Jak twierdzi przodująca w EU nauka niemiecka, 8 maja 1945 roku uciemiężone Niemcy zostały wyzwolone spod nazistowskiej okupacji. Fakt ów jako niepodlegający poprawnej politycznie dyskusji przyjmujemy do wiadomości i pozostawiamy poza naszymi rozważaniami, powracając po tym króciutkim, użytym wyłącznie dla analogii wstępie do zasadniczego problemu, postawionego w tytule notki. Problemu o tyle aktualnego, że pojawia się w rozmowach, jako kwestia quasi-ontologiczna, zwłaszcza gdy zatrąca o sprawy związane z polityką współczesnej nam Federacji Rosyjskiej.
25 października (starego stylu) 1917 roku w wymęczonym wojną światową i wewnętrznymi sporami zacofanym kraju euroazjatyckim zbrojnie dokonano przewrotu. W jego wyniku władzę objęła radykalna, zdeterminowana grupa, zorganizowana jako Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza Rosji - bolszewików (czyli po polsku - większościowców, bo była jeszcze SDPRR mieńszewików - mniejszościowców), poparta przez lewicową frakcję partii Socjalistów-Rewolucjonistów (wcześniej: Narodników). Ów pucz zapoczątkował trwającą cztery lata wyniszczającą wojnę domową, w wyniku której, po zwycięstwie bolszewików powstało państwo o nazwie Rosyjska Federacyjna Republika Radziecka. Obudowana kilkoma pomniejszymi, pozornie niezależnymi republikami (ukraińska, białoruska, zakaukaska), zjednoczonymi formalnie 30 grudnia 1922 r. w Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Językiem zwycięskiej frakcji i językiem urzędowym był oczywiście rosyjski. O wiele poważniejszy ilościowo, niż we władzach okresu carskiego udział przedstawicieli mniejszości narodowych (Żydów, Polaków, Kaukazczyków) nie powinien przesłaniać znanego i dobrze udokumentowanego faktu, że byli to osobnicy całkowicie z rosyjskością zasymilowani. Chociaż oczywiście stanowiący elitę tylko jednego rosyjskiego ruchu politycznego, mocno akcentującego swoje międzynarodowe i sięgające całego zamieszkałego świata cele.
Apokalipsę 1917-1921 historiografia radziecka i rosyjska słusznie nazywa "wojną domową i wojną z obcą interwencją". Oprócz istniejących antybolszewickich formacji rosyjskich, przeciw Sowietom wysłały regularne jednostki wojskowe Francja, Wielka Brytania, Grecja, Japonia i USA. Na peryferiach dawnego imperium walczyły także Finlandia, Łotwa, Estonia, Polska i Rumunia. Wszystkie w mniej lub bardziej zaangażowane w pomoc - militarną, organizacyjną i materiałową dla Białych Rosjan. Początkowo w związku z I wojną światową, skoro bolszewicy ułożyli się z Niemcami. I była to pomoc niemała, ustanawiająca na znacznych obszarach Rosji sanktuaria, umożliwiające bezpiecznie organizowanie się sił Białych. Materiałowo sięgająca miliona karabinów, dziesiątków tysięcy karabinów maszynowych i dział, licznych pojazdów, w tym pancernych, samolotów bojowych. Także mundurów, wyposażenia i żywności. Jednak wygrali tę wojnę bolszewicy. Czy tylko w wyniku terroru Czerezwyczajek, jak chciałaby szkoła (co ciekawe, w samej Rosji raczej niewystępująca) kopiująca wspomniany na wstępie koncept niemiecki? Czy jednak raczej dlatego, że oferta bolszewicka okazała się dla społeczeństwa rosyjskiego bardziej przekonująca?
