Tak ze ćwierć wieku temu wpadła mi w ręce odbitka ksero, marnej jakości. Nie pamiętam już, czy to był artykuł z jakiegoś Rocznika Prawa Administracyjnego, czy może rozdział książki. Autor nosił nieznane mi wówczas dwuczłonowe nazwisko francuskie, które z racji jego oryginalności zapadło mi w pamięć: Franciszek Longchamps de Berier. Coś jak Boudouin de Courtenay, wielki lingwista, od którego prosta droga prowadzie przez de Saussure’a do Chomskiego (lingwisty, ale i lewicowego publicysty).
No, ale BdC i LdB zajmowali w ówczesnej debacie miejsca zupełnie przeciwne, okazało się. W opublikowanym w późnych latach 30 artykule, autor, Franciszek LdB, rozpisywał się w tonie pochwalnym o wielkim programie reform administracyjnych wprowadzanych przez Mussoliniego w Italii.
Zadziwiające, jak powszechny był w Polsce podziw dla faszyzmu a potem dla nazizmu. Ludzie, zdawałoby się przyzwoici, podpory społeczeństwa, społecznicy wręcz, znajdowali dziwną fascynację w faszystowskich i nazistowskich nowych porządkach. Jednych uwodził konserwatyzm i szacunek dla tradycji, innych wręcz przeciwnie, duch modernistyczny, otwierające się szanse, wielka przemiana i związane z nią nadzieje na przebudowę świata, innych wreszcie zaprowadzanie porządku w chaosie powojennym, dyscyplina i wspólne działanie ku szczytnym celom. Franciszek Longchamps de Berier podziwiał ustrój faszystowski dla śmiałych reform administracyjnych i towarzyszących I'm zmian prawa.
Ród, klan, LdB wydał wielu znakomitych prawników, zapewne są tutaj osoby, które mogą powiedzieć na ich temat więcej, prawo administracyjne, temat fascynujący, ale jakoś nie potrafię się do niego przekonać. Więcej miałem do czynienia z prawem prasowym, prawem autorskim, wolnością druku.
Kustoszem pamięci rodu jest ks. prof. Franciszek Longchamps de Berier, kolejny o tym imieniu, bodajże numer 5, prawnik i profesor. Stosunkowo młody, urodzony w 1969, autor licznych prac z dziedziny prawa, członek Zespołu ekspertów ds. bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski.
Tak, to on właśnie zasłynął kilka lat temu bruzdą, jaką miały mieć dzieci z zapłodnienia in vitro. Z jakich czeluści tę bruzdę wyciągnął tego już nie wiem, został ostro skrytykowany przez specjalistów, ale zdaje się, że nie zrobiło to na nim zbytniego wrażenia, bo swoje antynaukowe bzdury lansuje do dzisiaj, niepomny na własne ograniczenia intelektualne i brak kompetencji do zajmowania się tematem, w którym nie jest nawet amatorem. Kompetencje z dziedziny biologii, które ujawnił stawiają go w jednym szeregu z drem Ziębą czy mecenasem Schrammem.
Kto chce może się zapoznać z publikacjami obracającymi w pył stwierdzenia FLdB V. Jak choćby ta drobna manipulacja, że ryzyko wystąpienia zaburzeń genetycznych u płodów in vitro jest o 30% większa niż powstałych w trakcie stosunku dopochwowego.
Przy czym to wszystko są zupełne głupstwa, bo FLdB V i tak nie zmieniłby zdania, gdyż kieruje się w tym względzie nie nauką i nie praktyką, tylko religijną, katolicką dogmatyką. A jak wiadomo, z dogmatami i z dogmatykami nie da się debatować. Co czyni ich obecność w nauce zbędną.
Usprawiedliwienia i próby wygładzenia pierwotnej wypowiedzi podjęte przez Franciszka V są kręte i podłe:
Skąd się wzięła bruzda_
https://tvn24.pl/polska/ksiadz-tlumaczy-sie-ze-slow-o-bruzdach-na-twarzach-dzieci-z-in-vitro-ra308217-3427748
I jeszcze o etycznych aspektach wypowiedzi Franciszka V:
https://wyborcza.pl/7,75398,13452794,getto-imienia-ks-longchampsa-de-beriera.html
Wśród znamienitych członków rodu LdB szczególne miejsce zajmuje w apologetyce rodzinnej prof. Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, Roman Longchamps de Berier. Franciszek V lubi podkreślać, że jest jego stryjecznym prawnukiem.
Ukoronowaniem kariery Romana było objęcie władzy rektorskiej nad Uniwersytetem Jan Kazimierza we Lwowie 1 września 1939. Ale już 18 października znakomity prawnik został, po wejściu Sowietów do Lwowa zdjęty ze stanowiska. Jednakże kontynuował swoją pracę dydaktyczną i naukową również pod sowiecką okupacją.
W nocy z 3 na 4 lipca, po wkroczeniu Niemców do Lwowa został wraz z trzema dorosłymi synami pojmany we własnym domu, poddany brutalnym torturom i rozstrzelany nad ranem razem z synami i innymi profesorami Uniwersytetu. Tak, dzisiaj mija rocznica zbrodni dokonanej w imię ideologii nazistowskiej, ideologii rasy, ideologii narodu.
Jak powiedziano, Franciszek V wielokrotnie i szczegółowo opisywał dzieje swego stryjecznego pradziadka, zresztą, wydaje się, że to on jest autorem utrzymanego w stylu hagiograficznym biogramu Romana LdB w Wikipedii. Poza jednym uzupełnieniem, dopisanym wyraźnie obcą ręką.
https://wszystkoconajwazniejsze.pl/ks-prof-franciszek-longchamps-de-berier-smierc-lwowskich-profesorow/
Poza jednym szczegółem, dla którego w żadnej hagiografii przez Franciszka V, o ile mogę z wnioskować z wyników wyszukiwań w google, nie znalazło się miejsca.
Przeczytałem o tym gdzie indziej w świetnej, szczegółowej, z doskonale zarysowanym tłem historycznym, owocem drobiazgowych przeszukiwań archiwalnych i do tego napisanej pięknym i zdyscyplinowanym językiem biografii Stanisława Lema Agnieszki Gajewskiej.
Tamże, w załączonym faksymilu artykułu z Gazety Lwowskiej przeczytałem o skrywanej przez Franciszka V publicznej tajemnicy rodu.
Roman LdB objął obowiązki rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza po głośnej rezygnacji ze stanowiska przez poprzednika, prof. Stanisława Kulczyńskiego, który zrezygnował w proteście przeciwko przymuszaniu go do wprowadzenia getta ławkowego na Uniwersytecie.
Roman LdB nie miał takich oporów. 7 stycznia 1938 obwieścił zarządzenie “ławkowe”.
https://www.tygodnikpowszechny.pl/kodeks-w-glowie-140167
Czym było getto ławkowe? Krótkie wyjaśnienie pod linkiem, więcej do wyszukania w sieci.
https://sztetl.org.pl/pl/slownik/getto-lawkowe
Czy to dzięki swojej uległości został wybrany rektorem w rok później, tego nie dowiemy się nigdy. Czy miał rozterki sumienia? Tego też nie wiemy. Wiemy jednak, że można było odmówić. Roman LdB tego nie zrobił. Notujemy jedynie fakt.
Stanisław Kulczyński przeżył okupację
Inne tematy w dziale Społeczeństwo