Republikaniec Republikaniec
611
BLOG

JOW-y, Kukiz i naprawa Rzeczypospolitej

Republikaniec Republikaniec Polityka Obserwuj notkę 22

Jak na przedstawiciela najbardziej pożądanej obecnie grupy „elektoratu” latek mam całkiem sporo. Korzystając z tego, że podczas rozglądania się za nowym zajęciem zostaje mi trochę czasu na różne rzeczy, z myśleniem włącznie, postanowiłem „dać głos”. Zwłaszcza dlatego, że czytając tutaj mnóstwo teorii na temat fenomenu ostatnich wyborów, najtrudniej mi znaleźć w miarę prawdziwy opis tego, co mnie i mnie podobnym w duszy gra. Otóż głównym spoiwem wyborców Pawła Kukiza są dwa odczucia: kompletnego zużycia się systemu politycznego III RP i jej klasy politycznej, oraz płynąca z coraz bardziej widocznych rys w systemie wiara w możliwość jego zmiany. Hasło JOW, jako taranu zmian, jest tu wobec kompletnej nieufności wobec istniejących partii kluczowe. Czy jednak wydaje się nam że okręgi jednomandatowe same z siebie uzdrowią polską politykę? Z pewnością nie. Sprawne, skuteczne i demokratyczne rządy można teoretycznie sprawować na różnej podstawie. Także wyłaniając większość parlamentarną w wyborach proporcjonalnych. Jednak nie tu i nie teraz, biorąc pod uwagę sposób zabetonowania sceny politycznej, patologie płynące z oligarchizacji, wszechwładzy wodzusiów, sposobu tworzenia list wyborczych, możliwości zgłaszania przez partie liczby kandydatów dwukrotnie większej, niż dostępnych mandatów. Wobec słabości merytorycznej ogromnej większości czynnych polityków, rzeczywistą władzę w naszym kraju sprawują urzędnicze klany – z całą ich tendencją do widzenia wyłącznie partykularnych interesów i niekontrolowanego przez nikogo rozrostu. Obywatel wobec machiny urzędów i instytucji staje się coraz słabszy, tym bardziej, że wobec braku pracy i niskich płac jest słaby ekonomicznie. Państwo polskie rozsypuje się, a proces zwijania go postępuje coraz szybciej. Żadna z istniejących na scenie politycznej partii nie ma recepty na zmianę niepożądanego stanu rzeczy. W aktualnych realiach UE państwo nie pobuduje nowych stoczni i hut. Ale może stworzyć dla tego warunki. Ale jak? Jak ograniczyć wszechobecną biurokrację, która dławi każdy przejaw rozwoju? Nikt z systemowców sensownie nawet nie zająknie się, od czego by tu zacząć. A pierwszy wniosek nasuwa się sam. Czym się zajmuje przede wszystkim urzędnicza armia? Zbieraniem i przetwarzaniem informacji, które w teorii mają służyć uprawnionym do podejmowania decyzji. Czy każdy z ministrów, by zacząć od najwyższego szczebla potrzebuje ich aż tyle? Dwadzieścia lat temu naturalnym ogranicznikiem dla zapędów sprawozdawczych była ilość papieru, wydajność maszyn do pisania, możliwości transportowe poczty i pojemność archiwów. Dzisiaj informatyzacja usunęła te ograniczenia, stwarzając biurokratom pokusę nie do odrzucenia. Przyjmijmy, że teoretyczny minister, dla podejmowania decyzji strategicznych potrzebuje danych sprawozdawczych zebranych w skali kraju, o szczegółowości 10 punktów. Rozsyła więc ankietę do wojewodów, ale już na szczeblu ministerstwa urzędnicy „dla bezpieczeństwa” (im więcej danych, tym lepszy d***chron), dla widzimisię, przy okazji dla własnych potrzeb itp. zwiększają ją do 12 pkt. Od wojewody, z tych samych powodów wychodzi ona do powiatów z kształcie czternastopunktowym, ludzie starosty dla zaznaczenia swojej wartości dołożą ze dwa swoje, więc Pan Józio w gminie ma już o ponad połowę więcej danych do zebrania niż zażyczył sobie minister. Taki mechanizm działa powszechnie, toteż dla przetworzenia rosnącej ilości informacji w urzędach wyższego szczebla a ich zbierania na niższych ilość pracowników administracji rośnie lawinowo. Do tego dołóżmy mechanizm resortowości, bo każdy resort ma swoje potrzeby i swoje formularze, a jak tuwimowscy straszni mieszczanie każdy z nich musi widzieć wszystko oddzielnie. Nie dziwmy się więc,  gdy jeden urząd zechce poznać kolor naszych skarpetek, zaś inny ustali dla naszego dobra dopuszczalną długość ołówka czy inną krzywiznę banana. Brak zrozumienia tych elementarnych mechanizmów spowodował spektakularną klapę tak oczywistego i wydaje się prostego pomysłu jak „jedno okienko” przy rejestracji działalności gospodarczej. Bo jak tu skłonić cztery instytucje państwowe (Sąd Rejestrowy, Urząd Skarbowy, ZUS i GUS), aby zamiast zmuszać przedsiębiorcę - potencjalnego podatnika do podawania czterokrotnie niemal tych samych danych, za każdym razem w innym układzie – uzgodniły JEDEN formularz? Dla systemowych polityków to zadanie nierozwiązywalne. Teraz pomnóżmy sobie liczbę formularzy przez liczbę resortów i innych instytucji centralnych… Wciągu ostatnich 25 lat władzę, w różnych konfiguracjach partyjnych i koalicyjnych sprawowali już wszyscy znaczący czynni politycy. Jednak zmiany kierunku funkcjonowania, czy raczej rozwoju dysfunkcji państwa były co najwyżej kosmetyczne. Ośmioletnie rządy PO oceniam fatalnie, ale brak mi przekonania, że gdyby to PiS sprawował władzę przez dwie ostatnie kadencje, nasze sprawy stałyby o wiele lepiej.  

Na te wybory przyjechałem specjalnie z Monachium, gdyż po raz pierwszy od dawna widzę potencjał zmiany. Ale dla jej dokonania potrzeba o wiele więcej, niż tylko innej osoby na stanowisku prezydenta. Sczepieni w plemiennej wojnie wojowie PiS i PO przypominają mi znane ze starego dowcipu zapisy z dziennika starego partyzanta:

1 lipca. Pogoniliśmy Niemców z lasu. 3 lipca. Niemcy pogonili nas z lasu. 7 lipca. Pogoniliśmy Niemców z lasu. 8 lipca. Niemcy pogonili nas z lasu. 10 lipca. Pogoniliśmy Niemców z lasu. 15 lipca. Leśniczy się wkurzył i pogonił nas wszystkich z lasu.”

Skorzystajmy z szansy, aby jesienią zostać leśniczymi. Paweł swoją niesamowitą robotą wykonaną w pierwszej turze wyborów prezydenckich pozwolił się nam policzyć. Jeśli nie spróbujemy, będziemy za kilka lat znad londyńskiego zmywaka obserwować 75 rundę heroicznej walki o depeoizację/depisizację Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Krośnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka