Sezon ogórkowy w pełni. Pomyślałem, że napiszę kilka słów podsumowujących niektóre rzeczy, poruszane przez lata na moich blogach. Robię to z urządzenia z klawiaturą QWERTY. Układ ten został opatentowany w 1878 przez Amerykanina Sholesa (opieram się na tym, co przeczytałem w Internecie). Inne standardy czy rozwiązania użyte w tym sprzęcie są znacznie nowsze, ale też mają po kilkadziesiąt lat (w tym znaczeniu można powiedzieć, że mimo wszelkiej nowoczesności, tak naprawdę mam na biurku prehistorię).
Zapomnijmy o tym na chwilę. Teoretycznie w gospodarce rynkowej sprawy wyglądają tak, że raz na jakiś czas idziemy do sklepu, płacimy pieniędzmi, które mają konkretną „twardą” wartość, a firmy dzięki nim pokrywają koszty wytworzenia, transportu i sprzedaży, do tego mogą tworzyć nowe, lepsze produkty. Taki system działa doskonale, gdy nie ma zbyt małego i zbyt dużego popytu, i gdy cały łańcuch dostaw nie jest wstrzymany. Warunkiem koniecznym sprzedaży jest również to, że nasze pieniądze mają wartość.
Gospodarka różnych krajów to system naczyń połączonych. Stara zasada mówi, żeby nie zabijać żywiciela… tymczasem połączenie planowanego postarzania i tysięcy innych czynników powoduje, że coraz więcej ludzi nie stać na nowy sprzęt, czy też jego regularne wymiany.
Przerabialiśmy to z komórkami (ich ceny rosły do tak absurdalnych rozmiarów, aż w końcu np. Samsung zmuszony był mocniej rozwijać tzw. średniaki), przerabiamy z komputerami (taki wyjściowy MacBook Air z M2 kosztuje już prawie 7000 PLN).
Ceny rosną, ale użytkownik niekoniecznie dostaje coś lepszego.
Choć wspomniany Air dysponuje większą mocą obliczeniową i kilkoma innymi zmienionymi drobiazgami, to jest to nadal komputer głównie do prostych zadań (Chromebook na sterydach), który obciążany będzie sporadycznie (nie zapominajmy, że jego cechą wrodzoną jest dobijanie do limitów temperaturowych). Czyli z jednej strony Apple słusznie żąda sobie więcej pieniędzy, z drugiej strony sprzedaje sprzęt, który ma wadliwie zaprojektowany (czytaj: niewystarczający) układ chłodzenia, a przez to nie może rozwinąć skrzydeł.
Idźmy dalej. Nowe „dyski” potrafią być mniejsze lub mniej trwałe niż poprzednicy (słynny parametr TBW), ewentualnie są od nich wolniejsze (jeżeli ktoś jeszcze nie wie, to służę najnowszą informacją, że jakoby Macbook Pro z M2 i 256 GB pamięci masowej ma wydajność ostatniego modelu z Intelem, bo… Apple zastosowało jedną kość zamiast dwóch).
Takich przypadków w odniesieniu do praktycznie każdego producenta jest znacznie więcej (mnie na przykład śmieszy, że PurePC ostatnio wręcz regularnie pisze o produktach Asusa, i nie kryje się z otwartym komentarzem, że te są wadliwie zaprojektowane).
Wiele serwisów IT zachowuje się w tej sytuacji tak, jakbyśmy musieli zmieniać całą domową i firmową infrastrukturę co tydzień. Zamiast wieści pozytywnych dostajemy newsy o ciągłych problemach.
Przykładowo, gdy gdzieś w którejś fabryce wybucha pożar, to od razu wszędzie pojawia się plotka o ogromnych stratach, i katastrofie na miarę upadku meteorytu. Zdarza się, że można przeczytać o tym, jak jeden statek zablokował któryś kanał, co ma powodować blokadę transportu we wszystkich dziedzinach życia. Nagminnie widać „newsy” o plotkach, i np. tym, że któryś tam iPhone zamiast baterii 3227 mAh dostanie „aż” ogniwo 3279 mAh. Według tych serwisów AMD ma „szalony” plan, żeby dalej wydawać procesory na podstawkę AM4 (dokładnie tego stwierdzenia użyto).
Zastanawiam się, jak bardzo świat musiał oszaleć, że twierdzi się, jak normalne tworzenie nowych konstrukcji jest oznaką szaleństwa (szczególnie, że pewnie w 99% przypadków DDR4 i AM4 wystarczają aż nadto). Ogólnie coraz bardziej schodzimy na poziom rynsztoka, ewentualnie wygląda mi to na rodzaj ekstazy religijnej… albo oszołomienie faktami dosyć oczywistymi.
Weźmy taki Windows, który jest wciskany (prawie) do każdego laptopa. To układ doskonały. Korporacja płacą Microsoft za ileś licencji, a potem sama muszą upłynnić produkt (odzyskać pieniądze, jeśli sprzedadzą sprzęt). Czy mało-miękki ma w tym momencie motywację, żeby poprawiać swój produkt? Skoro pieniądze zostały już uzyskane… no tak, ale przecież są poprawki, ktoś powie. No są, bo żywicieli się nie ubija. W tym wypadku są nimi korporacje, które systemu Windows używają. U nich całość musi działać w stopniu wystarczającym, a to często hamuje jakikolwiek postęp. Kilka dni temu portale „zachwycały się”, że nie będziemy już mieć IE. Doprawdy? Ten w pewnych scenariuszach wspierany będzie aż do 2029 (w każdym razie tak było, gdy ostatnio sprawdzałem).
Generalnie Microsoft stał się samonapędzającą maszynką, która produkuje coś, bo produkuje. Korporacje będą z tego korzystać, bo… tak.
AMD jest obecnie uważane za innowacyjne, ale… nawet twórca sukcesu Ryzena (podobno) uważa, że głupie było ubicie ich projektu, opartego na ARM. Niektórzy uważają Apple za innowacyjne. Faktycznie, pewne produkty są lepsze niż u konkurencji, ale… czy chodzi o innowacyjność, czy tylko o to, żeby nie płacić marży, jakie narzucał Intel? I nie płacić za serwis tych produktów?
Spójrzmy dalej. Przeczytałem o tym, że Googlowi zarzuca się finansowanie jednej z sekt. Firma staje się coraz bardziej kontrowersyjna, ale niezależnie od tego – czy ktoś naprawdę myśli, że np. po zdobyciu rynku przeglądarek, ma interes, żeby tego rynku mieć 200%? Przecież się nie da.
Główne produkty IT powstały w USA, i nie ma co z tym dyskutować. To budzi podziw, ale też przerażenie, gdy uświadomimy sobie, że różne utytułowane firmy nie są już w stanie wytworzyć nowej realnie dodanej wartości. I tak sobie produkują, produkty zalegają w magazynach, tam się starzeją, a my ich nie chcemy. To ogromne obciążenie dla środowiska, i nie mówię tylko o produkcji hardware, ale też o software (również chmurach, i usługach, które „muszą być”).
Teoretycznie model promowany obecnie (to znaczy nieskończona ilość iteracji, w których tworzy się nowe, lepsze produkty) jest idealny… ale w praktyce sprawdziłby się jedynie wtedy, gdyby co jakiś czas pojawia się dopracowana wersja. To zaś udaje się tylko nielicznym. Taki model wypromował Apple (np. z procesorami), natomiast ma z tym problem Microsoft, i poniekąd częściowo Google.
Niemoc pokazuje jasno przykład Facebook / Meta, i sprzedawanie „markowych” skórek dla laleczek. Ktoś stwierdził gdzieś w komentarzach, że przecież na spotkaniach biznesowych trzeba wyglądać. Tak. Zgadzam się. Doszliśmy do tego, że jedna korporacja będzie płacić drugiej wirtualnymi aktywami za coś, co też jest wirtualne (aż mi się przypomniał Złom Bercik).
Czy w tym świecie jest jeszcze miejsce na Gatesów czy Jobsów, czy innych ludzi, którzy mają cechy liderów? Jeśli nie mają milionów (jak Musk), to chyba nie. Produkcja zaawansowanej elektroniki jest robiona w firmach takich jak TSMC (a te mają długoletnie kontrakty), z kolei dobre oprogramowanie też jest bardzo skomplikowane.
Korporacje tworzą ludzie. To oni powodują, że inni ludzie muszą pracować w fabrykach po 16h, i produkują te wszystkie niepotrzebne zabawki. Dzięki nim mamy te wszystkie bezsensowne decyzje, i zalewianie świata rozwiązaniami miernymi.
Archaiczne skalowanie w MacOS. Tryb gościa w MacOS, który odpala Safari, w którym nie działa nawet YouTube (nie ma tam dźwięku!). Aplikacja Photos w Windows, która po godzinie nie potrafi zindeksować zdjęć (aż nie mogłem pozbierać szczęki z podłogi). Procesory, które są podbijane do bezsensownie wysokich limitów, bo producent nie potrafi konkurować z konkurencją (mówię o Intelu, który spokojnie mógłby wydawać procesory mobilne do bezgłośnych urządzeń z samymi rdzeniami Efficient). Ekrany z szybą albo mruganiem.
To niby drobiazgi, ale jak zbierzemy to wszystko razem, to zobaczymy, że IT stało się misiem, karykaturą tego, czym powinno być. Czymś, co nas często zabija, zamiast pomagać. I w tym znaczeniu pracownicy korporacji są niejako katami. I tak jak potępiani dyktatorzy XX wieku nie byli sami w niszczeniu ludzkości, tak obecnie to nie tylko decyzje CEO wywołują zniszczenie środowiska czy inne tragedie albo wręcz zbrodnie przeciw ludzkości.
I jak tu żyć?
Pisał m.in. dla Chipa, Linux+, Benchmarka, SpidersWeb i DobrychProgramów (więcej na mwiacek.com). Twórca aplikacji (koder i tester). Niepoprawny optymista i entuzjasta technologii. Nie zna słów "to trudne", tylko zawsze pyta "na kiedy?".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie