Przyuważyłem na słupie ogłoszeniowym. Paradżanow na pełnej. 19-24 października, kino Stolica w likwidacji, obecnie Iluzjon. Wszystko, nawet prohibity i półkowniki
Miałem wielką ochotę na "Cienie zapomnianych przodków", 55 lat temu zrobił na mnie piorunujące wrażenie, na "Barwy granatu" (nie wiem, czy przywrócony/zrekonstruowany do wersji reżyserskiej bez późniejszych przeróbek) i "Kijowskie freski" ocalałe we fragmentach.
Okazało się wnet, że bilety wyprzedane, jedyne wolne na "Legendę o twierdzy Suram". Za to dla najbardziej zawziętych wystawa w Zachęcie z fragmentami filmów Paradżanowa, ale małe ekrany nie oddają pełnej, zmysłowej wizualności i jego grafikami. Tylko dla tifosi.
Wystawa w otoczce queerowej i antykolonialno-antyimperialistyczno-feministycznej. Zwłaszcza odniesienia do imperializmu kulturowego i zawłaszczania kulturowego peryferii i kolonii przez Zachód skłania do pewnych refleksji.
Otóż propagatorzy tezy o apropriacji kulturowej i imperialnym zagarnianiu cudzego dorobku kulturowego, sami pochodząc z peryferii lub nawet spoza peryferii centrum kulturowego Zachodu, mniej więcej obejmującego dawne terytoria Franków czy w wersji bardziej rozwodnionej Pax Romana, niczego bardziej nie pragną jak bycia dostrzeżonym, docenionym i wzbogaconym w Paryżu (chodzi o wzbogacenie pekuniarne), a jeśli to się nie powiedzie, to chociażby w Berlinie.
W tym celu przejmują i zawłaszczają nowinki kulturowe Centrum, po czym, niczym wirusy, przekształcają je na własną modłę, korzystając częstokroć z egzotycznych elementów funkcjonujących na peryferiach jako ozdobników wyróżniających i wzbogacających przekaz. Innymi słowy pchają się drzwiami i oknami do Paryża, sprzedając elementy kultur peryferyjnych i kolonizując metropolię.
Marc Chagall wędruje z Witebska do Paryża, zabierając ze sobą Witebsk i sprzedaje go na całym świecie. Do Paryża wędrują Olga Boznańska, Tadeusz Makowski, Joan Miro, Pablo Picasso. Ale żaden artysta paryski nie wędruje do Witebska, by go zawłaszczyć.
Każdy artysta ze Wschodu i Południa, spoza Centrum, dąży do Centrum, by je zatruć i przekształcić, korzystając z narzędzi, które dostarcza Centrum i z materiałów, które wziął ze swoich nieznanych w metropoliach peryferii.
A jeśli Centrum jest poza zasięgiem to niech będzie choćby stacja przesiadkowa w Warszawie, jeśli jesteś z Kijowa lub Sofii, w Berlinie, jeśli jesteś z Poznania, w Londynie, jeśliś ze Stavanger. Używasz przebrań, mimikry, naśladujesz i kradniesz, by sprzedać jako swoje, niepowtarzalne i narzucić siebie mieszkańcom metropolii.
A metropolia nie byłaby metropolią, gdyby nie płynął do niej strumień prowincjuszy z dalekich stron, mówiących łamanym francuskim czy amerykańskim, chcących zaznać sławy i powodzenie. Gdyby nie oni, szybko spadłaby do rangi prowincji - egzotycznej i interesującej na swój sposób dla odkrywców terenów nieznanych - ale kto chciałby tam zamieszkać na stałe?
Inne tematy w dziale Kultura