Polskość miała i ma nadal wielką siłę przyciągania. Coś jest, na tej ziemi, w tym powietrzu, języku, kulturze... Od wieków poszukiwania lepszego miejsca do życia przenosiły ludzi w przeróżnych kierunkach. W poprzednim wpisie przypomniałem Czecha, c.k generała, który postanowił zostać Polakiem, dzisiaj kolej na postać z pogranicza polsko – niemieckiego.
Rozgałęziona rodzina Unrugów, czy też Unruh von Unruh może poszczycić się genealogią sięgającą XIII wieku. Stara tradycja mówi o przodku, który przywędrował na Wschód z Alzacji. Do przełomu średniowiecza i czasów nowożytnych podzieliła się na liczne gałęzie, spajane noszeniem wspólnego herbu, osiadłe na Łużycach, w Saksonii, na Śląsku, w Brandenburgii – i Wielkopolsce. Ci ostatni, których dobra leżały w okolicach Kargowej i Międzychodu, byli dobrze zasiedziali już w XVI wieku, skoro w tym niezbyt przyjaznym dla imigrantów z zachodu okresie król Zygmunt August potwierdził im „prawo swojszczyzny” - czyli uznał za pełnoprawną szlachtę polską. Unruhowie byli wówczas luteranami, używali jako domowego języka niemieckiego i najczęściej w koligacje rodzinne wchodzili z rodami ze Śląska i Brandenburgii. Najbardziej znanym ich przedstawicielem w tej epoce był Christoph von Unruh (1624 - 1689), zaufany sekretarz królowej Ludwiki Marii, członek poselstwa polskiego na rokowania w Münster (pokój westfalski kończący wojnę trzydziestoletnią, 1648). Brał udział w wojnach kozackich i moskiewskich, a przeciw Szwedom w czasie Potopu wystawił własny regiment. Następne pokolenia Unruhów – zamożnej szlachty, po II rozbiorze Polski (1793) gładko wtopiły się w szeregi szlachty Królestwa Prus. Nie za bardzo natomiast potrafiły dostosować się do nowych czasów gospodarczo - uwłaszczenie chłopów i kapitalistyczne przemiany na wsi, mimo pomocy rządowej pozbawiły ich większości majątków. Utrzymała się przy ziemi tylko linia z Bukowca Międzyrzeckiego. I tu właśnie, w gęstniejącej atmosferze zaboru pruskiego, zaczynają się dziać rzeczy dziwne. Wiosną 1848 roku, gdy polskie dążenia do wolności zdają się znajdywać oparcie w rewolucji niemieckiej, do tworzącego się w Poznańskiem Wojska Polskiego ucieka z domu 18-letni Ludwig von Unruh, od jakiegoś czasu każący się nazywać Ludwikiem. Ginie śmiercią bohatera 30 kwietnia 1848 roku pod Miłosławiem. Rodzinna tragedia nie hamuje pędu do polskości – wręcz przeciwnie, po batalii z pruskimi urzędami jego ojciec, Heinrich Kajetan Baron von Unruh zmienia nazwisko – w 1849 r. urzędowo staje się Henrykiem Kajetanem Unrugiem. Równocześnie przechodzi z wyznania luterańskiego na katolicyzm. Gdy już za pruską granicą, w zaborze rosyjskim nocą z 22 na 23stycznia 1863 r. wybucha kolejne powstanie, do walki staje kolejny syn Henryka, Kazimierz. Także składa najwyższą ofiarę – ginie w bitwie pod Ignacewem 8 maja 1863. Przy życiu pozostał jedynie trzeci z braci, Tadeusz Gustaw. Pruskie represje podcięły podstawy bytu materialnego rodziny, Bukowiec (teraz już Bauchwitz) poszedł w obce ręce. Tadeusz zajął się tym, co w rozumieniu szlachcica robić wypadało – wstąpił do wojska. Wiązało się to oczywiście z koniecznością powrotu do nazwiska von Unruh. Zdolności i pracowitość doprowadziły go do dowództwa 6 regimentu kirasjerów imienia cesarza Wszechrosji Mikołaja I, stacjonującego w Brandenburgu nad Hawelą. W tym mieście urodził się 7 października 1884 roku Joseph Michael Hubert von Unruh. Thaddeus Gustav, awansowany do stopnia generała majora przeszedł przy pierwszej okazji (1890) w stan spoczynku. Nabył wówczas majątek Sielec k. Żnina w którym spokojnie gospodarował do śmierci w 1907 roku. Zadbał o to, by synowie nauczyli się języka polskiego.
