Te Żydówki szły miedzami po jedzenie. Niemiec się dowiedział (to eufemizm, tzn. ktoś doniósł) i je na miedzy zastrzelił. Nie było mnie wtedy we wsi.
Koło kowala w olszynie byli Żydzi. Chowali się tam. Nikt ich nie chciał wziąć, bo ludzie bali się tyfusu, jeden, szewc, był całkiem nieprzytomny z gorączki. Niemcy się dowiedzieli, przyjechali i wszystkich zastrzelili.
Oni (najbliżsi sąsiedzi dziadków) chowali Żydów. Zabili ich, rozebrali do naga i nagich porzucili aż pod granicą (z polami dworskimi). Po wojnie zaraz rzucili gospodarstwo i wyjechali na Zachód (ziemie zachodnie). (Chodziliśmy do opuszczonego sadu na wczesne jabłka, zostały tylko zarastające pokrzywami i łopianem prawie niewidoczne zarysy budynków gospodarstwa i zrujnowana, zasypana ziemią studnia).
Jak Niemcy prowadzili Żydów do obozu (przejściowego) latem, to Żydzi uciekali i chodzili po polach. Wtedy M. i inne wyrostki ganiali tych Żydów, zabierali im złoto i wydawali Niemcom.
Przyszli (do babci) partyzanci i pytali "Gdzie Żydzi. My wiemy, że Żydów chowacie". Był wtedy w domu mój mąż (ciotki), pobili go, ale nikogo nie znaleźli.
Jedenaścioro się u nas przechowało. Ja miałem 10 lat, jedzenie im nosiłem, kartofle i takie. Jeszcze po wojnie pisała do rodziców Sara z Izraela. Teraz już nie pisze.
Nie było mnie wtedy w domu, byłem na robotach u Niemca, to niewiele mogę powiedzieć, ale Żydzi u nas się przechowali przez całą wojnę.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo