Początki naszego państwa nie są za bogato oświetlone źródłami pisanymi, stąd pole szerokie i żyzne dla przeróżnych spekulacji. Ostatnio modny stał się motyw przypisywania pierwszym Piastom niezbyt chlubnego leitmotivu ich działalności, jakim miałby być masowy handel niewolnikami. Wśród morza atramentu przelanego przez zwolenników i przeciwników tej hipotezy argumentów i za, i przeciw wykoncypowano bardzo wiele. Nie będę ukrywał, że zaliczam się do tych drugich. Dlaczego? Żaden sensowny i rozwijający się organizm państwowy nie powstał w dziejach Europy na bazie tak depopulacyjnego procederu. Nie negując istnienia tego handlu także na ziemiach Polski, przydawanie mu istotnego, ba, decydującego wręcz znaczenia wydaje się kompletnie pozbawione sensu. Nie ma źródeł pisanych, wprost potwierdzających udział w takim handlu Mieszka I i Bolesława Chrobrego, w przeciwieństwie np. do współczesnych im władców czeskich. Wymowa nielicznych wzmianek wydaje się zupełnie inna – św. Wojciech porzucił biskupstwo praskie między innymi na kanwie konfliktu z władcą spowodowanym krytyką sprzedawania przez Bolesława II swoich poddanych Żydom i muzułmanom. Z naszym Bolesławem jakoś się o to nie spierał – dlaczego? Czy Chrobry chętnie widziałby podważanie filaru swoich wpływów budżetowych, gdyby rzeczywiście takowy istniał? Nie mając jednak relacji bezpośrednich, pochodzących z epoki musimy korzystać z innych rodzajów informacji. Skorzystam tu z ustaleń dwóch dziedzin nauki – archeologii i paleobotaniki.
Istotnym źródłem poznania dawnej gospodarki i polityki są znaleziska monet. Te małe, w interesującym nas czasie i miejscu wyłącznie srebrne przedmioty, mają ogromną zaletę – w większości dają się dość dokładnie określić co do czasu i miejsca ich powstania. W Europie Środkowej i Wschodniej od ok. 800 do mniej więcej 950 roku dominuje w obiegu srebra pieniądz muzułmański, z podstawową jednostką zwaną dirhemem, noszącą ok. 3 gramów kruszcu.
Drachma perska z przed podboju arabskiego, 616 r.
Dirhem bity w Samarkandzie, 917 r.
Rzadziej trafiają się połówki i sztuki o nominale dwóch dirhemów. Na naszych ziemiach srebro miało widać tak wysoką cenę, że monety te bardzo często „rozmieniano na drobne” – łamiąc nawet na 10 i więcej kawałków.
Siekaniec dirhema
Monety arabskiego kręgu kulturowego tej epoki są bardzo szczegółowo określane – napisy na nich noszą zawsze imię władcy, dla którego je wybito, nazwę miejsca, gdzie się to stało oraz datę roczną (oczywiście według kalendarza muzułmańskiego). Według zwolenników teorii „niewolniczej”, główny szlak handlowy żywego towaru biegł z Kijowa na Kraków, Pragę i dalej na południe i zachód, w kierunku Kordoby. Kijów łączyły stosunki handlowe z kaganatem chazarskim i emiratami muzułmańskimi Środkowej Azji. Dokąd zatem sprzedawać mieli swój żywy towar Piastowie? Do chazarskiego Sarkelu i samanidzkiej Samarkandy wydaje się za daleko, zwłaszcza biorąc pod uwagę konkurencję Rusów. Więc raczej na zachód. Jakim więc pieniądzem powinni byli płacić Mieszkowi i jego przodkom Ibrahim ibn Jakub i jego koledzy po fachu? Oczywiście swoją walutą, bitą obficie w wielkich ilościach w Kordobie i innych mennicach arabskiego wówczas półwyspu pirenejskiego. Przejrzyjmy więc inwentarze skarbów, odkrytych na ziemiach należących w X wieku do Civitas Schinesghe. Owszem, monety z zachodniego krańca islamu i Afryki północnej trafiają się w znaleziskach z terenu Polski, ale bardzo rzadko. Liczniejsze od nich są stare, perskie monety sprzed arabskiego podboju. Główną masę stanowią monety pochodzące z Azji Środkowej i obecnego Iraku. Poważną domieszką są pośród nich, rozpoznawane od niedawna dzięki badaniom uczonych białoruskich i rosyjskich pieniądze naśladujące arabskie, ale bite przez Chazarów. Co więcej, śledząc drogi napływu arabskiego srebra (w korelacji ze znaleziskami z terenów Rusi i Skandynawii) znawcy problemu twierdzą, że znaczna część tej waluty napłynęła do nas z północy, poprzez Szwecję i Danię. Wikingowie raczej niewolników u nas nie kupowali, bardziej prawdopodobna wydaje się więc teoria, że na Północ nasi przodkowie sprzedawali żywność i sól. Napływ wschodniego srebra kończy się w połowie X wieku, mamy więc wszelkie podstawy by przypuszczać, że w związku ze spustoszeniem przez Światosława kaganatu chazarskiego i zdobyciem Itilu oraz Sarkelu w roku 965. Napływ srebra do Polski jednak nie ustaje, natomiast moneta, w której jest ono realizowane to głównie pieniądz angielski (jak raz Wikingowie nauczyli się brać Dannegeld) i niemiecki, przede wszystkim saski.
