Pod koniec ubiegłego roku,w dyskusji pod którymś z tekstów o spektaklu „Dziadów” w reżyserii Mai Kleczewskiej oraz reakcji małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak zapowiedziałem, że ponieważ sensowniej nie wypowiadać się wzorem Bardzo Zaangażowanych i Wiecznie Oburzonych PT Dyskutantów o nie widzianym, wybiorę się obejrzeć.
Byłem.
Odczucia: Déjà vu. Na początku lat 90., w euforii z odzyskanej z rączek braci naszego Dedy wolności wypowiedzi zwykłem był kupować prawie każdy zauważony nowy tytuł prasowy. Raz padło na „Nie”. Przejrzałem i poszedłem myć ręce – miałem wrażenie, że utytłałem się w gównie. Wychodząc z szacownego budynku Teatru imienia Juliusza Słowackiego czułem się mniej więcej tak samo. Tamta lektura kosztowała mnie jeszcze rodzinny konflikt – przy gościnnym stole nieopatrznie podzieliłem się odczuciami z kuzynką. Polonistką, świetną nauczycielką, długoletnią metodyk, a później wizytator w krakowskim Kuratorium. Ku mojemu zdumieniu, broniła zawzięcie urbanowego szmatławca, próbując w końcu ex authoritate stwierdzenia – „To czyta inteligencja”. „Ludzie, którzy uważają się za inteligencję” – odpaliłem. Dziś jestem stary i doświadczony, więc o owym spektaklu tylko i wyłącznie tutaj.
Technika: Aktorzy nijacy, sztywni, przerysowani nawet jak na dzisiejsze normy. Powykrzywiane to, nie przymierzając jakby zubożone haniebnie kabuki, ale bez japońskiej lekkości i podkładu kulturowego.
Wartości: Nie kreuję się na znawcę teatru, zacytuję zatem opinię jednego z najwybitniejszych aktualnie w Polsce specjalistów, prof. Artura Grabowskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego, z którą się w pełni identyfikuję. Postać to w światku naukowo-literackim nietuzinkowa, i do pisofskich funkcjonariuszy zaliczyć go nie sposób.
http://www.khlp.polonistyka.uj.edu.pl/dr-artur-grabowski
„Trzeba to powiedzieć jasno na początku, zanim zostanie to udowodnione: Maja Kleczewska wystawiła Dziady po to, żebyśmy o nich zapomnieli. Intencjonalnie unieważniła, skompromitowała, ośmieszyła Mickiewiczowe arcydzieło, żeby w końcu, z właściwym sobie metodycznym okrucieństwem, zamordować je – odwrócić jego przesłanie, wypatroszywszy wprzódy trupa, a skórę jego cuchnącą rzuciwszy w oczy licealistom z tylnych rzędów, których sprowadzono na seans tortur obowiązkową lekturą”.
Całość wtpowiedzi prof. Grabowskiego: https://e-teatr.pl/o-nowych-dziadach-tych-o-ktorych-toczy-sie-taka-dyskusja-spustoszenie-20221
Dlaczego? Dla tego samego, co omnes consortes burzyciele starego porządku i budowniczowie nowego wspaniałego świata. W każdym lewaku siedzi sobie taki mały Pol Pot.
Jak? Najlepiej odda to jeszcze jeden cytat, tym razem Rafała Gan-Ganowicza, patrioty, najemnika, poszukiwacza przygód i bystrego obserwatora.
„Kto widział przemarsz Armii Czerwonej pod koniec II wojny światowej, ten nigdy nie zapomni sowieckiego wandalizmu. Czego Sowieciarz nie mógł ukraść, niszczył. Sowieccy żołnierze wyrzucali przez okna radia i gramofony, bagnetami cięli portrety, wyrywali struny z fortepianów, kolbą rozbijali umywalki i muszle klozetowe, strzelali do luster i kandelabrów, niszczyli biblioteki, tłukli meble i rwali na strzępy kotary. Każdy dom przez nich zamieszkały, choćby przez kilka dni, wymagał gruntownego remontu. Nie mówiąc już o brudzie i smrodzie, jaki po sobie zostawiali. Wiadomo: jak się potłukło klozetowe muszle… Dlaczego tak strasznie niszczyli? (…) Czy winna była propaganda, wmawiająca im bezustannie, że poza Sowietami panuje straszliwy wyzysk i wobec tego każde przyzwoite mieszkanie jawiło im się jako siedlisko wyzysku? A może jest to naturą sowieckiego człowieka?”
Stąd pozytywny w końcu wniosek – neomarksiści, zwący się dziś liberalnymi demokratami pojęli przynajmniej, że kultury i tradycji ukraść nie są w stanie. Od nas zależy, czy pozwolimy je zniszczyć.
W kuluarach jęki i płacze, że zbrodnicze MKiDN zamiast grzecznie uznać progresywny teatr za scenę narodową i wyskoczyć bez gadania z kasy (3 miliony złotych), odpowiedziało, że nie jest zainteresowane. Trzeba więc kombinować, i ogłaszać nawet publiczną zbiórkę środków.
Moment wstrzymania rozmów w kwestii współprowadzenia sceny przez ministerstwo dyrektor Teatru Słowackiego Krzysztof Głuchowski łączy pryncypialnie z premierą „Dziadów” Mai Kleczewskiej. Jeśli to prawda, a nie tylko zwykły przypadek, wicepremierowi Glińskiemu wreszcie w jego zawodowej działalności można zapisać coś in plus.
Inne tematy w dziale Kultura