Mistrzowie praktyki politycznej, którzy zbudowali na kilkaset lat stabilne imperium, starożytni Rzymianie, mawiali, że nie ma takiej bramy, przez którą nie przeszedłby osioł obładowany złotem. Myśl zaiste głęboka, oparta o znajomość ludzkich słabości i ekonomicznie uzasadniona – w wielkiej polityce taniej może kosztować przekupienie nawet bardzo zachłannego decydenta (czy grupy decydentów), niż wystawienie i wysłanie przeciw niemu armii, czy też poczynienie na rzecz jego kraju kosztownych czasami ustępstw.
Korupcja jest problemem ponadczasowym i ponadustrojowym. W mniejszym lub większym zakresie występowała i występuje we wszystkich typach systemów społeczno-politycznych i we wszystkich kręgach kulturowych. Szczególnie interesującym zagadnieniem jest korupcja w elitach władzy, wśród decydentów politycznych, którzy zarządzają najważniejszymi instytucjami oraz organizacjami. W tym bowiem miejscu omawiane zjawisko może wpływać na bieg wydarzeń o znaczeniu wręcz globalnym. Według danych zajmujących się obserwowaniem korupcji instytucji, przodują tu kraje Afryki, gdzie mapa największych wziątek nakłada się wprost na mapę inwestycji zagranicznych. W Europie szczególne miejsce należy się w tym zakresie Bułgarii, jej byłemu premierowi Bojko Borisovowi i jego partii Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (członek Europejskiej Partii Ludowej), której część kierownictwa według informacji śledczych na wielką skalę prywatyzowała środki z tzw. funduszy europejskich. Co nie przeszkodziło Komisji Europejskiej w uruchomieniu bułgarskiego Krajowego Planu Odbudowy już w sierpniu 2022 r. Oczywiście szukanie przyczyn owej pobłażliwości w okoliczności, że Bułgaria grzecznie i bez fochów akceptuje wszelkie brukselskie idee postępowe oraz centralizacyjne, jest foliarstwem i teorią spiskową.
W badaniu i reagowaniu bowiem na zjawiska korupcyjne wielką i decydującą rolę odgrywa metodologia. Czyli uznawanie co korupcją jest, a co nie jest. Rzecz oczywista, z tym uznawaniem przeróżnie bywa - ocena jest w oceniającym. Niemcy za kraj skorumpowany bynajmniej nie uchodzą, ale... Przyjrzyjmy się teraz jednemu, konkretnemu przypadkowi.
Gerhard Schröder, polityczny mentor obecnej wierchuszki SPD, najsilniejszej partii koalicji rządzącej. 78 latek, z solidną emeryturą (8700 euro miesięczne). Jako byłemu kanclerzowi przysługuje mu ponadto utrzymywane z budżetu biuro z personelem i samochód służbowy (ok. 500 tys. euro rocznie).
W 2005 r., dosłownie w kilka dni po opuszczeniu fotela kanclerskiego, rozpoczął pracę w spółce Nord Stream, budującej po dnie Morza Bałtyckiego gigantycznie drogie gazociągi, których jedynym uzasadnieniem było ominięcie terytoriów państw leżących pomiędzy Niemcami a Rosją. Schröder przewodniczył komitetowi akcjonariuszy, był także przewodniczącym rady nadzorczej rosyjskiego państwowego giganta energetycznego Rosnieft oraz figuruje w rejestrach handlowych jako prezes zarządu spółki Nord Stream 2 AG. Na stanowiskach w rosyjskim sektorze energetycznym zarabiał w 2021 roku około miliona euro rocznie. Obowiązki w rosyjskim biznesie nie były chyba przesadnie absorbujące, skoro równolegle znalazł czas na sporo innych zajęć, na przykład funkcje doradcy w Libijskim Urzędzie Inwestycyjnym oraz w Rothschild Bank. Z całą pewnością możemy powiedzieć, że swoją pozycję, posady i apanaże Schröder zawdzięcza wyłącznie swojemu biznesowemu geniuszowi. Jaki zaś był wpływ owego geniuszu na stosunki Niemiec i Rosji, oraz korzystne dla tej drugiej działania niemieckiego państwa na arenie międzynarodowej, zwłaszcza w latach 2014 - 2022, każdy uważny obserwator widzi.
Jednak nie w Niemczech znajdziemy szczególne europejskie centrum interesującego nas zjawiska. Nie miejsce tu, by po raz kolejny przypominać szczegóły badanej nadal afery, skrótowo nazywanej nazwiskiem byłej już wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskiego, Evy Kaili. Zresztą trudno chyba byłoby znaleźć jeszcze wśród czytelników kogoś, kto nie wie o co chodzi. Przyjrzyjmy się raczej samemu miejscu i instytucji.
