Barman stanął i przyglądał się z zaciekawieniem przybyszowi. Zalotny uśmiech rozchylił jego karminowe usta.
- Bonsoir… monsieur – od stolików rozległy się chichoty.
- Poproszę o whisky.
Barman tanecznym ruchem sięgnął po butelkę. Był zachwycony! Mężczyzna! Ale będzie dziś zabawa! Pieszczotki w głębi Sali pewnie już ostrzą sobie pazurki. Część czekała na swoje regularne randki, ale inne „cioty” nie były z nikim umówione, i czekały, co się nawinie. Ten nowy chłopak zrobi na pewno furorę!
Gość siedzący obok Szakala obrócił się ku niemu i przyglądał mu się z nie ukrywanym zainteresowaniem. Miał złote włosy o metalicznym połysku, a na czoło spadały mu ciasno skręcone loki, jak u młodego bożka na starym greckim fryzie. Lecz podobieństwo na tym się kończyło. Miał rzęsy grubo powleczone tuszem, wargi pociągnięte kolorową szminką i wypudrowane policzki. Cały ten makijaż nie mógł ukryć zniszczonej cery podstarzałego zboczeńca, a z wymalowanych oczu wyzierało pożądanie.
Frederick Forsyth „Dzień Szakala”, ⓒ 1971, początek rozdziału 20 w tłumaczeniu Władysława Brykczyńskiego.
Czy wyobrażacie sobie sytuację, że AD 2018 ktoś w Wielkiej Brytanii ośmieliłby się przygotowywać do publikacji taki tekst? Można tylko dywagować, czy autor zostałby zamknięty po kontakcie z wydawcą, czy już na etapie pisania – gdyby korzystał z komputera przyłączonego do sieci. Toteż dzisiaj nagrodę Bookera może dostać grafomanka Tokarczuk, trudno więc się zatem dziwić, że poziom czytelnictwa książki w naszej cywilizacji spada do liczb charakterystycznych niegdyś dla średniowiecza. Kiedyś „Dzień Szakala” był obsypywanym nagrodami kilkakrotnie ekranizowanym bestsellerem. Stracony Zachód coraz uporczywiej usiłuje przeszczepiać, niczym jakiś Simon Mol, swoje choroby na mniej zdegenerowane terytoria. Toteż dzisiaj naszą rzeczywistością jest news o kolejnej prowokacji z instalacją tęczowego gronkowca na placu Zbawiciela w Warszawie i nieustające medialne pompowanie komiwojażera ze Słupska na polityka.
Wczorajsze orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie Coman i Hamilton vs Rumunia otwiera nowy etap politpoprawnej ofensywy europrawotwórstwa, nie opartego o mandat traktatów międzynarodowych. Domagajmy się od władz Rzeczpospolitej Polskiej wyraźnego określenia prymatu prawa krajowego nad uzurpacjami brukselskich ideologów.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo