Wczoraj, 10 lutego, w dniu swoich 81 urodzin prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc ogłosił swoją rezygnację ze stanowiska, ze skutkiem natychmiastowym. Po 18 latach pełnienia funkcji, w 65 roku pracy zawodowej. Dla miasta te 18 lat to cała, odrębna epoka. Rzeszów zmienił się mocno na lepsze, nie tracąc jednocześnie charakteru średniego miasta. „Asfaltowy Tadek” poszerzył główne ulice i budował nowe mosty, nie zapominając o poprawie stanu pozostałych, poprawił komunikację miejską, jednocześnie nie ulegając modzie na „oddawanie miasta pieszym i rowerzystom”. Miasto rozszerzyło swoje granice ( z 54 km kw. do prawie 130 km kw.) Powstała nowoczesna oczyszczalnia ścieków, zmodernizowano kanalizację, nową jakość uzyskała stacja uzdatniania wody. Rzeszów generalnie z szarego stał się kolorowy, powstało sporo charakterystycznych obiektów. Mimo dużych inwestycji, budżet miasta jest stabilny a dochody się powiększyły. Potrafił także znaleźć wspólny język z tamtejszym biznesem. Oczywiście są i głosy krytyczne – zbytnia uległość, zwłaszcza na terenach bardziej oddalonych od centrum, wobec firm deweloperskich, zbyt małe nakłady na infrastrukturę sportową oraz kulturę. Nadal dyskutowana jest śmiała wizja miejskiej kolejki naziemnej typu monorail. Kim jest Tadeusz Ferenc politycznie? Według Wilkipedii: „Od 1956 do 1963 pracował jako robotnik w WSK Rzeszów. Następnie, do 1972 był kierownikiem magazynu. W latach 1972–1981 pełnił funkcję zastępcy dyrektora przedsiębiorstwa Transbud Rzeszów. W 1975 ukończył studia na Wydziale Ekonomicznym Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Od 1981 do 1984 był kierownikiem w przedsiębiorstwie Budimex. Następnie, do 1985 pełnił funkcję zastępcy dyrektora Rzeszowskich Zakładów Naprawy Samochodów. W latach 1985–1991 kierował Miejskimi Zakładami Budownictwa Mieszkaniowego. W 1993 został prezesem Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowe Miasto”. Funkcję tę pełnił do 2001. Od 1964 do rozwiązania należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W 1990 wstąpił do SdRP, a w 1999 – do Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Zasiadał we władzach wojewódzkich tych partii. W latach 2001–2002 zasiadał w Sejmie IV kadencji, został wybrany z ramienia SLD w okręgu rzeszowskim. 10 listopada 2002 utracił mandat poselski w związku z wyborem na urząd prezydenta miasta. W 2006 został wybrany na kolejną kadencję w wyborach samorządowych, otrzymując prawie 77% wszystkich głosów. W 2010 ponownie wygrał wybory w pierwszej turze, zdobywając ponad 53% głosów. W wyborach z 1997 (startując z ramienia KKW SLD) i 2011 (startując z własnego komitetu pod nazwą „Rozwój Podkarpacia”) bezskutecznie ubiegał się o mandat senatora. W 2014 po raz czwarty wybrano go na urząd prezydenta Rzeszowa z poparciem około 66% głosów. W 2015 był jednym z założycieli komitetu wyborczego Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich. W wyborach w tym samym roku ponownie kandydował jako niezależny do Senatu. W 2018 ponownie został prezydentem Rzeszowa z wynikiem około 64% głosów. W 2019 zrezygnował z członkostwa w SLD. Przed wyborami prezydenckimi w 2020 poparł Władysława Kosiniaka-Kamysza.’”
Krótko mówiąc – na pozór modelowy okaz starego komucha w millerowskim stylu. A naprawdę? Nieliczny aktualnie pośród polskich samorządowców z wielkich miast okaz społecznika i wizjonera, zafiksowanego na swoim mieście i swojej społeczności. Dla nich, i swoich wizji gotów rozmawiać i współpracować z każdym. Trochę gomułkowski sznyt w przedziwny sposób łączący się z jakimś pepeesowskim, spółdzielczym socjalizmem w stylu Zygmunta Zaręby. Nie wloką się za nim, co też jest pośród grupy długoletnich prezydentów miast ewenementem żadne głośne afery. Umiejętnie potrafił zarządzać ludźmi. Powszechnie wiadomo, że gonił swoich podwładnych do roboty, sprawdzał i wszystkiego osobiście doglądał. Taki autorytaryzm w lokalnym wydaniu. Ale też i dbał o swoich ludzi, jednocześnie umiejąc pozbyć się wypalonych zawodowo, zabezpieczając jednak ich dalszy byt. Rozwijającą się aferę rozporkową jednego ze swoich zastępców uciął osobiście, brutalnie, skutecznie i stosunkowo bez rozgłosu. Rzeszów pod jego rządami, co prawda bez wielkich fajerwerków, ale równym tempem szedł do przodu. Polityczne zaplecze w Radzie ma oczywiście lewicowe, ale też na brak poparcia innych klubów w poszczególnych konkretnych kwestiach narzekać nie mógł. Swoich radnych nie rozpieszczał, nie za bardzo widząc pośród nich godnych następców. Co sądzi o wielkiej polityce w samorządach, usłyszałem osobiście późnym latem ubiegłego roku, w kontekście warszawskich sukcesów Rafała Trzaskowskiego. Rad bym tą celną i dosadną opinię w całości przytoczyć, ale wtedy zwinięcie notki przez Czcigodną Administrację miałbym jak w banku.
180-tysięczną stolicę Podkarpacia czekają więc za trzy miesiące przedterminowe wybory. Tadeusz Ferenc i tu potrafił zaskoczyć: Ogłaszając swoją rezygnację, oświadczył, że jako swojego następcę widzi Marcina Warchoła, aktualnego wiceministra sprawiedliwości i posła Zjednoczonej Prawicy (Solidarna Polska).
Kandydaturą nie jest uradowany ani macierzysty klub radnych byłego już prezydenta „Rozwój Rzeszowa”, którego szef, mocno lewicujący Konrad Fijołek już zapowiedział swoją kandydaturę, jak i ponoć lokalny PiS, przebąkujący o wystawieniu w wyścigu aktualnej wojewody, Ewy Leniart. No cóż, zapewne jednak mimo upadku demokracji und wolności oraz szalejącego w Polsce faszyzmu wybory się jednak odbędą, i zdecydują w nich, jak do tej pory, mieszkańcy Rzeszowa.
Inne tematy w dziale Polityka