Wbrew twierdzeniom niektórych, charakter narodowy obiektywnie istnieje. Ukształtowany wiekami unikalnych, różnych od bliższych i dalszych sąsiadów doświadczeń, z zestawem takich, a nie innych cech. Przekazywanych z pokolenia na pokolenie, przede wszystkim przez rodziny. Mała dygresja – dlatego właśnie lewicowo-liberalni majsterkowie właśnie narodu i rodziny nienawidzą tak bardzo, jak kochają klimat, żabki oraz ślimaczki. Charakter narodu determinuje charakter jego najważniejszej organizacji, czyli państwa. O istocie agresywnego i zaprogramowanego na ciągły rozrost, ideologicznie podbudowywanego przeróżnymi wariantami prymitywnego mesjanizmu państwa moskiewskiego napisano już wystarczająco dużo. Ja sam także.*
Opowieści, że Rosja ma swoje tabu-greznzen wkładam spokojnie między bajki, a jeśli ktoś powiada na dodatek że granice te są na Bugu, pomiędzy bajki śmieszne i straszne zarazem. Znamy ich nie od dziś, znamy też dobrze przeróżnych szczurołapów z Hameln, a nuty ich fujarek w prawdziwie polskim uchu zawsze będą brzmiały fałszywie.
Dla Rosji, jak celnie określił w swojej głośnej książce Marek Budzisz, wszystko jest wojną. Przerwy między kolejnymi wojnami, choćby wypełnione były nie wiem jak bardzo pokojowymi inicjatywami, zawsze są tylko i wyłącznie oczekiwaniem na moment, gdy Rosja będzie wystarczająco silna, a potencjalna ofiara słaba. Tak było, jest i będzie – niezależnie od tego, ile pokojowych Nobli na zachętę przyznają jeszcze w przyszłości jacyś zaczadzeńcy. Pamiętamy, jak niewiele czasu dzieliło wspaniałą pokojową inicjatywę ministra Maksyma Litwinowa z 1933 roku od paktu Ribbentrop-Mołotow. Uzasadnianemu dokładnie tak samo, jak i dziś robią to przeróżni usprawiedliwiacze agresji.
O korzeniach obecnej wojny także pisałem nie jeden raz. Żądania rosyjskie z grudnia 2021 miały tyle samo wspólnego z ochroną rosyjskojęzycznej mniejszości na Ukrainie oraz zabezpieczeniem rosyjskich granic, co kolejne postulaty Adolfa Hitlera wobec Austrii, Czechosłowacji, Litwy i Polski w latach 1938-1939 w analogicznej kwestii. Chodzi, jak zwykle, znów o to samo. O podbój i dominację.
Głosów pożytecznych idiotów, a wśród polityków niektórych państw nie tyle idiotów, co sukinsynów zainteresowanych dalszym robieniem lukratywnych interesów z bandytą, ostatnio coraz więcej. Nie ma się czemu dziwić – tytułowe nieustające pasmo sukcesów Władimira Władimirowicza coraz mocniej wskazuje na wysokie prawdopodobieństwo rosyjskiej porażki. Wielkiej porażki, za jaką uważałbym zakończenie wojny z przywróceniem linii rozgraniczenia na Ukrainie z dnia 24 lutego 2022, albo wręcz klęski, jaką według mnie byłoby odbicie przez Ukraińców chociażby części terytoriów obwodów donieckiego i ługańskiego, zajętych przez Rosjan w 2014.
Pamiętając o przeprowadzonym z wyjątkowym powodzeniem odwrocie spod Kijowa, Sum, Czernihowa i Charkowa oraz jeszcze większym sukcesie, jakim było po ogłoszeniu 30 września aneksji Chersonia pośpieszne opuszczenie także tego miasta już 6 tygodni później, nie zapominajmy o innych. O wiele bardziej w perspektywie znaczących. Wymienię w tym tekście cztery, które uważam za najistotniejsze i najmocniej wpływające na przyszłość, i to w dalekim horyzoncie czasowym.
Po pierwsze, ukonstytuowanie narodu ukraińskiego. Rosyjska napaść i nie bójmy się tego słowa, bohaterska obrona, przeorała świadomość w dużej części rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy bardzo głęboko. Podział na Wschód i Zachód stał się nieistotny, powstały wspólne punkty odniesienia i wspólne mity. Ukraińcy mają dziś swoje nie wyszukiwane na siłę i bynajmniej nie wszystkim bliskie tradycje, ale nowe, swoje własne Westerplatte i swój Raszyn. Swoich bohaterów, i wreszcie swojego, znienawidzonego wroga. Rowu, który Putin wykopał, pomiędzy Rosjanami a Ukraińcami nie da się już zasypać.
Po drugie, obudzenie Ameryki i konsolidacja Zachodu. Wbrew nadziejom Rosji, podsycanym zapewne przez Chińczyków, USA pod przywództwem demokratycznego prezydenta, powszechnie uznawanego za nieogarniętego i opanowanego przez ciotki tudzież wujków tęczowo-zielonej Rewolucji staruszka, nie okazały się tak słabe i tchórzliwe, jak by wskazywać mógł powierzchownie oceniany bieg wydarzeń roku 2021. Supermocarstwo pokazało, że nadal jest supermocarstwem, zaś pamięć o krwawej cenie, jaką już dwukrotnie przyszło mu zapłacić za odpędzenie widma opanowania Europy przez agresywnych maniaków, przywołała zdolności znane z czasów Zimnej Wojny. Za hegemonem poszła cała Europa, ta bliżej położona agresora chętnie, ta bardziej odległa z grymasami, ale poszła.
Po trzecie, mocna zmiana sytuacji geostrategicznej. Wstąpienie do NATO Szwecji i Finlandii, jeszcze niedawno nie do pomyślenia, czyni z Morza Bałtyckiego wewnętrzne jezioro NATO-wskie, ustawiając rosyjską flotę bałtycką od razu w roli potencjalnych nieruchomych podwodniaków, a Kaliningrad przekwalifikowując z groźnej bazy militarnej w skrzyżowanie cmentarza wojennego z obozem jenieckim. Oparcie Paktu w Szwecji i Finlandii zmienia także całkowicie sytuację na Morzu Norweskim, które przestaje być dogodnym terenem operacyjnym dla rosyjskiej Floty Północnej, nie wspominając nawet o zagrożeniu od pierwszego dnia ewentualnego konfliktu jej stosunkowo bezpiecznych dotąd baz.
Po czwarte, od Kalifornii po Wisłę nastąpiło zbiorowe odkurzenie koszar, magazynów, i co najistotniejsze – fabryk. W perspektywie roku – dwóch zdolności produkcyjne przemysłu zbrojeniowego Zachodu, mimo że wcale nie jest on stawiany na stopie wojennej, ulegają zwielokrotnieniu. Przewietrzenie arsenałów, dokonane poprzez donacje dla Sił Zbrojnych Ukrainy wpłynie zbawiennie na jakość i możliwości operacyjne wojsk NATO. Zdolności do masowej produkcji amunicji w 2022 roku wzrosły tu średnio już o 150%, w roku bieżącym osiągną nawet 500% wzrost. Nowe samoloty, śmigłowce, czołgi i działa oraz nowy sprzęt towarzyszący w perspektywie kilku lat postawią „drugą armię świata” w roli XIX-wiecznych Zulusów wojujących dzidami przeciw angielskim Maximom. Nie przesadzam, baczna obserwacja tego, co jakościowo dzieje się na ukraińskim poligonie, daje taki właśnie obraz. Przepaść technologiczna nie jest w tym przypadku bynajmniej mitem. Na dodatek, produkcja wojskowa staje się na Zachodzie elementem napędzającym gospodarki, gdy dla rosyjskiej jest tylko ciężarem. Mężczyźni z krajów NATO pracują i zarabiają, rosyjscy, o ile nie uda się im uciec z kraju w coraz większej liczbie użyźniają ukraiński czarnoziem. Populacja Rosji i bez tego od lat maleje.
Na Kremlu też ślepi nie siedzą. Własną retoryką zapędzili się jednak tak głęboko, że sami z propozycją ustępstw bez kompletnej utraty twarzy wyjść nie mogą. Niebezpieczna perspektywa, zwłaszcza wewnątrz kraju, w którym poddani zbyt nagle sprowadzeni na Ziemię i pozbawieni perspektyw łupieskich zysków, mogą po raz kolejny okazać się nieobliczalni. Toteż już obserwujemy na zachód od rosyjskich granic wzmożenie ruchów pokojowych. 10 tysięcy Berlińczyków protestujących przeciw „podsycaniu wojny” znajdzie z pewnością naśladowców w innych stolicach, ngosów i fundacji wszędzie dostatek. Oraz internetowych komentatorów. Zachowajmy spokój i rozsądek, niezależnie od tego jak łzawe będą apele.
*
https://www.salon24.pl/u/tedyiowedy-otryt/1227072,rosja-niemcy-i-kwestia-polska
https://www.salon24.pl/u/tedyiowedy-otryt/1212964,tajemnice-ruskiego-mira
Inne tematy w dziale Polityka