„Dnia 23 marca, w Wielką Środę sługa mój, Daniel Świętorzecki wioząc pieniądze z Juborka od chorągwi, dał je na wóz Żydowi, arendarzowi staroponiewieskiemu Samuelowi Józefowiczowi, z worem – jak wilkowi owce paść. Który wnet zmiarkowawszy, ze pieniądze wiezie, rozdarł wór i wyjął jeden worek co najsporszy, w którym było 75 talarów (około 900 złotych, mój półroczny żołd). Tak mię pan Bóg nawiedził, że nie wiem, jak mi się wrócą pieniądze dobrze zasłużone.
Miesiąca kwietnia 3, wybrałem się do Poniewieża , poprosiwszy w kompanią pana Kirkiłę. Gdzie po paskudnej drodze przybywszy, prosiłem o sprawiedliwość dzierżawcę tamecznego, pana Woroszyłę, który mnie krótko mówiąc zbył. Pozwu sądowego nawet nie przyjął. Oto i pan dzierżawca z Żydem się pobratawszy, pieniędzmi mymi podzielili się. Protestację więc założywszy, zapadłem cicho – do pewnego czasu.
Miesiąc później, w dzień przed szabasem, kiedy Żyd winien w domu siedzieć, posłałem dobrych pachołków konnych dziesięć, dawszy im po strzelbie i konia podwodnego na więźnia, z takim przykazaniem , ze mają mojego winowajcę złapać – a choćby i kogo postrzelili – bronić ich będę.
Rozkaz wypełnili, nawet bez ofiar, więźnia przywieźli. Którego jako gościa kazałem poszanować, a w ten dzień szabasu kazałem mu powróz dziegciem smarować, to mu zdeklarowawszy, że w ten szabas powróz smarujesz, a na drugi będziesz wisiał, jak pieniędzy z powrotem nie będzie.
Zbiegło się nazajutrz Żydów z dziesięć, ale zajrzeć do dworu nie śmieli, pytając tylko czeladzi czy Samuel Józefowicz żyw jeszcze. A ja kazałem szubienicę stawić i po kata posłać. Wtedy się ośmielili z uniżoną prośbą, czy mogą go zobaczyć, choćby z daleka. Na co pozwoliłem, nawet pogadać, byle nie po żydowsku. Po której to rozmowie wdali się ze mną w kontrakt, ażebym go wieszać nie kazał, tylko pieniądze z powrotem przyjął – choć gadali że nie kradł, ale ze swoich zwrócą. Czym się zezłościwszy, kazałem im oddać z naddatkiem 10 talarów do szabasu – a jak nie… Po takiej deklaracji zaraz przyjechali z pieniędzmi, uprosiwszy dobrego żołnierza, pana Samuela Berka z Upity by z nimi przyjechał, bo się bali, że i pieniądze wezmę, i więźnia powieszę. Co mi było na rękę, bo był świadkiem i podpisał się na pokwitowaniu, że kradzione oddają. Którego to pana Berka kilka dni dobrze gościłem, a Żydzi po strachu dziękowali mi wielce, że umiałem szalbierza ćwiczyć, a zemsty poniechałem.”
Jan Władysław Poczobut Odlanicki (1640 – 1684), towarzysz husarski.
Tę z lekka uwspółcześnioną językowo autentyczną relację dedykuję Marszałkowi Senatu RP, Panu Stanisławowi Karczewskiemu.
Inne tematy w dziale Kultura