Republikaniec Republikaniec
227
BLOG

Niebezpieczne Królestwo. Rozważania nad rosyjską polityką imperialną

Republikaniec Republikaniec Kultura Obserwuj notkę 23

Rozwój i wzrost imperium rosyjskiego dokonywał się w lwiej części w wyniku podbojów terytoriów narodowo nierosyjskich. Od wieku XVI po czasy nam współczesne, traktowany jako  konieczna podstawa potęgi i znaczenia, a nawet przedstawiany jako warunek dalszego istnienia państwa. Doktryna niewycofywania się i nie oddawania raz zdobytego terytorium była i pozostaje nadal aktualna, nawet jeśli dotycząc miejsc marginalnych krańcowo utrudnia osiąganie innych korzyści politycznych (Południowe Kuryle). Stałą w ciągu wieków praktyką pozostaje siłowa zmiana struktur etnicznych krajów podbitych, osiągana poprzez masowe mordy podczas podboju, częstokroć oczyszczające konkretne, ograniczone punkty dla przyszłego osadnictwa, deportacje i przemieszczenia ludności rdzennej oraz naciski rusyfikacyjne. Implozja 1991 roku zachwiała osiągnięciami co najmniej dwóch stuleci, niemniej jednak, jak wynika z działań współczesnego państwa rosyjskiego (Estonia, Łotwa, Kazachstan, Ukraina) ulokowany tam etnos rosyjski i rosyjskojęzyczny nadal stanowi wykorzystywany zasób. Zmiany struktury etnicznej obecnej Federacji Rosyjskiej  w tracie trwającej jeszcze wojny na Ukrainie, prowadzone poprzez niewspółmierne wobec ich proporcjonalnej do ludności kraju liczebności wykorzystywanie rekrutów mniejszości azjatyckich możemy obserwować na bieżąco.

Jeśli spojrzeć w dłuższym okresie czasu na postępowanie Rosji wobec podbitego terytorium, bez trudu zauważymy kilka wyraźnych, zawsze powtarzających się faz, co prawda, w zróżnicowanych warunkach lokalnych o różnym czasie trwania. Pierwsza, to brutalny podbój najczęściej z elementami ludobójstwa w celu zastraszenia i wymuszenia uległości. Druga - czasowe, liberalne ustępstwa, wyrażające się w przywróceniu podbitym (lub jakiejś ich części) pewnej autonomii, poszanowaniu miejscowej tradycji prawnej, kulturalnej, gospodarczej. Łączy się zwykle z rozwojem gospodarczym, często wzmocnionym korzyściami płynącymi z włączenia w obieg wielkiego i chłonnego rynku rosyjskiego. Faza trzecia, następująca po uznaniu, że zdobycz jest już na tyle wchłonięta, zinfiltrowana i przyzwyczajona, polega na pełnej unifikacji prawnej (także gospodarczej, walutowej i militarnej) z resztą Imperium. Czwarta to końcowy etap rusyfikacji językowej i kulturalnej.Tak wygląda model, którego stosowanie pomimo lokalnych odmienności obserwować mogliśmy w przeciągu kilkuset lat pomiędzy Oceanem Spokojnym a Kaliszem.

Przykładem instrukcyjnym wręcz są tu XIX wieczne losy Finlandii - od podboju w wojnie 1808 roku i masakry ludności miasta Vasa w odwecie za pomoc udzieloną oddziałom szwedzkim, poprzez ustaloną w 1809 roku autonomię, lojalnie przez Finów co do zasad przestrzeganą aż do ofiarnego udziału fińskich jednostek w wojnach z Polakami i Turkami. Akcentem finalnym, który zaburzyły dopiero paroksyzmy rosyjskich rewolucji, była pełna unifikacja z Rosją z lat 1899-1901, uzasadniona ideologicznie memoriałem ogłoszonym w 1899 r. przez carskiego majordoma F. Ordina pt. "Pokorienie Finlandii", w którym obszernie dowodził, że kraj ów, jako podbity podlega swobodnym decyzjom zwycięzcy, który w niczym do niego nie jest zobowiązany. Ustępstwa carskie były aktem łaski, i mogą być przez każdego z jego następców swobodnie odwołane. Ogłoszoną drukiem pracę szeroko dyskutowano, sfery rosyjskie przyjęły ją z entuzjazmem.

Powracając po tej obszernej, ale koniecznej dygresji na polskie podwórko, zacznijmy od przyjrzenia się mitowi, że w 1795 roku (z korektą 1807) Rosja nie sięgnęła po tereny etnicznie polskie. Oprócz licznej naszej mniejszości na Białorusi i Ukrainie, zajęła ona pas z polską większością, ciągnący się od Białegostoku po Dynenburg. Zniszczony ostatecznie dopiero masowymi deportacjami w 1945. W stronę polskości, kulturalnie i politycznie orientowała się także w I połowie XIX wieku grekokatolicka ludność ruskojęzyczna, nawracana okrutnymi represjami na prawosławie, oraz katolicka litewska. Tak, nie zapominajmy, że w 1831 roku chłopsko - drobnoszlachecki ruch powstańczy na Żmudzi był spontaniczny i silniejszy niż po zachodniej stronie Bugu. Co dało w pewnej zapamiętanej przeze mnie dyskusji prof. Jerzemu Skowronkowi asumpt do stwierdzenia, że politycznie w tej epoce Kowieńszczyzna była równie polska, jak Mazowsze. To, lekko licząc, na przełomie XVIII/XIX w. ludność dwumilionowa, zamieszkała w masie w nowych guberniach północno-zachodnich.

Dzieje podboju znamy dobrze, wiemy, co stało się 12 sierpnia 1794 w Wilnie, a 4 listopada tegoż roku w Warszawie. Rządy wojenne i konfiskaty na terytorium uzyskanego na mocy traktatu z 24 października 1795 dość rychło ustąpiły systemowi zliberalizowanemu, w którym lokalną władzę i w znacznej części dawny system prawny pozostawiono miejscowej, a więc polskiej szlachcie. Trudno zresztą było inaczej, rosyjskich kadr wystarczało zaledwie na obsadzenie urzędów gubernialnych, oraz garnizonowych. Słusznie też, w powszechnej opinii podzielonego kraju, rosyjska okupacja uchodziła za mniej uciążliwą niż pruska i austriacka, zwłaszcza od czasu objęcia tronu przez Aleksandra I, afiszującego się z liberalnymi ciągotkami i polskimi arystokratami w otoczeniu. Oczywiście ów liberalizm dotyczył lojalnych poddanych. Podejrzani mogli natomiast liczyć na "knutowanie pod pręgierzem, ocechowanie na licu, wyrwanie nozdrzy i najcięższe roboty w kopalniach syberyjskich" (tłumaczenie wyroku Senatu rosyjskiego na schwytanych przywódców Związku Patriotycznego na Litwie w 1798 roku). Co dobry car Paweł złagodził zresztą o cechowanie i wydzieranie nozdrzy. Kolejnym kilkuset ufundowano bezterminowe wycieczki za Ural - co przy każdej okazji z lubością powtarzano.

Tak docieramy do roku, gdy 1815 do zdobyczy Imperium dołączyła Warszawa,  uważana zresztą za niemal swoją głęboko w XVIII wieku, której oddanie Prusakom wielu poważnych rosyjskich polityków tej epoki krytykowało i uznawało za błąd. Zorganizowano nową zdobycz jako odrębne królestwo, z liberalną konstytucją, związane z Rosją unią tylko personalną - ale na mocy tejże konstytucji nierozrywalną. Boje historyków o ukryty sens i cele tego ruchu trwają już ponad stulecie. Jeśli jednak przyjrzeć mu się przez szkło powiększające wyszlifowane z opisanej wyżej metody imperialnej..

Epoka wojen napoleońskich wykazała ogromną determinację i potencjał Polaków w walce o odzyskanie niepodległości. Stutysięczna, bitna amia, wystawiona w trzy lata wcześniej przez czteromilionowy kadłubek Księstwa Warszawskiego była wspomnieniem zbyt świeżym, by je lekceważyć.Toteż Kongres Wiedeński w interesie trwałości zawieranego pokoju w kwestii polskiej budował złudzenie rozwiązań politycznych - PR nie jest bynajmniej wynalazkiem naszych dni. Najlepszym w owej grze okazywał się Aleksander I, godny w tej kategorii poprzednik Michaiła Gorbaczowa. Popatrzmy więc: element polski w Imperium nie był jeszcze bynajmniej strawiony, ale już ułagodzony, co wykazał podział opinii w roku 1812. Dołączanie do niego trzech milionów nowych (przypomnę, starych poddanych - circa 2.000.000) bezpiecznie nie wyglądało. Podział na poddanych rosyjskich polskiego pochodzenia i Polaków królewskich to lepsze wyjście, podzielonych, małych łatwiej rozpuścić, sprowadzić do grupy prowincjonalnych osobliwości. Są dziś jeszcze chętni do stawiania pomników sympatycznemu skądinąd zresztą generałowi Starnkiewiczowi, który przywiślańskich Czukczy obdarzył kanalizacją. Wielka rzecz dla pogranicznego, garnizonowego miasteczka, tylko nie pytajcie przypadkiem,  kto wielkie na swoje czasy, stołeczne miasto Warszawę do tego poziomu sprowadził.  Pedagogika małości, niemożnościi i wstydu ma nie tylko swoje lotnisko w Berlinie, ale i wokzał w Petersburgu.

Liberalizm konstytucyjny liberalizmem, a co w praktyce? Łamanie przepisów tejże  konstytucji praktycznie od dnia jej wprowadzenia, i to w najbardziej widocznych z pośród możliwych kwestii: uprawnień Sejmu i wolności słowa. Plus wisienka na torcie w postaci groteskowo-makabrycznego cesarskiego braciszka, Naczelnego Wodza. Tyle że owa rosyjska burleska już za pierwsze trzy lata skutkowała samobójstwami 49 młodych oficerów,  doprowadzonych szykanami złośliwej małpy do ostateczności,  którzy  w ten sposób jedynie umieli wyrazić swój lojalny protest. Społeczeństwo omamione z jednej strony chorągiewkami i obietnicami bez pokrycia, z drugiej świadome tragicznej sytuacji geopolitycznej, milczało lub posłusznie wiwatowało. Tym łatwiej, że sytuacja gospodarcza, a więc i codzienny byt większości ulegał poprawie. Wzrost gospodarczy, uzdrowienie finansów, uprzemysłowienie, handel. Niesamowite, coś podobnego później znamy chyba tylko z naszych dni. Tylko czyja to zasługa? Zachęcam do sięgnięcia po klasyczną pracę Stanisława Smolki. Z kim zmagał się w negocjacjach handlowo- politycznych Drucki-Lubecki? Czy większe kłody pod nogi rzucali mu Prusacy i Austriacy, czy ktoś inny, kto teoretycznie winien go wspierać? Szczegóły łatwe do odszukania i sprawdzenia.

Sekowanie elementu polskiego w Imperium przyspieszyło już na początku lat 20. Myślę że przynajmniej tego, za co siedział Mickiewicz z towarzyszami przypominać nie muszę. Jak to wpływało na mieszkańców Królestwa? Zainteresowani niech poszukają równie kanonicznej jak poprzednia wspomniana, pracy Jerzego Łojka "Opinia publiczna a geneza powstania listopadowego".

Tak, Królestwo, które w pierwszych latach z nieudolnym Węgleńskim (zresztą, zausznikiem Nikołaja Nowosilcowa, rezydującego w Warszawie zaufanego i Aleksandra, i Mikołaja d/s polskich) na czele ministerstwa skarbu, rokowało szybkie bankructwo, stanęło na nogach. Ksawery Drucki-Lubecki, bracia Łubieńscy, Staszic... Długa i chwalebna lista zasłużonych ojców sukcesu. I czy właśnie to nie ów sukces, bardziej niż cokolwiek innego zdecydował o zakończeniu polskiego eksperymentu o wiele bardziej niż spisek podchorążych? Symptomów rosyjskiego niezadowolenia im bliżej końca lat dwudziestych, tym więcej. Planowany i wdrażany wymarsz wojsk na zachód Europy zwiastował zamknięcie projektu. Zresztą, na ile i dla kogo ów rzeczony spisek był tajemnicą? Nowosilcow wyjechał pilnie z Warszawy 27 listopada 1830 r. Tylko zdaje się, ilości nagromadzonego pracowicie niekoniecznie tylko polskimi rękami materiału zapalnego nie docenił.

image

Herb Królestwa. Czasem jeden obraz mówi tyle samo, co wiele słów.




Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Kultura