Sto piętnaście lat temu, w 1910 roku w całej Polsce (konspiracyjnie, leganie tylko w Galicji) uroczyście obchodzono 500. rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Główne obchody miały miejsce w Krakowie w dniach 14-17 lipca, z kulminacją przy odsłanianym pomniku dłuta Wiwulskiego fundacji Ignacego Paderewskiego, stały się gigantyczną manifestacją patriotyzmu i marzeń o wolnej Polsce. Pamięci o tym, kim byliśmy, i kim możemy znów się stać, jeśli będziemy działać mądrze i wspólnie. O trwających trzy lata przygotowaniach, które objęły setki miast i wsi i ogromnym wysiłku tysięcy działaczy politycznych i społecznych przypominają do dziś kopce ziemne, pamiątkowe krzyże, tablice, nazwy ulic.
60 lat temu milenium chrztu i zarejestrowania w kronikach istnienia polskiej państwowości uczczono równie godnie. Konkurencja pomiędzy Kościołem a państwem zaowocowała dualizmem obchodów, ale nie bez efektów.
Milenium kościelne poprzedzała Wielka Nowenna, odprawiana przez dziewięć kolejnych lat w latach 1957-1966. Inicjatorem obchodów był kardynał Stefan Wyszyński, a najważniejszym ze wspólpracowników arcybiskup Karol Wojtyła.. Dokonano wówczas odnowienia aktu zawierzenia Matce Boskiej i powierzenia narodu polskiego pod jej opatrzność na kolejne 1000 lat. Centralne uroczystości, z udziałem prawie miliona pielgrzymów (mimo przeszkód, stawianych przez czerwone władze) odbyły się na Jasnej Górze 3 maja 1966.
Rząd Gomułki świętował od 1960 roku. Obchodom jubileuszu towarzyszył program budowy „Tysiąca szkół na 1000-lecie”, podczas którego wzniesiono blisko 1500 nowoczesnych na owe czasy szkół-pomników Tysiąclecia Państwa Polskiego. W związku z jubileuszem przyznano znaczne środki na badania archeologiczne, podjęto także inne akcje, jak: zadrzewiania kraju, budowy dróg, budowy wałów przeciwpowodziowych. Kulminacją była wielka parada - defilada 22 lipca 1966 w Warszawie, z udziałem tysięcy żołnierzy przybranych w historyczne zbroje i mundury. Z powstałych przy okazji obchodów naukowych publikacji wiele do dziś zachowuje fundamentalną wartość.
Minęły lata, nadeszła nowa epoka, ale i w niej czasami zdarzają się okrągłe rocznice. W jaki sposób obóz polityczny twierdzący, że to on właśnie jest patriotycznym, a akurat sprawujący włądzę, podchodził do ich celebrowania, rocznic wydarzeń, jak mało które nadających się do budzenia ducha wspólnoty, jeszcze pamiętamy. Żałosne ławeczki tudzież niezrealizowany na szczęście projekt pomnika żenująco podsumowały stulecie odzyskania Niepodległości, a dwa lata później Bitwy Warszawskiej.
No i przyszedł sobie nie do końca niespodziewanie rok 2025. Coś się dzieje? Nie za bardzo. Ktoś skorzystał z okazji, by jubileusz uczcić podsumowaniem badań dziejów, jakąś okolicznościową publikacją, na miarę chociażby Księgi Tysiąclecia z 1965? Jakiś pomnik, odrestaurowany zabytek? A może innego rodzaju godne okoliczności obchody?
Przypominanie tysiąclecia dobitnego potwierdzenia polskiej suwerenności i wspomnienie ówczesnej mocarstwowości ludziom rządzącej dziś politycznej koalicji z pewnością nie jest miłe. Za głeboko jej koryfeusze siedzą w kieszeniach bolszewickich trockistów od bilblii z Ventotene, dla których wspólnota narodowa i jej państwo jawi się najbardziej nienawistnym wrogiem. Modły w brukselskiej świątyni imienia komunisty Spinellego skutecznie odcięły ich od współodczuwania polskości. Czekoladowa maszkara w różowych okularach pewnie obecnie byłaby przez Wiodącego Kandydata chowana pod stół równie skwapliwie, jak tęczowa choragiewka - tyle że znowu tylko do czasu. Ale drugiej stronie politycznego sporu za spacer po Warszawie z pogadankami na miarę wczorajszych "debat" zaliczenie z wysoką oceną też się nie należy. Jakoś wcale nie cieszy mnie rekord Guinessa w ilości par pląsających na Placu Zamkowym. Zredukowanie wielkiej rocznicy do eventu kampanii wyborczej jednego kandydata tym bardziej. Wszechogarniająca bylejakość życia publicznego nie respektuje plemiennych granic. Wspominając dawne obchody, nie bez przyczyny wymieniłem kilka nazwisk. Znaczących. Czy za 50 lat którykolwiek z obecnych aktorów okupujących dziś newsowe miejsca w telewizjach w ogóle będzie jeszcze pamiętany?
Czy więc w dzisiejszych czasach, skoro wydaje się nam, że mamy niepodległość i gwarantowany niby na długo dobobyt, ta dawna wspólnota, ta pamięć jest jeszcze ludziom mieszkającym na terytorium Polski potrzebna? Skoro aprobujemy i hodujemy kierujące nami "elity", odpowiedź nie wypada optymistycznie.
Inne tematy w dziale Kultura