czy istnieje "narodowość śląska", zwłaszcza, że zarówno pojęcie "narodowość" jak i "naród" nie mają ściśle określonych ram znaczeniowych.
I tak np GUS na potrzeby spisu powszechnego użył następującej definicji: „Narodowość (przynależność narodowa lub etniczna) jest deklaratywną (opartą na subiektywnym odczuciu) cechą indywidualną każdego człowieka, wyrażającą jego związek emocjonalny (uczuciowy), kulturowy lub genealogiczny (ze względu na pochodzenie rodziców) z określonym narodem”. Widzimy tutaj podkreślenie subiektywnego charakteru pojęcia narodowości i stosowania kryterium osobistego wyboru. To jest definicja, która podkreśla podmiotowość obywateli. Ja wiem, że są w Polsce ruchy polityczne, którym podmiotowość obywateli staje kością w gardle.
Nie wiadomo na jakich definicjach narodu i narodowości oparł swój werdykt SN.
Wydaje się również, że SN przekroczył swoje uprawnienia stawiając przed SONŚ wymagania nie zapisane w prawie. Każda organizacja, poza wyjątkami dotyczącymi np związków wyznaniowych lub partii politycznych, może być zarejestrowana i działać po spełnieniu warunków formalnych:
"stowarzyszenie jest dobrowolnym, trwałym i samorządnym zrzeszeniem o celach niezarobkowych, które samodzielnie określa swoje cele, programy działania i struktury organizacyjne oraz uchwala akty wewnętrzne dotyczące jego działalności, opierając ją na pracy społecznej członków"
A dywagacje SN na temat ewentualnych żądań autonomii są, jak niektórzy piszą, kompromitacją SN. Owszem, takie dywagacje można przeczytać w S24, ale Sądowi Najwyższemu nie przystoją, nie mówią już o tym, że obywatele mogą się stowarzyszać, niekoniecznie w formie partii politycznej, by działać na rzecz zmiany ustroju politycznego. Ot chociażby przeróżne związki monarchistów. libertarian, narodowców. Zresztą, o ile wiadomo, SONŚ postulatów autonomii nie zgłasza.
Wypowiedź SN jest kuriozalna, jakby dotyczyła Stowarzyszenia Miłośników Modrej Kapusty, a SN zagłębiał się w problematykę historii kulinarnej, obwieszczając, że jedynie potrawy z kanonu Ćwierczakiewiczowej mają prawo obywatelstwa w Polsce a wszystkie inne autonomie gastronomiczne zagrażają jedności i kulturze narodowej.
Eska w jednej z dyskusji poświęconej tematowi napisała:
"Za mniejszości narodowe w Polsce uznaje się te narodowości, które maja własne państwa > Niemcy, Białorusini, Ukraińcy itd."
To bujda i manipulacja. Owszem w ustawie o mniejszościach narodowym wymienione jest kryterium własnego państwa, ale istnieje jeszcze pojęcie mniejszości etnicznych, które pomija, bo jej przeszkadza w manipulacji, a w którym tego kryterium nie ma.
Warto przyjrzeć się tym pojęciom z bliska, bo ich konsekwentne stosowanie prowadzi do oczywistych absurdów. Definicja posiadania własnego państwa powoduje, że niektóre mniejszości narodowe jeszcze tak niedawno nimi być nie mogły: dotyczy to np Żydów, którzy własne państw mają od 1948 roku i Ukraińców i Białorusinów, których państwa są jeszcze świeższej daty. Z ukraińcami, to ciekawa historia - byli krótko bo Rewolucji Bolszewckiej mniejszością narodową według niemądrej i dysfunkcjonalnej definicji, potem przestali nią być by znowu się nią stać.
Wyobraźmy sobie, że mieszkańcy Wilamowic starają się o status mniejszości narodowej - mają, czy nie mają własnego państwa? Czy mieszkający w Polsce potomkowie osadników szkockich mają własne państwo? A Waloni? Belgia nie jest państwem etnicznym walońskim, z drugiej jednak strony to Waloni są francuskojęzyczni, ale za Francuzów nie chcą uchodzić. Flamandowie? Luksemburczycy? Retoromanie?
A wreszcie, i wybiję to wersalikami, by trafiło do zakutych łbów:
POLAKÓW, W MYŚL TEJ DEFINICJI, NIE BYŁO W LATACH 1794 - 1918
Głupia definicja, tyle się nad nią gremia prawnicze namęczyły a zasługuje by ją wyrzucić do kosza.
Samo pojęcie narodu też jest, jak mu się z bliska przyjrzeć, co najmniej ekwiwokacyjne. Z grubsza mamy dwie grupy definicji. Jedna odwołuje się do pojęcia obywatelstwa, tak jak np we Francji czy USA. Druga mająca za sobą tradycję niemiecką odwołuje się do trybalistycznego poczucia wspólnoty etnicznej, czy jeszcze inaczej wspólnoty krwi. Gdzieś pomiędzy nimi mieści się staropolskie pojęcie narodu jako wspólnoty historyczno-kulturowo-tradycyjnej, gdzie Polakiem był Ukrainiec, Litwin, Białorusin, a czasami nawet odwrotnie i w innych konfiguracjach, czyli Natione Polonus, gente Ruthenus; Natione Polonus, gente Prussicus; Natione Polonus, gente Ruthenus, origine Judaeus. Bardzo mi się to pojęcie podoba, jest inkluzywne i zapraszające, miast ekskluzywnej i wypraszającej polskości serwowanej przez różnych narodowych pętaków.
Wreszcie dochodzimy do punktu głównego - pojęcie narodowości nie jest jednoznaczne z pojęciem narodu rozumianego według z którejś wymienionych zgrubnych definicji. Narodowość to, znów z grubsza, tyle co etniczność - i definicji narodowości hula sobie w debacie z kopę, a każdy z dyskutantów ma swoją. Wymienia się własny język, wspólnotę historyczną terytorialną, kulturową, czy wreszcie subiektywne poczucie przynależności - które w ostatecznym rozrachunku decyduje na poziomie indywidualnym.
Bo w świecie realnym mamy całe mnóstwo z jednej strony heimatów, małych ojczyzn, od których zaczynają się wielkie ojczyzny, z drugiej Ślązako-Polaków, Ślązako-Niemców, Niemco-Polaków, Polaków Białorusinów i Ukraińców, a jeśli spojrzeć szerzej i dalej za opłotki, to nawet Anglo-Polaków i Izraelczyków Żydo-Polaków.
Wreszcie na koniec przypominam o istnieniu Autonomii Śląskiej w latach II Rzplitej, znienawidzonej jednakowo przez nazistów i komunistów, ostatecznie zlikwidowanej w 1945 roku. Czy przeciwnicy autonomii poczuwają się do związków z tradycją? Moim zdaniem powinni.
Kontynuujemy lata osiemdziesiąte i dziewczyny, do których nam serce żwawiej biło. Tym razem, w związku z tematem, very sophisticated piosenkarka narodowości malezyjsko-fidżiańsko-hindusko-niemiecko-brytyjskiej, a hipnotyczny klip ilustrowany zdjęciami mniejszości narodowościowej z prowincji Huacullani w Boliwii - sam już nie wiem jakiej, nie udało mi się wygrzebać w googlach.
Zaczynamy: "All God's children need travelling shoes"
Inne tematy w dziale Kultura