Wydaje mi się, że przeciwko takim zawierzaniom katolicy tez powinni protestować. Tu nie chodzi przecież o "byt urojony" dla niewierzących, jak piszesz, a więc ceremoniał całkiem nieistotny z ich punktu widzenia, tylko o byt całkiem realny, instytucjonalny, Kościół i jego funkcjonariuszy, którzy dokonują aktu przemocy symbolicznej i zawłaszczenia lub nawet zbrukania przestrzeni wspólnej. Wspólnej, a więc należącej do całego społeczeństwa, katolików, innych denominacji, apostatów, agnostyków, ateistów, indyferentnych. To akt triumfalizmu, pokazania tym innym "kto tu rzondzi" i gdzie jest tych innych miejsce.
Żalisz się na zalew pogardy, jaki ciebie, katolika, spotyka. Nie usprawiedliwiając tego, ani nie okazując własnych ran i nie licytując się na prześladowania doznawane od katolików, chciałbym zauważyć, że media społecznościowe są miejscem dość specyficznym, zaludnionym w dużej mierze przez egzystencje nieszczęśliwe, z zesranym życiem osobistym, z połamanymi marzeniami i aspiracjami, za swoje nieszczęścia obwiniające innych, odmiennych. Przez ludzi obelżywych, krzywdzących, przemocowych, trujących. Tylko tutaj mogą mścić się na urojonych sprawcach, wylewać swoje żale i ranić, bo w życiu cywilnym nie mają tego audytorium.
Najlepszym i najskuteczniejszym sposobem jest unikanie spotkań z nimi, nie dopuszczanie do kontaktu. Są instrumenty ku temu.
Ale wracając do rzeczywistego problemu - od czasu zwycięskiej rewolucji 89 roku Kościół jest jej beneficjentem na dobre i na złe. Bogaci się na zwrotach majątku i na sowitych wynagrodzeniach otrzymywanych od polityków każdej proweniencji - od prawa do lewa. To kole w oczy, złotogłów, hafty, koronki i karoce. Kościół nie wstydzi się okazywać swego materialnego bogactwa, choć księgi rachunkowe trzyma przy orderach i nikogo do nich nie dopuszcza.
Gdzieś znikł ludowy antyklerykalizm, który w braku procedur demokratycznych w Kościele jakoś normował i przycinał wyskoki hierarchów i nadmierną chciwość - materialną i duchową Kościoła. Ten antyklerykalizm był jeszcze żywotny i skuteczny w latach mojego dzieciństwa, (gdy ksiądz z parafii odprawił swoją wieloletnią partnerkę i chciał się związać z inną, chłopi z okolicznych wsi czynnie zaprotestowali, demonstracyjnie nie przyjmowali księdza po kolędzie i ksiądz się ugiął).
Wyrazem tej przemocy symbolicznej i triumfalizmu Kościoła były wczorajsze obchody rocznicy Konstytucji 3 Maja w kościołach - gdy tenże Kościół Konstytucji nigdy nie uznał i, o ile mi wiadomo, w uroczystościach nie o Konstytucję chodziło.
Tak więc Kościół zawłaszczając przestrzeń publiczną wyzuwa mnie z niej, a politycy skwapliwie idą jeszcze dalej, tłumacząc mi na różne sposoby kim są prawdziwi Polacy, i dlaczego ja nim nie jestem. A przyznasz, że to nieco bardziej, niż obelgi anonimowego trolla twitterowego, gdy obraża cię cały aparat państwa faktycznie już wyznaniowego i odmawia prawa do uczestnictwa.
Za anonimowych trolli odpowiedzialności nie przyjmuję, banuję ich równo, bo nie chcę być zatruwany. Ale każdy katolik, który w milczeniu obserwuje nikczemność Kościoła, którego jest członkiem, staje się współwinny.
Wielokrotnie pytałem, gdzie są katolicy protestujący, nie zgadzający się z działaniami swego Kościoła, swoich biskupów, organizacji, której są członkami, a więc za którą odpowiedzialność ponoszą.
Podobno są tacy, podobno nie zgadzają się na polityczną działalność Kościoła, na pełnienie przez niego roli nadpaństwowego strażnika cnoty i dobrego obyczaju, na wtrącanie się przez Kościół do stanowienia praw, na nienawistne kazania i na opętanie biskupów seksem.
Odpowiadało mi zawsze milczenie.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo