Republikaniec Republikaniec
457
BLOG

Reformę wojska należy zacząć od reformy wojskowego systemu emerytalnego

Republikaniec Republikaniec Polityka Obserwuj notkę 5

W ostatnich niespokojnych miesiącach co raz byliśmy epatowani informacjami o wielkich inwestycjach, jakie w następnych latach poczyni Wojsko Polskie. I dobrze, uzbrojenie i sprzęt wojskowy są nam niestety, jak się wydaje, coraz bardziej potrzebne. Nie mam zamiaru odnosić się tutaj do sensowności konkretnych decyzji zakupowych, natomiast wyrazić pragnę obawę, iż może się okazać, że nasze nabyte za ciężką kasę rakiety i śmigłowce nie polecą, a czołgi nie pojadą. Nie będzie komu ich odpalić, pilotować ani kierować. Stutysięczna armia zawodowa, na jaką zdecydowali się, zresztą przy społecznym aplauzie nasi politycy, w coraz większym stopniu zaczyna przypominać armię I Rzeczypospolitej – za panowania w niej królów Sasów. Mawiało się wtedy, z dużą dozą słuszności że w chorągwi służą dwa dragany (szeregowi), a cztery kapitany. Informacje o stanie i składzie naszego współczesnego wojska nie napawają optymizmem. Nieliczni szeregowi, podoficerowie i oficerowie młodsi dowodzeni są przez rosnącą zgraję pułkowników i generałów. Znawcy tematu piszą, że do walki moglibyśmy dzisiaj wystawić ze trzydzieści tysięcy wojska (zaledwie jeden korpus!), z bardzo mała możliwością jego uzupełnienia wobec nieuniknionych przecież w wypadku wojny strat. Lepiej nawet nie rozważać, jakiej części terytorium RP mogłoby takie wojsko skutecznie bronić.

Z pewnością nie jest to wina samych wojskowych, a zwłaszcza tych młodych ludzi, którzy decydują się podjąć ten ciężki i niebezpieczny zawód. I jak w przypadku każdej decyzji o karierze zawodowej myślą także o jej całym przebiegu, aż do emerytury. Nie są tajemnicą, wielokrotnie zresztą powtarzane informacje o rosnącym niezadowoleniu „w szeregach” (http://www.defence24.pl/news_protest-szeregowych-zawodowych-obawy-o-zwolnienia-ze-sluzby).

Obecny stan kadr WP stanowi więc, jak się wydaje, coraz większe zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.

Cóż więc należy robić? Zacznę więc od stwierdzenia, po którym poszukiwaczom oszczędności wszelakich włosy natychmiast staną dęba z oburzenia. System przywilejów emerytalnych dla żołnierzy WP trzeba znacząco rozbudować! Skoro utrzymujemy model armii zawodowej, potrzebujemy ludzi sprawnych, zaangażowanych, w odpowiednim do służby wieku, a więc – w znacznej części młodych. Nie może nadal być tak, że szeregowy po upływie 12-letniego kontraktu dla złudnych „oszczędności” pozostaje na lodzie. Skoro wojsko, słusznie zresztą, nie potrzebuje go dalej na dotychczasowym stanowisku, a z merytorycznych powodów na podoficera nie awansuje – musimy mu zapewnić jakąś formę wsparcia. Stałego, finansowego, oczekując w zamian pozostawania w rezerwie kadrowej. Co do podoficerów, to obecny model ich drogi zawodowej jest z niewielkimi korektami do utrzymania. Rewolucję natomiast musi przejść model kariery oficera WP. Aktualny system wysiadywania d**ą kolejnych stopni, który doprowadza do tego, że aktualnie polska kadra oficerska ma mniej poruczników niż pułkowników, zaś generałów mamy dziś przy stutysięcznej armii więcej, niż miała ich II Rzeczpospolita, musi odejść do lamusa. Taka „odwrócona piramida” nie daje naszej obronności nic, oprócz bałaganu - wodzowie bez Apaczów chociażby z nudów wymyślać będą nadal kolejne „reformy sztabowe”, jakich w ostatnich latach z tryumfem ogłaszano z tuzin.

Konieczne jest precyzyjne ustalenie liczby etatów oficerskich z równie precyzyjnym określeniem stopni, właściwych dla pełnienia wszystkich funkcji w hierarchii – od dowódcy plutonu, do szefa Sztabu Generalnego. Oczywistym jest, że przy takim założeniu liczba etatów dla oficerów młodszych będzie największa, zaś na kolejnych szczeblach dowodzenia, od batalionu w górę, będzie maleć. Toteż, po przyjęciu jasnych i precyzyjnych kryteriów awansowania, musi dojść do sytuacji, w których pewna liczba kapitanów dowie się, że osiągnęła swoje maksimum, nigdy nie zostanie majorami i w określonym, młodym jeszcze wieku musi ze służby odejść. Odpowiednie zabezpieczenie finansowe dla nich także jest konieczne – podobnie, jak w opisanym wyżej przypadku zawodowych szeregowych. Liczba etatów podpułkowników, pułkowników i generałów musi maleć wraz z każdym kolejnym stopniem, a dla każdego z nich musi być ustalony wiek prekluzyjny, z osiągnięciem którego odejście na emeryturę będzie automatyczne. Stwierdzę przewrotnie, że odkrywam tym tekstem Amerykę. Dosłownie, taki właśnie mniej więcej model wprowadziła armia USA w celu wyjścia z kryzysu kadrowego, w jakim znalazła się w latach 70. XX w., po przegranej w Wietnamie.

Nowemu ministrowi obrony, ktokolwiek nim zostanie, gorąco polecam poświęcenie odrobiny czasu na lekturę trochę już zakurzonych wspomnień niedawno zmarłego gen. Normana Schwartzkopfa („Nie trzeba bohatera”, wydawnictwo Ryton, 1993).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka