W sprawie prokuratorskiego przesłuchania Barbary Skrzypek, które o kilka dni poprzedziło jej nagłą śmierć napisano już ogromnie wiele, częściej jednak odposząc się do emocji, niz do faktów i przepisów. Spróbujmy więc nieco uporządkować.
W 2019 roku mecenas Hop Hop kto nie skacze Roman Giertych, naonczas jeszcze nie cierpiący na nagłe omdlenia wymagające długotrwałej kuracji w słodkim klimacie Italii, jako pełnomocnik austriackiego biznesmena Gerarda Birgfellnera złożył w prokuraturze zawiadomienie o przestępstwie ściganym z powództwa prywatnego, twierdząc, że że istnieje w tym przypadku potrzeba postępowania z urzędu w interesie publicznym (art. 60 kpc). Tym samym stając się pełnomocnikiem oskarżyciela posiłkowego w sprawie.
A ta dotyczy sporu o pieniądze. Komtrolowana pośrednio przez partię PiS (Instytut im.Lecha Kaczyńskiego) Srebrna Sp. z o.o., spółka zajmująca się prowadzeniem działalności reklamowej i medialnej oraz wynajmem i zarządzaniem nieruchomościami własnymi lub dzierżawionymi w Warszawie, w latach 2015-2018 rozważała wybudowanie na posiadanej przez siebie nieruchomości na Woli sporego obiektu biurowo-usługowego, czyli owych znanych powszechnie "Dwóch Wież". Koncepcje architektoniczne zakładały ponadstumetrowy budynek (138-190 m), jednak Urząd Miasta Stołecznego Warszawy odmówił wydania warunków zabudowy, ograniczając planowaną wysokość do 60 m. Znaczne obniżenie, czyli poważne zmniejszenie powierzchni użytkowej postawiło pod znakiem zapytania sens ekonomiczny przedsięwzięcia.
Koło potężnej i potencjalnie dochodowej inwestycji kręcił się skoligacony z Kaczyńskim austiacki biznesmen, który wszedł do utworzonej w celu realizacji budowy spółki komandytowej Nuneaton. Po rezygnacji z budowy (2018) zaczął domagać się zapłaty za wykonane rzekomo przez siebie usługi. Nie był jednak w stanie przedstawić żadnych pisemnych umów i zleceń, które potwierdzałyby jego roszczenia. Świat deweloperki do łagodnych i grzecznych bynajmniej nie należy, i szafowanie w nim milonami na gębę zdecydowanie nie jest w zwyczajach. Kaczyński w grzecznej stosunkowo formie posłał Birgfellnera na drzewo, proponując mu kontynoowanie sporu na drodze postępowania sądowego.
Austriak, przy pomocy mecenasa Giertycha uznał, że łatwiej i taniej będzie, jeśli robotę wykona za niego prokuratura - stąd zawiadomienie w trybie o którym wyżej, dla wzmocnienia poparte doniesieniem o łapówce. Tę rzekomo w kwocie 50.000 złotych wymusić miał osobiście Jarosław Kaczyński, jako opłatę dla księdza Rafała Sawicza, członka rady nadzorczej fundacji Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego za złożenie podpisu pod uchwałą rady fundacji w sprawie planowanej inwestycji.
Pomysł, że Kaczyński musiał opłacać pieniędzmi osoby z zewnątrz (na dodatek w tak śmiesznej wysokości, biorąc pod uwagę wielomilardową skalę inwestycji) decyzję członka rady nadzorczej, którego mógł usunąć jednym pstryknięciem palców, pachnie wyjątkowo skisłym sokiem z buraka.
W 2020 roku prokuratura sprawę umorzyła, co podtrzymała decyzja sądu (nota bene sędzia który ją podjął jest członkiem stowarzyszenia Iustitia). W 2024 prokuratura podjęła ją na nowo, a jej prowadzenie decyzją prokuratora generalnego Adama Bodnara powierzono prokurator Ewie Wrzosek. Tej samej, która publicznie stwierdziła, że dzisiejsze rewolucyjne czasy wymagają od demokracji walczącej niekoniecznie trzymania się litery prawa. Oraz krytykowała ministra Bodnara za nadmierny jej zdaniem liberalizm wobec pisowców, stwierdzając że lepszym od niego na tym stanowisku byłby Roman Giertych.