Młody Joseph uczęszczał do gimnazjum w Dreźnie. Wielu zamożniejszych rodziców z Wielkopolski (oczywiście Polaków) wysyłało w tym czasie swoje pociechy po nauki do Saksonii, gdzie nie sięgał antypolski pruski reżim szkolny. Chłopca pociągało morze i przygoda, postanowił więc wstąpić – wbrew woli ojca - do intensywnie wówczas rozbudowywanej marynarki wojennej. W roku 1904, gdy rozpoczynał naukę w kilońskiej Marineakademie, jego starsi koledzy właśnie wracali z praktyki odbytej w Kiaoczu – niemieckiej placówce w Chinach! W 1907 r. świeżo upieczony Leutnant zur See (podporucznik marynarki) dostaje przydział na krążownik „München”, następnie przechodzi na „Niobe”, na którym odbywa azjatycki rejs do Chin, Japonii i wysp Polinezji. Po powrocie, jako wyróżniającego się oficera czekał do staż sztabowy i służba w macierzystej szkole marynarki. Na morze wraca na pancerniku „Friedrich der Grosse”, na którym zastaje go sierpień 1914 r. Niemiecka marynarka nawodna nie odgrywa w tej wojnie poważniejszej roli, rozbudowywane są natomiast gwałtownie siły podwodne – uznane za broń nadziei. Oberleutnant zur See Joseph von Unruh zostaje zastępcą dowódcy, następnie dowódcą łodzi podwodnej. Awansowany do stopnia kapitana marynarki (1916) kieruje szkołą podwodniaków, a we wrześniu 1918 otrzymuje stopień Korwettenkapitan (komandor podporucznik) i rozkaz objęcia dowództwa flotylli okrętów podwodnych. Na przeszkodzie staje jednak rewolucja w Kilonii. Pod koniec października1918 roku dowództwo Kaiserliche Marine postanowiło, w obliczu klęski na lądzie, podjąć próbę (drugą od 1916 r.) wyjścia wielkimi siłami na morze, i zadania poważnego ciosu znienawidzonym Brytyjczykom. Jednak marynarzom, pamiętającym masakrę jutlandzką nie uśmiechało się ginąć w ostatnich dniach wojny. 3 listopada wybuchła gwałtowna, bolszewicka w charakterze rewolucja, połączona z masowym mordowaniem oficerów. Zdetonowała ona rewolucję w całych Niemczech – przechwyconą jednak szczęśliwie przez socjaldemokratów – i zakończyła wojnę.
Joseph miał szczęście – wypadki kilońskie zaskoczyły go w podróży służbowej do Berlina. Uczestniczy w przywracaniu porządku w Kilonii i Wilhelmshaven. Wielkie wrażenie wywierają na nim wiadomości o ogłoszeniu w Warszawie niepodległości Polski, a następnie o wybuchu powstania w Wielkopolsce. Oficerskie poczucie honoru nakazuje mu jednak pozostać na stanowisku do czasu wyjaśnienia bieżącej sytuacji – za taki moment uznaje zawarcie rozejmu w Trewirze 16 lutego 1919 r. Składa dymisję, z ważnością od 1 marca 1919 r.
W kwietniu 1919 r., po krótkim pobycie w Wielkopolsce, przyjeżdża do Warszawy, oferując swoje doświadczenie krajowi, który dopiero starał się o uzyskanie dostępu do morza. Poznańskie referencje sprawiły, że dość słabo władający językiem polskim kandydat został przyjęty. Wyobraźnia władz wybuchającej w 1918 roku Polski sięgała daleko. Już 28 grudnia 1918 roku Tymczasowy Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wydał dekret o utworzeniu Marynarki Wojennej, powołując przy Ministerstwie Spraw Wojskowych zalążek jej dowództwa – Sekcję Marynarki, rozbudowaną następnie do rozmiarów departamentu.
11 maja 1919 roku Józef Unrug został wyznaczony na stanowisko szefa Sekcji Organizacyjnej Departamentu dla Spraw Morskich. Po zweryfikowaniu na stopień pułkownika marynarki, otrzymał stanowisko zastępcy szefa Departamentu dla Spraw Morskich w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Szefem został pułkownik marynarki Jerzy Świrski. Tak powstał tandem utalentowanych organizatorów, a wkrótce dozgonnych przyjaciół, który z niczego stworzył polską Marynarkę Wojenną. Wkrótce po podpisaniu traktatu wersalskiego (28 czerwca) Unrug zostaje skierowany półoficjalnie do pruskiego jeszcze Gdańska, w celu przygotowania przejęcia Pomorza i rozpoznania sposobów zabezpieczenia polskich interesów wojskowych w mającym powstać Freie Stadt Danzig. Do legendy przeszedł zakup pierwszej pływającej jednostki morskiej, na której podniesiono polską banderę – wystawionego na sprzedaż w Hamburgu parowca „Wotan” (późniejszy ”ORP „Pomorzanin”), którego jednak rządowi polskiemu właściciele sprzedać nie chcieli. Kupił go więc za gotówkę, na własne nazwisko wskrzeszony Joseph von Unruh. Obok zadań organizacyjnych życiową koniecznością stało się doszlifowanie umiejętności posługiwania się językiem polskim. Większość kolegów po fachu miała podobne problemy, z tym, że przestawić się musiała z języka rosyjskiego (szczegóły w kultowej powieści Karola Borhardta „Znaczy kapitan”). Rozpoczynające od 17 stycznia 1920 roku marsz ku Bałtykowi wojska gen. Hallera wkraczały na dobrze rozpoznany grunt. Latem tego roku nasz bohater nadzorował szczególnie ważną i trudną kwestię transportu materiałów wojennych przez port gdański, gdzie tamtejsi niemieccy dokerzy starali się utrudnić lub uniemożliwić wyładunek przeznaczonego dla Polski sprzętu, zwłaszcza w trakcie sowieckiej ofensywy. Pierwsze lata pokoju (1921-24) to czasy intensywnej pracy – ale i politycznych zawirowań. Ustalenia organizacyjne zmieniły nazewnictwo na bardziej marynarskie, pułkownik Unrug stał się komandorem. Krytyczne stanowisko wobec kolejnych „reform wojskowych” zmieniających się co parę miesięcy rządów i zmniejszania budżetu Marynarki skończyło się przeniesieniem w stan spoczynku. Jednak po trwającym niecały rok pobycie w rodzinnym Sielcu prezydent Wojciechowski powołał go ponownie do służby czynnej, na funkcję Dowódcy Floty (19 maja 1925), czyli stanowisko nr 2 w Marynarce Wojennej RP (składała się ona wówczas z dwóch formacji – floty morskiej i rzecznej Flotylli Pińskiej). Szefem całości, jako dowódca Kierownictwa Marynarki Wojennej został kontradmirał Jerzy Świrski – i ten skład dowództwa dotrwał aż do 1939 roku, przeprowadzając gruntowną rozbudowę i unowocześnienie formacji.
Awans na kontradmirała otrzymał Unrug 21 grudnia 1932.
Opis wrześniowej epopei obrony Wybrzeża i samotnego Półwyspu Helskiego rozbudowałby tę notkę do zbyt wielkich rozmiarów, zresztą opisywana była ona wielokrotnie. Zaznaczę tylko, że kontradmirał Unrug podjął decyzję, o skupieniu się wobec gigantycznej przewagi Kriegsmarine na obronie lądowej. Do dzisiaj zresztą wielu historyków zarzuca mu niewłaściwe wykorzystanie jednostek floty (tych, których nie skierowano do Wielkiej Brytanii), a zwłaszcza okrętów podwodnych. Nikt jednak nie kwestionuje znakomitego kierowania walką odciętej od 1 września od sił głównych grupy obrony wybrzeża, która skutecznie stawiła Niemcom trwający miesiąc opór. 20 września, wobec rysującego się kryzysu walki wydaje pamiętny rozkaz:
"Jesteśmy ostatnimi obrońcami ojczystej ziemi. Musimy do ostatniej chwili trwać na posterunku, aby zademonstrować światu, że żołnierz polski nawet w najcięższych warunkach nie odda bez walki ani piędzi ziemi. Największe ofiary i przelana krew staną się żywym świadectwem naszego trwania nad polskim morzem. Żołnierze! Obrona Helu jest nie tylko spełnieniem ślubu wobec naszych dzieci, szczególnie wobec naszych synów, jest nie tylko symbolem, ale także zwykłym żołnierskim obowiązkiem, którego w tej chwili wymaga od nas Polska i który z poświęceniem wypełnić musimy."
Dopiero 2 października, cztery dni po kapitulacji Warszawy i Modlina broń złożyli obrońcy Helu, w przekonaniu, że robią to jako ostatni. Nie wiedzieli, że ich koledzy biją się jeszcze pod Kockiem. Niemcy, po dokonaniu inspekcji zdobytego terenu byli zdumieni – nie mogli uwierzyć, że zatrzymywano ich przez miesiąc tak szczupłymi środkami walki i okopami z piasku. Długo domagali się ujawnienia miejsc ukrycia nie istniejących betonowych umocnień i reszty równie mitycznej ciężkiej artylerii.
Zdumienie przeszło w podziw. W styczniu 1940 r., ponoć na osobiste polecenie admirała Karla Dönitza (także pierwszowojennego podwodniaka) po raz pierwszy zaproponowano mu przejście na funkcję dowódczą do Kriegsmarine, z zachowaniem admiralskiego stopnia. Komendant obozu jenieckiego w Nienburgu poinformowany o sprawie, z konsternacją wyjawił, że kontradmirał Unrug nie chce współpracować w żadnej sprawie, nie przyjmuje funkcji starszego obozu, a z administracją niemiecką rozmawia wyłącznie za pośrednictwem tłumacza. Nie pomogło wysłanie z misją werbunkową kuzyna, gen. Waltera von Unruh, który uzyskał wyłącznie tyle, że nasz admirał odpowiedział mu po niemiecku: „Jestem Polakiem i polskim oficerem”. Dla wszystkich innych języka niemieckiego zapomniał 1 września 1939 roku. Niepokornego jeńca przenoszono siedmiokrotnie do innych oflagów, wszędzie szybko stawał się autorytetem, dbającym o zachowanie morale i właściwej, żołnierskiej postawy. Jedynym ułatwieniem, z którego dzięki niemieckiej rodzinie korzystał, były dostarczane mu angielskie i francuskie książki (które służyły także do nauki języków, organizowanej przez współwięźniów) i ulubione cygara. Tych zresztą również nie zachowywał wyłącznie dla siebie. Tak przynajmniej wspominał jego podkomendny z Helu, porucznik z batalionu "Hel" Korpusu Ochrony Pogranicza Sławomir Lindner.
29 kwietnia 1945 roku oflag w Murnau został wyzwolony przez wojska amerykańskie. Józef Unrug wyjechał wraz z wyższymi oficerami do Londynu. Twardy realista, szybko zorientował się, że w rządzonej przez komunistów Polsce nie ma czego szukać. Awansowany w 1946 roku do stopnia wiceadmirała, do 1948 r. brał udział w pracach nad demobilizacją i likwidacją polskiej marynarki wojennej. Wyemigrował do Maroka, a po po kilku latach do Francji, gdzie imał się różnych zajęć – między innymi pracował jako kierowca ciężarówki. Osiadł w Lailly-en-Val koło Beaugency. Tamże zmarł w domu spokojnej starości 28 lutego 1973 roku. Nieoczekiwanie upomniała się o niego wtedy gierkowska Polska – w propagandzie lat 70. zaczęto przypominać jego nazwisko i osiągnięcia, wykorzystując je jednocześnie jako pretekst do ataków na szczególnie znienawidzonego przez czerwonych, zmarłego w 1959 roku wiceadmirała Świrskiego.
Inne tematy w dziale Kultura