Parlament Europejski liczy sobie aktualnie 705 eurodeputowanych, obsługiwanych przez 8132 pracowników.
Według oficjalnych dokumentów, parlament jest „przede wszystkim organem prawodawczym”, który wspólnie z Radą Europejską stanowi akty prawne w toku różnych procedur legislacyjnych. Do funkcji prawodawczej Parlamentu należy też współudział w uchwalaniu budżetu oraz udzielanie Komisji absolutorium z jego wykonania. Parlament Europejski w przeciwieństwie do parlamentów krajowych nie posiada prawa inicjatywy ustawodawczej – na uprawnioną do inicjatyw Komisję może jedynie wpływać podejmowaniem niewiążących ją wezwań do działania.
Parlament Europejski może też kontrolować inne instytucje oraz posiada, do pewnego stopnia, uprawnienia kreacyjne (wyboru składu innych organów Unii):
-zatwierdza Komisję i jej przewodniczącego;
-ma prawo uchwalenia wotum nieufności wobec Komisji (większością 2/3 głosów), co nie skutkuje jednak automatycznym odwołaniem Komisji;
-ma prawo zadawania pytań komisarzom;
-ma zwyczajową możliwość zadawania pytań Radzie;
-Komisja jest zobowiązana do składania PE sprawozdań z działalności Unii;
-Przewodniczący Rady Europejskiej składa Parlamentowi sprawozdania z posiedzeń Rady Europejskiej;
-ma prawo do ustanawiania komisji śledczych na wniosek ¼ swoich członków;
-powołuje Europejskiego Rzecznika Praw Obywatelskich.
Parlament dysponuje także szerokimi (lecz niewiążącymi innych instytucji) uprawnieniami opiniodawczymi. Konsultowanie Parlamentu jest obowiązkowe w przypadku niektórych procedur UE. Parlament ma też prawo z własnej inicjatywy wydać opinię w dowolnej, wybranej przez siebie sprawie.
Proszę zwrócić jeszcze raz uwagę na podkreślone partie tekstu.
W sumie, niezbyt mocno obciążone uprawnieniami decyzyjnymi gremium, natomiast, wobec plątaniny powiązań i uprawnień brukselskich instytucji miejsce bardzo podatne na zjawisko określane dziś mianem lobbingu. Kilka lat temu brytyjski europoseł Stubb, przewodniczący jednej z komisji, mówił: „Współpraca z lobbystami stanowi lwią część pracy posłów PE.” Ocenia się, że w Brukseli istnieje ok. 2500 biur lobbystycznych i 15000 lobbyst6w. Tych działających oficjalnie.
Miesięczne wynagrodzenie europosła przed opodatkowaniem wynosi 8 757,70 euro (po potrąceniu unijnego podatku i składki ubezpieczeniowej wynosi 6 824,85 euro). Byli posłowie już po jednej kadencji są uprawnieni do emerytury po ukończeniu 63. roku życia. Po zakończeniu mandatu, odprawa w wysokości miesięcznej pensji za każdy rok posłowania, w okresie do dwóch lat.
Przysługuje im zwrot kosztów prowadzenia biura poselskiego (ok. 5000 euro miesięcznie), zwrot kosztów podróży i zakwaterowania, oraz diety ryczałtowe w wysokości 320 euro dziennie w czasie posiedzeń plenarnych, komisji i zespołów.
Posłowie do Parlamentu Europejskiego mogą dobierać sobie opłacanych z budżetu UE asystentów. W 2019 r. kwota miesięczna na ten cel wynosiła 24 943 euro na posła. To opis apanaży szeregowego deputowanego, funkcyjnym należą się kolejne dodatki. Rocznie statystyczny szeregowy europoseł wyciąga ok. 150 000 euro. Prezydent Polski zarabiał w tym czasie ok. 51 000 euro, prezydent USA mniej więcej 360 000 euro.
O zakresie odpowiedzialności i obciążeniu obowiązkami nie ma co dyskutować. Jaki więc, wobec tak określonych kosztów osobowych przy nikłych kompetencjach, może być cel istnienia Europarlamentu?
Wniosek jest jeden – chodzi o stworzenie znacznej grupy polityków, zwykle jakoś tam umocowanych i znaczących w poszczególnych krajach, którzy stają się materialnie zainteresowani w istnieniu i dalszej rozbudowie św. Integracji.
Apanaże, dużo wolnego czasu, immunitet. Apetyty zwykle w miarę jedzenia rosną. Śledźmy z uwagą, czy Katar i Maroko okażą się jedynymi na świecie zainteresowanymi brukselskimi zakupami.
Inne tematy w dziale Polityka