Na ile pierwsze skrzypce grał tu wątek klasowy, a na ile koncepcja własnej, rosyjskiej cywilizacji, odrębnej od narzuconej kiedyś tam przez Piotra drogi zgniłego Zachodu? Już w czasie tej wojny hasła patriotyzmu rosyjskiego były rzucane i podchwytywane, zwłaszcza w czasie walk z Polską. Z odzewem, przeciw polskiej interwencji ochotniczo, nie tylko w ramach mobilizacji zgłosiło się do Armii Czerwonej niemało chętnych, także tysiące byłych oficerów carskich. W tym kilkunastu generałów, m. in. Brusiłow (naczelny dowódca 1917) i Manikowskij (szef służb zaopatrzenia i uzbrojenia 1915-17).
Niedawno z niedowierzaniem przeczytałem wyrażone w języku polskim ubolewanie, że w 1919 roku marszałek Piłsudski nie zajął na czele Wojska Polskiego Moskwy i nie zainstalował tamże "białego" rządu. No cóż, także przegrany już wówczas generał Anton Denikin napisał całą książkę, udowadniającą "Kto spas sowietskuju włast' od gibileli" (czyli - kto uratował władzę sowiecką od upadku). Całkowicie i zapewne świadomie (mówię o obu przypadkach) pomijając powszechnie znaną okoliczność, że bagnetami co prawda można osiągnąć wiele, ale nijak nie da się na nich siedzieć.
Im dalej od początków, tym wątków typowo Wielkoruskich w ZSRR więcej. O ile początkowy eksperyment Lenina z odrębnością organizacyjną i autonomią kulturalną republik radzieckich (z nadzieją jeszcze na rewolucję światową) rzeczywiście odszedł daleko od tendencji rusyfikacyjnych, o tyle Stalin "budując socjalizm w jednym kraju" wszedł wprost w stare, dobre carskie buty. Oczywiście twórczo je powiększając. Już w latach 20. działacze republikańscy narodowego odrodzenia znaleźli swoje miejsce w dołach śmierci (szczegóły choćby u Aleksandra Sołżenicyna, ze sławnym opisem likwidacji didów-lirników ukraińskich). W kolejnych etapach - rozkułaczanie, fala 1937, i później, zawsze znalazło się miejsce dla nacjonalistów. Dostępne statystyki chociażby oświatowe jasno wskazują aż do 1991 ciągły spadek liczby szkół i uczniów pobierających w Kraju Rad naukę w językach innych niż rosyjski. Inaczej być nie mogło, wszak przed jedynym nośnikiem kultury i cywilizacji musiały ustępować wsteczne partykularyzmy. Spójrzmy na obraz Rosjanina i Innorodca w literaturze i filmie - czy cokolwiek tu się zmieniło? Od Dostojewskiego ( XIX w.) po Łukjanienkę (XXI w.) zawsze znajdziemy tego samego Starszego, Kulturalnego Rosyjskiego Brata i czasem nawet sympatycznego, ale zawsze nieogara Białorusa, Chachła, Kawkazca, czy czarnożopego ze Średniej Azji. Silnego, ale głupiego.
Im trudniej bywało, tym nawet symbolicznych koncesji na rzecz Jedinoj i Niedielimoj więcej. W 1941, wobec niemieckiej napaści niezbędną i propaństwową okazała się znów Rosyjska Cerkiew Prawosławna, rok później Armia Czerwona odzyskała przeklęte carskie pagony i paradne mundury kozackie.
Przejście od Rosji sowieckiej do Federacji Rosyjskiej po krótkim, jelcynowskim okresie poszukiwań znów gładko weszło w stare koryto. Dziś, w 2025 roku, podczas kolejnej, wywołanej przez Federację Rosyjską agresywnej wojny o odbudowę Imperium, tą ewolucyjną symbiozę form najlepiej ilustruje wielka jak lotnisko czapa rosyjskiego oficera z dumnym dwugłowym orłem Mikołaja I, pod którym pyszni się sowiecki owalny bączek z pięcioramienną gwiazdą.
Inne tematy w dziale Kultura