WRESZCIE JEST!
Pojawił się wczoraj, a zacznie obowiązywać od jutra.
Mamy nowy taryfikator punktów karnych. W tym miejscu właściwie mógłbym skopiować jedną z notek ze stycznia tego roku (o źle tworzonym prawie i nabijaniu kasy do budżetu) i zamknąć temat, ja jednak przekornie chciałbym skomentować to i owo.
W dalszym ciągu mamy ileś aktów prawnych mówiących o karach dla kierowców, teraz będę musiał je pracowicie łączyć, i dopiero wtedy pojawią się w aplikacji „Przepisy drogowe” (zrobią to też inni autorzy i w literaturze będziemy mieli pewnie wiele przeróżnych zdań).
Tak się zastanawiam, że istnieje obecnie jeden silny trend, tj. ekonomiczne pozbawianie ludzi aut (szczególnie celuje się w klasę średnią), zmuszanie ich do przesiadania się na komunikację, a potem zamykanie również tej (przez koszty).
Likwiduje się wygodne zielone strzałki, wprowadza ronda, ograniczenia do 30 km/h, zielone strefy i różne inne wynalazki.
Jestem w tym momencie bardzo rozdarty – z jednej strony niektóre zmiany są może i dobre, z drugiej strony nawet nowe samochody są bardzo często mniej fajne (z silników aż żal starego dobrego 1,9 SDI, który spełniał niestety tylko Euro 3, i żal, że koncerny pchają się w trzy cylindry albo promują do wszystkiego elektrykę), a z trzeciej strony nie tylko w normach Euro trzeba szukać ekologiczności, ale również w pyle z opon i klocków hamulcowych.
Rządzący idą po najmniejszej linii oporu, i aż dziw, że nie skazują (jeszcze?) na ciężkie roboty albo dożywocie za każde popełnione wykroczenie albo nie wymyślili abonamentu, przy którym można sobie przekraczać limity jak tylko się chce (wróć – sprawa z panią Szydło i wypadkiem chyba jest odroczona, i prawdopodobnie nigdy nie do czekamy się wyroku w sprawie).
I proszę nie zrozumieć mnie źle – zdarzają się osobnicy jeżdżący na zderzaku czy w pomroczności alkoholowej, pomykający 150 km/h przez centra miast, stwarzający bardzo niebezpieczne sytuacje na przejściach dla pieszych albo oślepiający długimi światłami.
Wariatów trzeba tępić, i nie o tym mówię, tylko o tym, że od długiego czasu trwa nagonka na ludzi, którzy starają się jeździć przepisowo.
I teraz kilka przykładów:
- zdarzają się sytuacje, gdzie mamy 120 km/h, potem 50, a po kilku metrach 120 (powodem jest to, że te kilka metrów zostało położonych z innego asfaltu, na łączeniu nie zostało doszlifowanych i na wszelki wypadek wstawia się tzw. dupochron, dzięki któremu nie będzie można dochodzić odszkodowania od właściciela drogi)
- mamy drogi, gdzie wszystko zakończono, ale odbiór będzie za jakiś czas, bo np. trzeba poczekać na jakąś uroczystość (i znaki proponują jechanie 80 km/h tam, gdzie za chwilę będzie 120 lub 130)
- mamy miejsca, gdzie na wszelki wypadek na całej drodze daje się 20 albo łaskawie 40 km/h (bo były tam przez chwilę roboty drogowe, ale ktoś „zapomniał” zdjąć ograniczenia)
- organiczenia dostosowuje się pod istniejącą infrastrukturę (w sensie - jeżeli ktoś namalował złe oznaczenie albo pozostało sprzed rozbudowy, to, żeby było taniej, dostawia się znak)
- wyprzedzanie na przejściach dla pieszych jest tak zdefiniowane, że wystarczy, że jedno auto zacznie jechać 10 km/h i jazda 11 km/h może skutkować mandatem (na YouTube można znaleźć filmiki z radiowozami, które nagle w szczerym polu zwalniają przed przejściem)
Takich niejsaności jest multum, dochodzą też skrzyżowania, na których aż prosi o wypadki (przykład: skręt od Dworca Gdańskiego do warszawskiej Arkadii).
Czy naprawdę nie można wpierw upraszczać całego tego systemu? Dlaczego mamy ileś typów dróg? Czy nie można prosto powiedzieć – teren zabudowany 50 km/h, poza 90, drogi dwu i więcej jezdniowe 130 km/h? I czy nie można ustawiać znaków, które do bólu jasno powiedzą, co jest gdzie? I skąd kontrowersje, co jest chodnikiem, a co nie? (ostatnio były głosy, że zabroniono parkowania w miejscach, które chodnikiem były jeszcze w sierpniu). Albo czy należy tak mocno zdejmować odpowiedzialność z osób nie prowadzących aut (pieszych, itp.) ? (mam mocne wrażenie, że robi się to krok po kroku)
Obecne działania orłów Temidy moim zdaniem nie zawsze mają na celu poprawę bezpieczeństwa. Żeby nie szukać daleko, to przez lata mieliśmy kontrowersje z radarami Iskra (miały być kupowane od różnych dostawców, i mieć inne parametry), ich homologacjami, a dzisiaj Onet wspomina, że wideorejestratory mogą mieć poważną wadę prawną (jakiś czas temu zresztą był artykuł, że skuteczność polskich fotoradarów to skromne 10%).
W dużej mierze prawo wygląda na pisane na kolanie, i z błędami. I mamy takie pajacyki jak z węglem (tam dodatek na jeden piec czy źródło ogrzewania można pobierać kilka razy, dodatkowo niektórzy mają tzw. deputat)… to w ogóle ciekawa sytuacja, że rozmontowano polskie kopalnie, a teraz sprowadza się coś udającego węgiel z innej części świata, co poniekąd przypomina cyrki z respiratorami, maskami i największym samolotem świata.
Rząd zamiast myśleć o sprawach najważniejszych dodaje odciski palców w dowodach, wgląd w konta bez wyroku sądu, myśli o narodowych aplikacjach na smartfony (gdzie się da obowiązkowych), paragonach przez sms czy ławeczkach patriotycznych.
Już nie śmieszą memy, gdzie starsze babcie cieszą się z czternastej czy piętnastej emerytury i chwilę potem płaczą, że niedobry wnusio wyjechał z kraju.
Obecnie widzimy próby przeciągnięcia terminu wyborów samorządowych – czy jednak został jeszcze ktoś, kto będzie przeciw temu protestował? (przypominam, że wybory kopertowe MUSIAŁY się odbyć w terminie, a płaciliśmy i płacimy za nie do dzisiaj).
PS. Artykuły na temat nowych przepisów odpowiednio z: gazetaprawna.pl i tvn24.pl i rmf24.pl, a ja puszczam notkę jeszcze raz po pewnych zmianach w ramach pewnego eksperymentu technicznego.
Pisał m.in. dla Chipa, Linux+, Benchmarka, SpidersWeb i DobrychProgramów (więcej na mwiacek.com). Twórca aplikacji (koder i tester). Niepoprawny optymista i entuzjasta technologii. Nie zna słów "to trudne", tylko zawsze pyta "na kiedy?".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka