W kwestiach wojennych mapa mówi wprawnemu oku wiele, a gdy nanieść na nią nie-geograficzne informacje dotyczące działań i rozmieszczenia wojsk, to nawet bardzo wiele. Pierwsze, co po uważnym przyjrzeniu się uderza, to skala wielkości. Front, czyli linia bezpośredniej styczności wojsk obu stron konfliktu, od trójstyku granic z Białorusią, po ujście Dniepru to jakieś 3500 kilometrów. Ogrom. Przypomnijmy, że dzisiejsze granice lądowe RP to 3573 km. Oprócz tego, Ukraina pilnować i na wszelki wypadek przygotować do obrony musi granicę z Białorusią (1084 km) i kontrolowanym przez Moskwę Naddniestrzem (405 km). Nie zapominając o 150 km czarnomorskiego wybrzeża, koszmar strategiczny, podobny do tego, który spotkał Polskę w 1939.
W 2014 roku Rosja zajęła zbrojnie Krym oraz większość obwodów ługańskiego i donieckiego (43 tys. km² ), na chwilę obecną powiększyła swoje zdobycze w Donbasie, oraz nadazowskich częściach obwodów zaporoskiego i chersońskiego (ok. 60 tys.km² ). Okupuje więc łącznie 1/6 obszaru napadniętego kraju.
I na tym lista rosyjskich osiągnięć się kończy. Od maksymalnego zasięgu ich wojsk wiosną ubiegłego roku licząc, Ukraińcy wyzwolili ponad 100 tys. km² swojej ziemi w obwodach kijowskim, czernihowskim, sumskim, charkowskim i chersońskim.
Zagrożenie atakiem z północy, od strony Białorusi, staje się coraz bardziej iluzoryczne. Trudny z własnego ukształtowania dla operacji militarnych teren południowego Polesia został umocniony i zaminowany. Przygotowano dodatkowe elementy niszczenia nielicznych dróg, a i dewastacja wykonanych w czasach sowieckich urządzeń melioracyjnych zrobiła swoje. Porównanie na zdjęciach satelitarnych sprzed 2022 roku i obecnych wód i rozlewisk ukazuje skalę przygotowań. Na Białorusi, po przesunięciach ze stycznia bieżącego roku pozostało nie więcej niż 10 tys. rosyjskich żołnierzy wojsk lądowych. Biorąc pod uwagę wojenny zapał samych Białorusinów, wydaje się, że Łukaszenka zwlekał skutecznie. Niewykluczone, że w ostatnich dniach uzyskał dla swojego lawirowania poparcie Chin – królewskie przyjęcie,jakie mu w Pekinie zgotowano raczej nie świadczy, by pojechał tam wyłącznie jako wysłannik Putina.
Naddniestrze także poważnego zagrożenia militarnego nie stanowi. Stacjonujące tam ok. 2000 żołnierzy, zaliczanych do regularnej armii rosyjskiej, wobec pełnej blokady tego 200- kilometrowego pasa ziemi o szerokości maksymalnie 12-15 km, to głównie lokalsi. Chętni, jak spora część tamtejszej społeczności, do utrzymania kryminalno-przemytniczych podstaw swojego nazywanego „państwem” biznesu, ale do awantury wojennej już nie za bardzo. Zastanawiam się, na ile niepodejmowanie przez Ukraińców działania na rzecz likwidacji tego wrzodzika powodowane jest polityczną niechęcią do okazywania się napastnikiem, a na ile chęcią podtrzymywania napięcia w Rumunii, dla której kwestie Mołdawii nie są obojętne. Sądzę, że kwestia Naddniestrza zostanie rozwiązana na ostatnim etapie wojny, być może równocześnie z dojrzewającym zjednoczeniem obu krajów rumuńskojęzycznych. Wabik, jakim według niektórych mogłyby być mityczne postsowieckie magazyny koło Tyraspola, po trzydziestu latach tamtejszego „zarządzania” zapewne zbyt wiele poza ścianami nie oferują.
Mimo wszystko, sama świadomość istnienia liczącej trzy i pół tysiąca kilometrów linii frontu wygląda przerażająco. Ale faktycznie intensywne działania bojowe na początku marca 2023 roku ograniczają się do około 350-cio kilometrowego odcinka w regionie Donbasu, pomiędzy miastami Kreminna a Wuhledar. Dlaczego? Do prawdziwie aktywnych działań na pozostałych 3000 kilometrów obu stronom konfliktu brakuje i ludzi, i sprzętu. Obie ograniczają się więc do przygotowywania urządzeń obronnych (linie umocnień, zniszczenia taktyczne), obserwacji i mało aktywnej wymiany uderzeniami drobnych grup dywersyjnych, a także ostrzału artyleryjskiego.
Czym dysponują? Ukraińcy, według ocen, mają pod bronią do 600 tys.ludzi, z tego jakieś 200 tys na linii i w odwodach aktywnego odcinka frontu, drugie tyle w zgrupowaniach operacyjnych w węzłowych punktach na kierunku rosyjskim, setkę od strony białoruskiej (ten kierunek jest traktowany jako wypoczynkowy i szkoleniowy dla jednostek rotowanych z terenu intensywnych walk) i kolejną setkę w szkolonej i uzbrajanej z zachodnich dostaw armii uderzeniowej.
Rosjanie, którzy rozpoczęli tę wojnę 24 lutego ubiegłego roku z jakimiś 200 tys. ludzi, przesuwając sukcesywnie na front jeszcze do 150 tys. żołnierzy z armii czynnej, zmobilizowali z przeznaczeniem na tę wojnę ponadto mniej więcej 400 tys. rezerwistów. Biorąc pod uwagę stratę ponad 200 tysięcy, dziś do prowadzenia wojny przeznaczają armię około półmilionową. Z tego na uznanym przez nich za zasadniczy kierunku donbaskim, jakieś 300 tys. Ich własne podręczniki mówią, że do osiągnięcia powodzenia w przełamaniu potrzebne jest osiągnięcie przewagi sił co najmniej w stosunku 3:1. Oczywiście posiadają w szeregach co najmniej drugie tyle żołnierzy, niemniej jednak nie są wstanie przeznaczyć ich w całości do podbijania Ukrainy.
Na tych właśnie 300 kilometrach trwa od lutego oczekiwana wielka ofensywa drugiej armii świata. Niektórzy analitycy, którzy spodziewali się czegoś więcej, nadal wyczekują na informacje o bardziej spektakularnych działaniach – raczej na próżno. Dlaczego? W rocznych walkach armia rosyjska wytraciła sporą część cennego zasobu żołnierzy zawodowych i kontraktowych, zwłaszcza w specjalnościach typowo frontowych (piechota, artyleria, pancerniacy, saperzy). Straciła sporo sprzętu, wystrzeliła znaczną ilość zasobów amunicji, zwłaszcza nowoczesnej. Wojsko rosyjskie anno 2023 walczy dziś przede wszystkim bronią typów sowieckich z zapasów – czołgi T-72, transportery BTR-80, artyleria holowana, samobieżne haubice Goździk i Msta. Z dostarczanem nowego, zajęty głównie remontami rosyjski przemysł sobie nie radzi. Systemy rozpoznania i kierowania ogniem oraz zasięg skutecznego ostrzału daleko odbiegają od tego, czym dziś dysponuje ich przeciwnik.
W pierwszych miesiącach wojny co raz widzieliśmy filmiki, w których zachodnie MANPADS w ukraińskich rękach strącały rosyjskie śmigłowce szturmowe. Nowych od dawna nie ma, ale nie dlatego, że Pioruny straciły skuteczność. Po prostu rosyjska piechota musi iść do szturmów bez ich wsparcia, skoro okazały się łatwe do zwalczania. Rosja teoretycznie posiada miażdżącą przewagę w lotnictwie. I co z tego, skoro udoskonalony w trakcie wojny ukraiński system przeciwlotniczy nie daje szans jego wykorzystania? Rosyjskie samoloty nie pojawiają się na niebie przeciwnika, od czasu czasu wystrzeliwując głęboko spoza linii frontu dalekosiężne pociski. Nawet w głębi swojego terytorium nie są bezpieczne, o czym świadczą ataki na lotniska. Ostatnia strata myśliwca Su-34 od własnego ognia nad Donbasem jest równie znacząca dla oceny kondycji armii agresora, jak filmiki z dronami lądującymi na Mainstay-u w Moczuliszczach.
Zimowa nadzieja, czyli próba zmasowanych terrorystycznych ataków rakietowych i dronowych na cywilną infrastrukturę krytyczną, statyczną i dobrze znaną Rosjanom, nie dały efektu. Zima się kończy, a Kijów i inne miasta nie wymarły bez prądu, wody i ogrzewania. Nic nie wiadomo też o skutecznych uderzeniach w ukraińskie wojska i magazyny na zapleczu.
Jedyne zmiany na korzyść Rosjan w ciągu kilku ostatnich miesięcy to mierzone w setkach metrów zdobycze terytorialne szturmującej kompaniami piechoty, wspieranej przez czołgi i nawały artyleryjskie w typie drugowojennym. Przy ogromnych kosztach. Według ocen wywiadu brytyjskiego, na odcinku bachmuckim (około 30 km) od sierpnia Rosjanie przesunęli się tylko o 8 -10 kilometrów do przodu, tracąc mniej więcej 40 tysięcy zabitych i rannych. Coraz częściej pojawiają się też doniesienia o skutecznych atakach ukraińskiej artylerii rakietowej na magazyny,transporty i punkty koncentracji wojsk przeciwnika na zapleczu frontu, sprawiających, że kierowane na front jednostki docierają do rejonu walk już ze stratami – trudno nie łączyć ich z korzystaniem przez Ukraińców z danych rozpoznania satelitarnego sprzymierzeńców.
Z marcem kończy się zimowe okienko działań wojennych. Nachodząca „rasputica” zawiesi je na kilka tygodni, dopiero w maju grunt stwardnieje na tyle, by ciężki sprzęt mógł operować bez przywiązania do sieci bitych dróg. Nic jednak nie wskazuje, by bachmucka maszynka do mielenia Rosjan przestała pochłaniać ich po kilkuset dziennie, skoro Ukraińcy podciągnęli odwody i nadal zamierzają bronić północnej części miasta. Rezerwy łagierników też się już chyba wyczerpały, skoro o Grupie Wagnera słychać coraz mniej. Siła, którą Putin zbudował w wyniku „mobilizacji częsciowej” zużywa się bardzo szybko. Oczywiście zawsze można ogłosić kolejną, ale to, wobec wyczerpania zapasów z „głubinki” oznaczać będzie sięgnięcie po wielkie miasta. A to już ruch politycznie ryzykowny. Nie mniej niż interesująca proteza – zachęcanie gubernatorów regionów, do tworzenia własnych jednostek wojskowych. Zamiast jednego Kadyrowa, Putin może ich w taki sposób wyhodować kilku.
Do maja gotowa do działania będzie ukraińska armia uderzeniowa, z silną artylerią dalekosiężną i co najmniej pięcioma batalionami czołgów (2 na T-72/PT-91, 2 na Leopardach, 1 na Challengerach). Czy Załużny zdecyduje się na krótkie uderzenie na kierunku Melitopol-Berdiańsk, czy raczej spróbuje szczęścia na północy, atakując z rejonu Kremiennej prawe skrzydło głównego zgrupowania przeciwnika w Donbasie, zobaczymy.
Najmniej prawdopodobny wydaje się wariant próby jednostronnego zawieszenia broni przez Rosjan po zdobyciu ruin Bachmutu, wobec małego prawdopodobieństwa zgody nie tylko Ukraińców, ale i ich głównego, amerykańskiego sponsora. Próby jednak mogą nastąpić. W sobotę, pomimo obowiązującego zakazu lotów na trasie Monachium-Moskwa-Norymberga przeleciał przystosowany do celów sanitarnych samolot Bombardier 604, ponoć z objętym sankcjami Siergiejem Rodługinem, przyjacielem i głównym nadzorcą prywatnych operacji finansowych Putina na pokładzie. Oczywiście, powodem mogła być choroba, a uzasadnieniem powszechnie znana niemiecka dobroć serca i humanitaryzm. Mimo wszystko, nasuwa się jednak podejrzenie, że przyleciało osobiste posłanie, mniej więcej o treści: „Zróbcie coś, kochani niemieccy towarzysze. Bo inaczej w końcu będziemy zmuszeni do ujawnienia pełnej treści naszych umów.”
Jakie z tego wnioski dla nas? Jednoznaczne. Kontynuować politykę wspierania Ukrainy w sojuszu z USA i Wielką Brytanią, budować porozumienie państw frontowych i nadbałtyckich. Z koalicji prorosyjskiego nicnieróbstwa zaczyna się wyłamywać Holandia, wieloma nićmi powiązana z Anglikami. Osłabienie Rosji daje szanse także na wywrócenie unijnego stolika.
www.oryxspioenkop.com/2022/02/attack-on-europe-documenting-equipment.html
https://www.oryxspioenkop.com/2022/02/attack-on-europe-documenting-ukrainian.html
Inne tematy w dziale Polityka