Denar angielski z lat 1009 - 1017
Niemieckie, bite z nowo odkrytych obfitych złóż w Saksonii pojawiają się u nas masowo około roku 960, angielskie jakieś dziesięć lat później. Srebro nadal w znacznej części napływa do nas od północy, związki handlowe są więc kontynuowane. Osłabną dopiero w połowie XI wieku.
Naśladownictwo dirhema z Kordoby wybite w Niemczech po roku 1000. W skarbach z Polski nie występuje.
Tak więc, znaleziska monet dają się łatwo powiązać z kierunkami ówczesnego handlu, a także wydarzeniami polityczno-militarnymi. Dla teorii niewolniczej miejsca tu zostaje nie za wiele – połowa X wieku nie jest w niej żadną cezurą, kierunki napływu monet, a więc i dróg handlowych także nie za bardzo ją podtrzymują.
Drugą, mocną i rozwojową podstawę dają drobiazgi nawet gołym okiem niewidoczne – zachowane w osadach jeziornych pyłki roślin. Ilościowy i jakościowy rozwój badań palinologicznych (tak się nazywa gałąź paleobiologii, zajmująca się tą kwestią) w ostatnich dziesiątku lat jest niesamowity. Cóż nam mogą jednak powiedzieć owe pylinki? Wbrew pozorom, bardzo wiele. Szata roślinna nierozerwalnie wiążę się z działalnością człowieka. W największym skrócie: nie ma na danym obszarze ludzi – dominują pyłki roślin leśnych, pojawiają się ludzie – wraz z nimi rośliny uprawne, chwasty pól i pastwisk. W Wielkopolsce X wieku, przed czasami Mieszka, miały miejsce poważne, a nieznane nam w szczegółach wydarzenia. Zdobywano i palono stare grody, budowano nowe. Archeolodzy twierdzą, że to ślady piastowskich podbojów. Były walki, byli na pewno i jeńcy. Ale czy ich masowo sprzedawano w odległe krainy? Palinologia śladów wyludnienia nie widzi, wręcz przeciwnie – wręcz demograficzną eksplozję, potężne rozszerzanie obszarów eksploatowanych rolniczo przez człowieka. Dołóżmy do tego dziesiątki bardzo starych nazw miejscowych, interpretowanych jako ślad osadnictwa – niekoniecznie dobrowolnego – obcych, te wszystkie Morawice, Pomorzany, Prusy, Madziary, Kabary. I ich ślady archeologiczne – tak głośne ostatnio skandynawskie, ale i te z pochówkami typowo madziarskimi (Przemyśl, Kraków, Katowice), dużą i kontynuowaną aż do dzisiaj osadę jakichś stepowców z X wieku w podkieleckich Kaczycach, typowo wieleckie ozdoby i ceramikę na Dolnym Śląsku i południowej Wielkopolsce. Kiedy Kazimierz Odnowiciel żenił się z siostrą Jarosława Mądrego, w geście dobrej woli wypuścił z Polski 800 brańców ruskich, wziętych jeszcze przez dziadka, Bolesława Chrobrego. Jakoś, nawet w tych ciężkich czasach i na pewno pustkach w kasie nikt ich przez tyle lat (1018-1041) nie wysprzedał.
Dodam jeszcze, że owe pyłki znakomicie ukazują potężną skalę wyludnienia Wielkopolski pod koniec pierwszej połowy XI w. (katastrofa Mieszka II), Małopolski 200 lat później (I najazd tatarski), a także w czasach nowszych – początku II połowy XVII wieku.
Tekst ten powstał niejako na marginesie notki Bazylego, gdy się okazało że za wiele chcę powiedzieć jak na komentarz. Oczywiście etatowych zawstydzaczy nie przekonam, ale ciekaw jestem ich argumentów.
Inne tematy w dziale Kultura