W zamierzchłych latach późnosześćdziesiątych, chłopięciem będąc
dziewiętnastoletnim (niech jasna cholera polskie znaki diakrytyczne) byłem
hipisem.
Był rok 68, wiosna, jak teraz, koledzy szkolni znikali jeden za drugim, a ja
beztrosko zostałem dziecięciem-kwiatem.
Miła była zabawa, ciekawych spotkałem ludzi w tej przystani
nieodpowiedzialności od i za realny socjalizm za oknem. Prawdę mówiąc zupełnie
go nie zauważałem.
Ja wiem, że straszy się mną dzisiejszą młodzież (wszechpolską). Ale to
wszystko dość niewinne było. Niby "sex, drugs and rock´n´roll".
Tak naprawdę to jedynie to ostatnie - Hendrix, Cream, Donovan, Dylan.
Ci co chcieli odurzali się "klejem", czyli płynem do wywabiania plam "tri",
zdaje się szybko wycofanym ze sprzedaży, inni zażywali pochodną amfetaminy -
fenmetrazynę sprzedawaną bodaj bez recepty jako środek na odchudzanie, a
niektórym udawało się zdobyć przemycane z Zachodu (to się pisało wówczas dużą
literą) źdźbła konopi indyjskich. Przezornie nie używałem.
Być może i zwyczajne polskie konopie też by się nadały. Wywary z maku i inne
polskie osiągnięcia chemiczne to historia dużo późniejsza i nie mam z nią nic
wspólnego.
No a a sex - z tym było marnie. Były dziewczyny - ale z dobrych domów i
"szanujące się".
Zaraz też wzbudziliśmy zainteresowanie organów. W dość hermetyczne środowisko
trudno było jednak wprowadzić infiltratorów z zewnątrz. Rzuciły więc służby na
odcinek walki to co miały najlepszego - najmłodsze i najładniejsze
współpracowniczki.
Nietrudno było je zidentyfikować - odstawały od uduchowionych i wychuchanych
hipisek porażającym realizmem życiowym i niezbyt przyswajały sobie dewizę
"peace and understanding".
Modus operandi miały prosty. I bardzo szybko zaczęły go sobie doceniać. Z
pierwszym członem wzmiankowanej dewizy - "love" - nie miały dziewczyny zahamowań.
I tak oto pewnego wiosennego poranka, w promieniach słońca padających z okna
kawalerki na Nowolipkach 10 mieszkania 18, przeciągała się ziewając leniwie
stojąca obok łóżka szczęśliwa piękność z Pałacu Mostowskich, a ja spod
wpółprzymkniętych powiek podziwiałem cud Stworzenia.
Więc świadomie współpracowałem?
Inne tematy w dziale Rozmaitości