Republikaniec Republikaniec
390
BLOG

Sędzia Zaradkiewicz pyta, minister Bodnar dostaje migreny

Republikaniec Republikaniec Polityka Obserwuj notkę 30

Rok po wyborach, 10 miesięcy po przejęciu władzy każdy uważny obserwator musi stwierdzić jako oczywistą oczywistość, że aktualnie rządząca koalicja, oprócz rozliczenia PiS-u, nie ma żadnej koncepcji na przyszłość rządzonego kraju. Póki co pokrywają to jeszcze audyty, areszty i tym podobne, ale na jak długo? Donald Tusk w sobotę usiłował zarysować jakiś obraz na konwentyklu swojej partii, tyle że podsumować jego wystąpienie można nawet w dwóch słowach - chcemy dobrze. Niestety znajomość kompetencji i umiejętności i jego, i jego drużyny skłania do prognozy, że wyjdzie jak zwykle.Odebranie Lewicy aborcji, a PiS-owi migracji może i jest mistrzostwem pi-arowskiego kuglarstwa, ale poważnych spraw do przodu nie popchnie.

Reprezentatywnym przykładem tego opłakanego stanu rzeczy jest dotychczasowa działalność Adama Bodnara jako Ministra Sprawiedliwości, i na kwestiach z nią związanych zamierzam dziś poprzestać. Gdyby rzeczony minister miał szczery zamiar pracować dla dobra społeczeństwa, któremu jako wysokiemu rangą urzędnikowi przyszło mu służyć, zajęć by mu nie brakowało. Rzetelny opis stanu, w jakim znajduje się tzw. wymiar sprawiedliwości w Polsce nikogo nie może napawać optymizmem.  Wiadomo o tym od wielu lat, a postulaty naprawy, z których najciekawsze chyba sformułował Andrzej Rzepliński 20 lat temu, przez kolejnych majstrujących przy systemie zostały pominięte. Od Jarosława Gowina po Zbigniewa Ziobrę "ulepszenia" pomysłowych Dobromirów dały efekty mniej niż kosmetyczne. Nadal procedury prokuratorskich postępowań przygotowawczych pozostają jednymi z najbardziej opieszałych w Europie, zaś stosowanie, a raczej nadużywanie instytucji aresztu tymczasowego sytuuje ten segment naszego państwa głęboko w trzecim świecie. To samo można powiedzieć o skostniałych i do bólu sformalizowanych procedurach sądowych, które biją wszelkie rekordy długotrwałości. Czy minister Bodnar w ciągu 10 miesięcy urzędowania uczynił cokolwiek, by ten stan, uciążliwy dla obywateli i niszczący dla biznesu poprawić? Czy może chociaż poczynił studia nad projektami, mającymi zmienić i poprawić ów katastrofalny stan rzeczy? Bynajmniej. Minister Bodnar rozlicza przeszłość, poluje na politycznych przeciwników, powiększa chaos w podległych sobie strukturach usiłując cofnąć czas do roku 2015. Co byłoby może zabawne, gdyby nie dotyczyło życiowych spraw milionów obywateli - wzruszając kwestie, które uważali za dawno ostatecznie uregulowanie, a w przypadku nieszczęśników tkwiących dziś w trybach Świętej Procedury - odsuwając ich uregulowanie w bliżej nieokreśloną przyszłość. Powiedzmy wprost - wymiar sprawiedliwości za rządów ministra Bodnara traci nasz czas na zajmowanie się samym sobą, zamiast tym, do czego został powołany i na co płacimy ciężkie pieniądze.

Co prawda prztyczek w nos z niespodziewanej strony, w postaci opinii Komisji Weneckiej, niewiele chyba zaważy na pracach Pana Ministra, ale cios w jego babraninę może przyjść z zupełnie innej strony. Póki co, zupełnie przez komentatorów naszego życia publicznego zupełnie nie zauważonej.

Jednym z najdurniejszych w kwestii tworzenia prawa osiągnięć ekipy Ziobry jest wprowadzenie procedury możliwości "badania niezawisłości i bezstronności sędziego" (z art. 29 znowelizowanej w 2022 roku ustawy o sądzie najwyższym). Idiotyzm jakich mało, zawierający się w niejasnej i uznaniowej procedurze, której szczytem jest jej POWTARZALNOŚĆ. Otóż dotyczyć ona może jednorazowo każdej sprawy, co oznacza że sędzia, wobec którego orzeczono że w sprawie X kontra Y jest pozbawiony przymiotów bezstronności i niezawisłości zamiast wylecieć ostatecznie i nieodwołanie z zawodu w kolejnej sprawie A versus Z odzyskuje cudownie dziewictwo i wymienione wyżej przymioty. Którą to procedurę wykorzystują bezwzględnie adwokaci procesujących się stron, oczywistym jest bowiem, że w sprawach o duże pieniądze beatus possidens, nie mówiąc już o procesach karnych. 10 października bieżącego roku rozpatrując wniesienie w sprawie pomiędzy spółkami o zapłatę należności, w której strona przegrywająca wniosła o "zbadanie niezawisłości i bezstronności" sędziego, których to przymiotów według skarżącego ów jako neosędzia jest pozbawiony, rozpatrujący ją sędzia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego Kamil Zaradkiiewicz postanowił przyczynić się do rozwiązania tego węzła. W sposób moim zdaniem niezbyt zgodny z zasadami naszej suwerenności państwowej, ale wydaje się, że na dziś jedyny możliwy. Zadał mianowicie serię pytań prejudycjalnych TSUE.

W bardzo precyzyjnie zbudowanym dokumencie zwrócił się o sprecyzowanie, czy w świetle prawa europejskiego można w ogóle mówić o "neosędziach", czy o niezależności i bezstronności stanowi tryb powołania sędziego, czy jest to wyłącznie tryb "kastowy" (sędziowie wybierani wyłącznie przez sędziów), czy też dopuszczalny jest udział innych, demokratycznie wybranych organów państwa.

Nie zatrzymując się jednak na tym, postawił kolejną kwestię, czy niezależnym jest sąd z udziałem sędziów - członków upolitycznionych stowarzyszeń, omijających konstytucyjny zakaz prowadzenia działalności politycznej oraz statutowo zobowiązanych do stosowania w orzecznictwie uchwał i zaleceń władz swojego stowarzyszenia.

TSUE, pomimo swoich powszechnie znanych sympatii i antypatii będzie miał bardzo trudne zadanie, by odpowiedzieć na te, faktycznie retoryczne tak w świetle polskiego, jak i europejskiego prawa w sposób nie druzgocący celów i "rezultatów" wielomiesięcznego trudu ministra Bodnara.

Zainteresowanym polecam całość tego niezwykle interesującego dokumentu:

https://www.sn.pl/sites/orzecznictwo/orzeczenia3/iii%20cbo%202-24-3.pdf











Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Polityka