Mój ostatni komentarz pod notką o skandalu z zabytkową budowlą w tle* – odpowiedź dla @Twisterpl - niespodziewanie przyniósł mi w poczcie kilka listów z wątpliwościami i pytaniami, jak coś takiego jest możliwe. Na pierwsze dwa odpowiedziałem, ale skoro zainteresowanych jest więcej, postanowiłem poświęcić temu mechanizmowi widoczny dla wszystkich artykulik. Krótka forma wymusza zwięzłość, więc ograniczę się do opisu jednego, bardzo typowego przykładu kreatywnego działania w zakresie publicznej inwestycji.
Wyobraźmy sobie samorządowy pomysł, na ten przykład tak popularną w dobie złotej perspektywy 2007 – 2013 budowę krytej pływalni w miasteczku powiatowym. Wymaga to następujących kroków : inicjatywy burmistrza, uchwały rady miejskiej wyrażającej zgodę na inwestycję, uchwały budżetowej, która zabezpiecza kasę. Oczywiście zakładamy także uwieńczone sukcesem starania o „środki unijne”, a więc montaż finansowy na jakieś 30 mln zł. Projekt techniczny, pozwolenie na budowę. Przetarg, wybór wykonawcy. Wszystko jak najbardziej lege artis. Pierwsza łopata, wmurowanie kamienia węgielnego z obowiązkowym tegoż poświęceniem, nie pomijanym nawet przez najbardziej zatwardziałych lewicowców u władzy. Nad wszystkim unosi się od tej pory duch pośpiechu, albowiem goni nas nieustannie Św. Termin. Zamiar i pragnienie zakończenia budowy z uroczystymi przecięciem wstęgi i obowiązkowo huczną oprawą medialną, możliwie blisko daty kolejnych wyborów. Nie zapominajmy także o konieczności terminowego rozliczenia unijnej dotacji, która w przypadku opóźnienia może zostać cofnięta. Czas jest więc na wagę złota.
Prace trwają, ale już pierwszych dniach pojawia się PROBLEM. Mianowicie, mimo że uzyskanie pozwolenia na budowę obiektu w tym konkretnym miejscu poprzedzono oczywiście obowiązkowymi sondażami geologicznymi, okazuje się, że odkrywki wykopów pod fundamenty niezbicie wskazują wykonawcy, że miejscowy grunt tego budynku nie udźwignie – słowem, przyszła pewna katastrofa. Przeprojektować i wzmocnić fundamenty niby też można, ale to istotna zmiana dokumentacji, a więc czas, czas na wykonanie poprawionego projektu, co z kolei powoduje obowiązek uzyskania zmian w pozwoleniu na budowę – znowu czas, terminy administracyjne. Wykonawca proponuje w tej sytuacji inwestorowi cudowne rozwiązanie – wymianę gruntu. Czyli ogromny dół w ziemi, wielokrotnie większy, niż pod pierwotne fundamenty, aż do stabilnego podłoża, dół, który należy zasypać tłuczniem poprzekładanym warstwami geowłókniny. Szybko, w parę dni, a więc bez zagrożenia dla Św. Terminu przyszłego uroczystego otwarcia. Ale decyzja musi zapaść natychmiast. Prawnie rzecz dopuszczalna – ustawa o zamówieniach publicznych umożliwia udzielenie dotychczasowemu wykonawcy usług lub robót budowlanych zamówień dodatkowych, nieobjętych zamówieniem podstawowym i nieprzekraczających łącznie 50% wartości realizowanego zamówienia, niezbędnych do jego prawidłowego wykonania, których wykonanie stało się konieczne na skutek sytuacji niemożliwej wcześniej do przewidzenia, jeżeli z przyczyn technicznych lub gospodarczych oddzielenie zamówienia dodatkowego od zamówienia podstawowego wymagałoby poniesienia niewspółmiernie wysokich kosztów lub wykonanie zamówienia podstawowego jest uzależnione od wykonania zamówienia dodatkowego.
Oczywiście takiego dodatkowego zamówienia nikt nie wykonuje za darmo. Decyzja zapada, prace błyskawicznie wykonane, gmach rośnie - a więc wszyscy zadowoleni, zwłaszcza wykonawca wystawiający fakturę za wykonanie prac dodatkowych na jakieś 300 tys. zł. (1% wartości zamówienia podstawowego – dużo czy mało?). Oczywiście samych prac nikt z zewnątrz nie nadzorował, a ich weryfikacja ex post jest praktycznie rzecz biorąc niemożliwa (doły zasypane, fundament wykonany, na nim mury aquaparku pną się do góry. Pamiętajmy, że miejskie służby inwestycyjne to nieliczna garstka słabo opłacanych urzędników, zaś w warunkach polskiej prowincji rola inspektorów nadzoru (po unijnemu „inżynierów projektu”) i ich stosunki z wykonawcami wymagałaby hmm… jeszcze bardziej obszernego omówienia.
To tylko jeden przykład na dzień dobry, a do zakończenia inwestycji jeszcze ho, ho. Sprawdzonych pomysłów także.
Przykład jak najbardziej z życia wzięty, sam kiedyś w swojej praktyce potraktowany z wyjątkowego bezczela (budowany obiekt kubaturowy powstawał na grubej warstwie żwiru na starym aluwium, przebadanym dokładnie przy innej okazji), zaproponowałem wykonawcy od razu współuczestnictwo prokuratora. Ale znam inne przypadki, zakończone pełnym sukcesem.
*https://www.salon24.pl/u/tedyiowedy-otryt/1026287,byl-sobie-zabytek
Inne tematy w dziale Gospodarka