Polska polityka wewnętrzna doszła w swoich obrotach do takiego już poziomu absurdu, że pierwszy od bardzo dawna racjonalny ruch na tej scenie wywołał konsternację obserwatorów. Mam na uwadze decyzję prezydenta o skierowaniu ustawy o zmianach w Sądzie Najwyższym do Trybunału Konstytucyjnego. Przypomnijmy: Mateusz Morawiecki z uporem godnym lepszej sprawy zapędził swoje ugrupowanie w ślepy zaułek, rozbudzając bezpodstawnie nadzieje elektoratu na deszcz darmowych euro, który spłynąć miał jako manna z unijnych niebios pod postacią KPO. Już samo przyjęcie tej bardzo drogiej i możliwej do wydatkowania tylko na ściśle określone w Brukseli cele pożyczki było głupie. Stokrotnie głupie, jeśli wziąć pod uwagę przyjęcie jej z warunkami, które unijnym federalistom pozwoliły w sposób sprzeczny z traktatami wtrącać się w sprawy zastrzeżone dla kompetencji krajowych. Ale odkręcenie tego wariactwa, zwłaszcza w roku wyborczym jest zadaniem o stopniu trudności zbliżonym do kwadratury koła. Opozycji oczywiście w to graj, dostała z jednej strony piękne pole do publicznego rozdzierania szat i wylewania przed kamerami wiader krokodylich łez nad zbrodniczością totalitarnej władzy, która tyle kasy do zmarnowania traci dla Polski (zwracam uwagę, dla Polski, nie Tego Kraju), z drugiej zaś możliwości otwartego i zakulisowego knucia w instytucjach unijnych. Sama ustawa w obecnym kształcie, wynegocjowanym prawem kaduka przez ministra Szynkowskiego z eurobiurokratami jest prawnym potworkiem. Clou jest tutaj upoważnienie Naczelnego Sądu Administracyjnego do rozpoznawania spraw dyscyplinarnych sędziów zamiast dotychczasowych mutacji jednostki dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Dodatkowo NSA zająć się ma teraz testami niezawisłości w odniesieniu do sędziów Sądu Najwyższego i być sądem odwoławczym w wypadku testów sędziów powszechnych.
Abstrahując na moment od kwestii formalnych, popatrzmy na stronę praktyczną. Oto ostatni jako-tako działający segment sądownictwa zostaje zasypany może nie kwestiami dyscyplinarnymi, z tymi ilościowo jakoś by sobie poradził, ale tysiącami przypadków idiotycznej zabawy we wzajemne „testowanie”, bo któż teraz odmówi sobie tej przyjemności na koszt państwa i nieszczęsnych obywateli, których zły los zmusi do przestąpienia progów sądowych. Krach i klapa, moi państwo, o ile teraz prosta w miarę sprawa cywilna trwa trzy lata, przygotujcie się na sześć. I pomyśleć, że w takiej zapyziałej i wyrzuconej z Unii Wielkiej Brytanii prosta sprawa karna może znaleźć się na wokandzie już w tydzień po fakcie przestępstwa.
Są jednak jeszcze poważniejsze podstawy do obaw. O ile obecna Konstytucja multum ważnych kwestii odsyła z filipińską niefrasobliwością od ustaw, o tyle jak raz w sprawie NSA jej zapisy są dość bogate i precyzyjne. Jak twierdzą poważni prawnicy, wynegocjowany i uchwalony akt pisowskiej kapitulacji jest sprzeczny z art. 175 Konstytucji, który wprowadził wyraźne wyodrębnienie pionu sądownictwa powszechnego, sądownictwa administracyjnego i Sądu Najwyższego. Kolejna sprzeczność zachodzi z art. 184 który określa kognicję Naczelnego Sądu Administracyjnego, w której nie mieści się w żaden sposób nadzór judykacyjny nad orzeczeniami sądów powszechnych.
Nie wiem, czy witanie się z tłustą rzekomo eurogąską w wykonaniu koalicji rządzącej tym razem było na poważnie, czy raczej jest sposobem na próbę wycofania się z resztkami twarzy na zasadzie: „Wicie, rozumicie, myśmy chcieli, ale nie możemy”.
Prezydent w tej sytuacji wyjścia nie miał. By zachować powagę urzędu i roli strażnika Konstytucji, zareagować musiał. Weto przy obecnym stanie teatrzyku nie miało sensu, niezależnie od prawdziwych intencji i koalicji, i opozycji musiałoby zostać odrzucone. I PiS, i PO tak się w tej kwestii zakiwały, że głosować przyszłoby im razem, niezależnie od konsekwencji, czyli porcji paliwa dla dogasających smętnie Konfederacji, PL2050 i Ziobrystów.
Skierowanie przyjętej przez Sejm ustawy do Trybunału Konstytucyjnego daje z jednej strony szansę na publiczne rozłożenie tego potworka przez fachowych prawników na czynniki pierwsze, z drugiej na kontynuację rytualnych kogucich tańców obu partii uważających się za wielkie.
Efekt i perspektywy najlepiej pokaże obrazek – przypominam ilustracją drogowskaz, wykonany na początku ukraińskiej wojny dla nadjeżdżających ze wschodu. Identyczny w charakterze stoi dziś na drodze polskich, pożal się Boże, mężów stanu.
O położeniu, do którego zgodnym staraniem polityków i sędziów został doprowadzony wymiar sprawiedliwości w PL celnie opowiada ten wywiad sprzed paru dni:
https://serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia/artykuly/8655933,sedzia-piwnik-o-godz-1400-w-sadach-hula-wiatr.html
Inne tematy w dziale Polityka