Wczorajsza wypowiedź Witolda Waszczykowskiego wywołała medialną i komentatorską burzę. Gromy oraz hektolitry jadu rywalizowały z beczkami wazeliny. A przecież Waszczu nie powiedział w zasadzie nic szczególnego. Niemniej jednak wpadająca w ucho fraza „To nie my się zmieniliśmy, to Biden się zmienił” zawładnęła wyobraźnią mas.
Jedak zapoznanie się z całą wypowiedzią b. ministra spraw zagranicznych powinno, przynajmniej ludziom myślącym, rozproszyć wszelkie kontrowersje: „Wszyscy zmieniliśmy zdanie na temat prezydenta USA. Nie dlatego, że zmieniliśmy poglądy. Ale dlatego, że Joe Biden się zmienił. Wciąż podtrzymuję zdanie, że w pierwszym roku swojej kadencji obecny prezydent USA prowadził katastrofalną politykę zagraniczną. Szczególnie z naszego punktu naszego widzenia. On nie ukrywał, że chciał powtórzyć reset Obamy. Udzielał koncesji Putinowi bez żadnej wzajemności. Jest też odpowiedzialny za katastrofę w Afganistanie – fatalnie przeprowadzone wycofanie wojsk, praktycznie ucieczkę, która doprowadziła do tragedii. Natomiast wojna, atak Rosji na Ukrainę doprowadziła jednak do radykalnej zmiany podejścia.”
Tak, linia polityczna prezydentury następcy Trumpa była całkowicie jawna i dziecinnie łatwa do odczytania. Elegancka w swojej prostocie, i z amerykańskiego punktu widzenia zupełnie sensowna, a także korzystna. Tyle tylko, że zbyt słabo, jak dowodnie wykazał przebieg wydarzeń minionego roku, oparta na znajomości realiów. Przypomnijmy pokrótce – prawidłowo identyfikując jako głównego globalnego rywala Chiny, Biden, zgodnie zresztą z podstawową zasadą ekonomii sił, postanowił skoncentrować uwagę USA na Pacyfiku. Aby to umożliwić, należało wycofać się w miarę możliwości z innych kierunków, uznanych w strategicznej koncepcji za poboczne. A więc wycofać się z Afganistanu, oraz zmniejszyć zaangażowanie na Bliskim Wschodzie i w Europie. Tu na faktora swoich interesów Dems upatrzyli Niemcy, najsilniejszy kraj i faktycznego hegemona w UE, silnie skoligacony wszechstronnymi interesami z Rosją. Ten ostatni punkt wydawał się być najistotniejszy – jako gwarancja odciągnięcia, za dobrą cenę, Putinlandii od współpracy z Chinami.
Brak rozeznania kwestii rosyjskich, zwłaszcza nie wzięcie pod uwagą rosyjskiej megalomanii, usiłującej ustawić ów pogrążający się kraj co najmniej na równi z dwoma globalnymi supermocarstwami sprawił, że na przełomie 2021/2022 wielki plan Bidena stał się zalążkiem katastrofy.
Przekonana o słabości USA i Ukrainy, a niemniej o własnej potędze Rosja złożyła dalej idące żądania, a następnie zaatakowała.
USA z Europy bez całkowitej utraty twarzy i statusu wycofać się nie mogły. Reszta to tylko konsekwencje.
Komentując amerykańską politykę dokładnie na miesiąc przed wybuchem wojny, pisałem: „Porównanie pozycji międzynarodowej Stanów Zjednoczonych AP pomiędzy rokiem 2020 a 2022 wypada jednoznacznie. Pytanie, jak w sytuacji perspektywy utraty nie tylko wpływów zbudowanych w Europie Wschodniej po 1989, ale wręcz zakwestionowania amerykańskiej obecności w Europie w ogóle, zachowają się waszyngtońskie elity Deep State. Wszak zwielokrotniony Kabul w Europie Wschodniej nie może nie wpłynąć na wizerunek i wiarygodność USA u sojuszników w regionie Pacyfiku. Licytacja trwa, karty niedługo mogą pojawić się na stole.”
https://www.salon24.pl/u/tedyiowedy-otryt/1200041,nowa-strategia-waszyngtonu-czyli-jak-skutecznie-w-krotkim-czasie-wyprztykac-atrybuty-mocarstwowosci
Polityka jest sztuką rozgrywania możliwości. Chwała prezydentowi USA, że nie trzymając się niewolniczo pierwotnych planów, umiał znaleźć się w nowej rzeczywistości. Potrafił przyznać się do błędu w ocenie i skorygować kurs. A że nowa ocena jest w takim stopniu zbieżna i z przedwojennymi, i aktualnymi przewidywaniami rządzących w Polsce pisiorów, obie strony bez trudu znajdują wspólny język. Minuta (która nie wstrząsnęła światem) dla opozycji była takową nie tylko dlatego, że jest ona jedynie opozycją, ale i z przekonania, że z tymi ludźmi u władzy Polska, leniwie płynąca w głównym europejskim nurcie i apelująca o więcej niemieckiego przywództwa swojej wielkiej ubiegłorocznej roli by nie odegrała.
Przestrzegam jednakowoż rządzących przed tryumfalizmem – historia wcale nie ma zamiaru się kończyć. Joe Biden jest prezydentem USA, nie Polski. Amerykanie z wielkim zadowoleniem przyjmują sytuację, w której w Europie mogą poważnie rozmawiać nie tylko z Niemcami i Francją, toteż czas trwającej wojny musimy wykorzystać maksymalnie do wzmocnienia swojej pozycji i w regionie, i w UE. Około KPO-we mazgajstwo i płaszczenie się przed sterowaną z Berlina Komisją Europejską bynajmniej temu nie służą. Musimy pamiętać, że wojna kiedyś się skończy. Po dzisiejszej chińskiej deklaracji dalszego niezaangażowania, bo tak odczytuję „pokojową” notę Pekinu, można się spodziewać, że raczej wcześniej niż później. Porażką Rosji, czyli wycofaniem się z co najmniej większości zajętych od 2014 roku terytoriów. A wtedy stanie na porządku dziennym kwestia powojennej odbudowy Ukrainy. Nie oszukujmy się, ci, którzy wyżyłują się dziś na konieczną pomoc wojskową i humanitarną, jutro będą z twardej konieczności mniej hojni. Amerykanie już dziś zastanawiają się, jak włączyć do tego przyszłego, wielce kosztownego procesu ogromne niemieckie rezerwy finansowe.
Inne tematy w dziale Polityka