I to ona właśnie przeprowadziła fatalne czwartkowe przesłuchanie bliskiej wspólpracowniczki Jarosława Kaczyńskiego, Barbary Skrzypek „z zachowaniem wszelkich, wysokich standardów czynności procesowej". Trwało ono – jak twierdzi prokuratura – ok. czterech godzin, z jedną, kilkunastominutową przerwą na odpoczynek. Wzięli w nim udział pełnomocnicy oskarżyciela posiłkowego mec. Jacek Dubois oraz mec. Krystian Lasik jako substytut nieobecnego mec. Romana Giertycha. Pełnomocnika Barbary Skrzypek – mec. Krzysztofa Gotkowicza – prokurator Wrzosek nie dopuściła, uznając, że „nie wymagał tego interes świadka, który nie był przesłuchiwany z pouczeniem o uprawnieniach wynikających m.in. z dyspozycji art. 183 kpk” (chodzi o przesłuchanie świadka z tzw. uprzedzeniem o możliwości postawienia mu zarzutów.).
Praktyka powoływania się przez kombinujących prawników na jednen paragraf z pominięciem innych, nie pasujących im treści przepisów jest powszechnie znana, a wobec słabej znajomości prawa u ogółu i skomplikowanej materii - często skuteczna. My spójrzmy jednak na całość: art. 87 § 2 kpk. mówi, że „osoba niebędąca stroną może ustanowić pełnomocnika, jeżeli wymagają tego jej interesy w toczącym się postępowaniu”. Przepis ten w żaden sposób nie uzależnia zgody na obecność pełnomocnika, od pouczenia świadka o art. 183 kpk. Ponadto każdy rozpoczynający zeznawanie w charakterze świadka przed prokuratorem otrzymuje do ręki na urzędowym formularzu pisemne pouczenie o swoich prawach i obowiązkach, zapoznanie z którym musi potwierdzić własnoręczym podpisem. A tam, jak raz, jednym z elementów jest pouczenie o treści art. 183 kpk. Pani prokurator nie wie, co podsuwa świadkowi do podpisu, czy bezczelnie kłamie?
Wcielona bezstronność i obiektywizm oraz wysokie standardy osoby urzędowej występującej w imieniu państwa polskiego oraz Unii Europejskiej.
Dołożyć do tego należy decyzję o rezygnacji z nagrywania przesłuchania, tak mało istotnego, że w oczywisty sposób nie wymagającego utrwalenia w formie elektronicznej. Z tego co ustaliły już media, zapis prawie pięciu godzin postępowania mieści się na dziewięciu stronach druku (z czego ponad jedną stanowią formuły początkowe i końcowe oraz podpisy obecnych). I to złośliwe zachowanie świadka, który nienawistnie umiera w trzy dni po wyjściu z prokuratury. Wieża hipokryzji, budowana na poczekaniu przez Przyjazną Prokurator, a jeszcze bardziej przez mecenasa Dubois który od śmieszków typu "Ucho prokuratora" gładziutko przeszedł do łzawej, "półgodzinnej przyjaznej rozmowy na korytarzu już po przesłuchaniu" mocno przerasta te dwie nie zbudowanie srebrne.
W cywilizowanym kraju po ujawnieniu takich okoliczności pani prokurator nie zwoływałaby buńczucznej konferencji prasowej, a tłumaczyła się już przed komisją dyscyplinarną. Zaś minister sprawiedliwości pakował kartony. Nie ma lepszego wskażnika, jak daleko od standardów cywilizacji odbiega współczesna Polska pod rządami aktualnej koalicji.
Inne tematy w dziale Polityka