Jak donoszą media, pewien mieszkaniec Opola nabył działkę od Agencji Mienia Wojskowego. Podczas jej zagospodarowywania natknął się w miejscu planowanej drogi dojazdowej na tajemniczą studzienkę, w której znalazł równie tajemnicze kable, z wyglądu wnioskując służące łączności. W akcie notarialnym nie znalazł odpowiedzi co to może być. Nie było tam ani słowa o tego typu infrastrukturze, służebnościach czy czymkolwiek podobnym. Przez kolejne cztery miesiące ów wzorowy obywatel starał się dowiedzieć się cóż to takiego drogą korespondencji z AMW i Telekomunikacją. Wojsko solennie i pisemnie zapewniło, że nie ma nic wspólnego z kabelkami, tak samo TPSA, w starostwie powiatowym mapa infrastruktury podziemnej pokazała że w tym miejscu nie ma NIC. Dopiero po tak długim czasie, a przypomnijmy że ta nieznana konstrukcja mogła kolidować z drogą dojazdową, obywatel zdecydował się na krok radykalny, który większość z nas w takiej sytuacji uczyniłaby o wiele wcześniej. Przeciął kable. Dopiero wtedy najechała go policja i żandarmeria wojskowa. Okazało się, że owa tajemnica tajemnic to łączność miejscowego sądu, policji i garnizonu WP. Pytanie, czy nikt z „fachowców” nie wiedział, którędy biegną przewody, czy też jakiś geniusz po sprzedaży działki (bo przecież sprawę można było uregulować przy tym akcie) chciał zaoszczędzić parę złotych wobec ewentualnych roszczeń z tytułu służebności przesyłu, pozostaje wobec tajemnicy wojskowej bez odpowiedzi. Ponieważ zezłoszczony właściciel postanowił (słusznie!) do czasu formalnego uregulowania spraw nikogo na działkę nie wpuszczać, naprawy kabli dokonali nocą włamywacze, czyli nieznani sprawcy. Stawiam w zakładzie dolary przeciw orzechom,że Niezależna Prokuratura (o ile sprawa do niej trafi), po owocnym kilkuletnim śledztwie umorzy postępowanie z powodu nie wykrycia sprawców.
Z kolei robiący bokami wobec coraz powszechniejszej abstynencji Polaków przemysł alkoholowy postanowił się zareklamować. Ukradł więc z internetu powszechnie znane zdjęcie, przedstawiające demonstrantów niosących zwłoki zastrzelonego przez milicję kolegi (Lubin, 31 sierpnia 1982 r.), opatrzył swoim logo i sugestią „Pijanego niosą!”. Tu także pytanie, czy złodziej reklamiarz jest idiotą, czy tylko ofiarą modnej instytucji cięcia kosztów i szukania ukrytych rezerw pozostaje na razie otwarte.
A jeszcze niedawno wydawało się, że miłośnikom i naśladowcom Gangu Olsena trudno będzie przebić Radę Ministrów RP wojażującą letnia porą po kraju z własnymi meblami konferencyjnymi.
Kumulacja zdarzeń świadczy o tym, że w konkurencji bylejakizacji uczestniczą nie tylko organy państwowe, biznes także nie daje za wygraną. Wicie, taki trynd jak mawiał nieodżałowany Decymbel.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo