„Poznajcie Marcina… Marcin jest mocno szczęśliwy, bo właśnie wrócił z banku, i podpisał kredyt na dwadzieścia lat. Biedak myślał, że to będzie lat trzydzieści, a tu taka niespodzianka. Na pewno chłopak będzie dzisiaj świętował. Stać go w końcu na nowy boomwizor, większy i lepszy niż w zeszłym roku.
Dzięki niesamowitemu połączeniu najnowocześniej grafeno-kevlaro-nastycznej technologii udało się zwiększyć zużycie energii zaledwie o 30% przy jednoczesnym zwiększeniu obszaru obrazu o całe 38,56%, ale Marcin nawet o tym nie myśli, bo wie, że jak dokupi najnowszy procesor wiodącej firmy na rynku, to mu zużycie energii spadnie o całe 25,4%… a to oznacza w skali roku oszczędności na poziomie 3,5 PLN. Nowy boomwizor będzie mógł wyświetlać jeszcze jaśniejszą i bardziej czystą biel (całe 200000 nitów), a przez całe trzy miesiące Marcin całkiem za darmo dostanie opcję wyświetlania koloru niebieskiego.
Żeby jednak było czym się pochwalić przez sąsiadem, to chłopak wykupił też opcję trzech rozmów z działem obsługi klienta i specjalny pakiet, w ramach którego ma możliwość konsultacji z osobistym consierge z dalekich Indii, który normalnie monitorowałby i blokował wszystkie antysemickie i homofobiczne zachowania bez żadnej możliwości odwołania.
A ty? Czy chcesz żyć w średniowieczu technologii i mieć na ścianie w salonie stary boomwizor? Czy wolisz żyć z kompanem, przy którym miękną kolana najlepszym pannom na mieście?
Nie bądź głupi! Nie bądź jak sąsiad Marcina i kup nowy boomwizor już dziś!”
Ciekaw jestem, czy już niedługo będziemy słuchać podobnych historii. Nonsensów jest coraz więcej, ale na razie jeszcze na nie reagujemy (i stąd pytanie pani Olejnik o biednych ludzi, którzy umierają na bagnach, skomentowano, że przecież nie trzeba się pchać w moczary i wystarczy użyć przejścia granicznego, bo inaczej popełnia się przestępstwo). A co będzie za kilka lat, jak ilość tego wszystkiego jeszcze wzrośnie?
Nasz przepiękny świat ostatnio nawiedziła jedna katastrofa (jak niektórzy mówią na sześć godzin „wszystko” stanęło) i jedna niebywała rewolucja (tzn. "lekki" kod do uruchamiania innego kodu, który wymaga całego dysku 64-GB, a te są bodajże za minimum 115 PLN, został wypuszczony ze znanymi błędami do szerszej grupy testerów, którzy za jego testowania nie dostaną oczywiście nic). Technologia od dawna w różnych kręgach stała się rodzajem fetyszu, i nieważne jest, czy się ją do czegokolwiek wykorzystuje. Śmiejemy się z babć kupujących garniki za 10k, a czy sami tego nie robimy? O ile wymiana laptopa z procesorem 45W na taki z procesorem 15W miała / ma większy sens, o ile zamiana 2-rdzeni na 16-rdzeni przy prawie tym samym TDP (82 vs. 105) daje realne korzyści nie tylko przy grach, to tak naprawdę większość nowych rozwiązań jest albo nieudana (ostatnio wtopę zaliczył iPAD Mini 6-gen i jego przewijanie), albo wykazuje wyższość głównie na papierze (tzn. wykorzysta ją ten, kto potrzebuje dużej mocy obliczeniowej, a ten kto ma tzw. „typowe” zadania, nie będzie widział różnicy za grosz). Najgorsze jest to, że się zaczynamy cofać… i mamy misie na miarę naszych czasów, takie jak Windows 11.
Swoją drogą, czy pamięta ktoś ostatnie lata XX-wieku i to, jak wszędzie powstawały jak grzyby na deszczu budy, w których można było zdjąć blokadę SIM-Lock? Lata minęły, komórki spowszedniały, i teraz, choć praktycznie każdy nowy model ma tę funkcjonalność, to nikt z tego nie korzysta.
A pamięta ktoś stare BIOS-y? Wpisywało się tam różne ustawienia, i w sumie nikt nie protestował. Ciekawe, że wystarczyło to zrobić raz, i PeCet działał i działał.
Przyszło UEFI, które miało być ładniejsze, bardziej przyjazne, i w ogóle dające na tacy wszystko, co tylko możliwe.
I co? Teoria swoją drogą, a praktyka swoją.
Było dużo lamentu, że przez „piękny” graficzny GUI w płytach dla Ryzenów nie ma miejsca na mikrokod.
Obserwuję też coraz większą schizofrenię – UEFI w komputerach stacjonarnych wydają się być coraz rozbudowane (doszło do tego, że producenci nie umieszczają żadnych opisów, i do wszystkiego trzeba mieć studia wyższe), a te w wielu laptopach coraz bardziej prymitywne (nie ma tam praktycznie żadnych opcji).
Zastanawia mnie teraz to – a może producenci zwyczajnie nie znoszą swoich klientów? Może nie chodzi o wyciskanie ostatnich pieniędzy, ale zwyczajną radość w utrudnianiu życia?
Swego czasu zajmowałem się płytą Asrock X570 Phantom Gaming-ITX/TB3. Teoretycznie powinna udostępniać jak najlepsze wrażenia, ale… miała zwyczajnie źle zaprojektowany sposób chłodzenia (mały hałaśliwy wentylator zaciąga ciepłe powietrze ze środka obudowy, zamiast np. pracować w tunelu powietrznym z wylotem z tyłu obudowy) i menu, w którym w każdej wersji były totalnie inne opcje (przy każdej zmianie trzeba je wszystkie wpisywać od nowa, dodatkowo zamiast dochodzić, to często ich ubywało). Czy są to zachowania prokonsumenckie? (wiadomo, że ten kto kupuje tego typu sprzęt, raczej go nie wymieni po pół roku, i naiwnością byłoby twierdzić, że przez takie działania klient z pieśnią na ustach wróci do Asrocka)
Weźmy na warsztat Hyperbooka L14, o którym powiedziałem jak dotąd wiele słusznie ciepłych słów. Dużo wydaje się wskazywać, że ma on wyłączony z poziomu UEFI Intel ME (system nie chce wchodzić w stany energetyczne C9 i C10 i ma problemy z SoiX, a to według system76 jest właśnie tego objawem), co zwiększa np. trzykrotnie zużycie energii w trybie standby (z 1 do 3W). Czy użytkownik nie powinien mieć jednej jedynej opcji, z którą mógłby zdecydować, czy chce mieć funkcjonalność Intel ME czy nie? Albo czy nie powinien mieć dwóch BIOS do wyboru? (swoją drogą ciekawe, czy przy jego włączeniu można by wykręcić realne 40h na baterii).
Wspomniany UEFI w tym modelu jest w ogóle bardzo okrojony, i nie ma w nim nawet podstawowych opcji, które pozwoliłyby wyłączyć nieużywane elementy na pokładzie (podobnie okrojony UEFI widziałem też w Acerze Swift 1).
Czyżby to był znak obecnych czasów? Że to, co wydajne energetycznie, ma być nieprzyjazne dla użytkowników?
Swego czasu pamiętam, jak się zdziwiłem, że Dell ogranicza funkcjonalność procesora (który był zamontowany przez niego fabrycznie w laptopie). Jakoś sobie z tym poradziłem (zrobiłem nawet poradnik na temat włączenia SST w Dellu Precisionie 5510), ale niesmak pozostał.
Wrzucanie do sprzętu totalnie niekontrolowanego rozwiązania Intel ME jest znane od lat, tak samo mrugające ekrany (PWM czy FRC) czy działające na granicy możliwości termicznych układy. Mamy też parowanie elementów, kreatywne nazywanie parametrów (czy Intel 7 to 7nm czy 10nm?), DLC w sprzęcie (Intel się właśnie do tego przygotowuje) czy inne rzeczy.
Przyznam się, że dokładanie do tego takiego elementu jak blokady UEFI (bo te opcje najczęściej są, tylko trzeba je włączyć kombinacją klawiszy albo odpowiednim bitem) to dla mnie coś nowego. Można powiedzieć, że producenci idą „na łatwiznę”, i chronią w ten sposób swoje interesy (np. mniej zgłoszeń do serwisu z tytułu „uszkodzeń” sprzętu), z drugiej jednak strony, czy służy to komukolwiek? Czy nie jest to wyraz nienawiści do ludzi, którzy będą tego używać?
Nie wiem, czy istnieje jeszcze coś takiego jak „stary” Wolumen w Warszawie czy giełda w Słomczynie, ale kiedyś można było tam w niedzielę usłyszeć:
- Blokady SIMLock… SIMLock… Radia, odkodowanie...
Ciekawe, czy dzisiaj kręciliby się tam młodzi ludzi, którzy ciągle pytaliby się o jedno:
- To co? BIOS-ik odblokować?
Pisał m.in. dla Chipa, Linux+, Benchmarka, SpidersWeb i DobrychProgramów (więcej na mwiacek.com). Twórca aplikacji (koder i tester). Niepoprawny optymista i entuzjasta technologii. Nie zna słów "to trudne", tylko zawsze pyta "na kiedy?".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie