Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałem notatkę o młodej Zofii, która zbiera na wymarzone studia.
Załóżmy, że jest to historia prawdziwa:
- dlaczego w opisie na zrzutka.pl nie ma żadnych linków choćby do jednej publikacji albo jednego nagrania video z prezentacji dziewczyny?
- jak to się stało, że skoro dostała się na studia w Cambridge, to nie otrzymała żadnego dofinansowania ze strony uczelni ani żadnej firmy na Zachodzie? (trzeba być naiwnym, żeby wierzyć w to, że korporacje nie wyszukują talentów)
Załóżmy, że to historia nieprawdziwa:
- ile już było matek, co mają hore curki? Osób, które mają nowotwory?
- czy wykorzystywanie dobrego serca nie powinno być karalne?
- czy pisanie, że pieniądze muszą już być, nie jest typowe? (o Brexicie nie było wiadomo od tygodnia czy miesiąca)
- czy darowizny rzędu 20000PLN nie podpadają pod pranie brudnych pieniędzy? (żeby było jasno – poza granicami Polski nie zawsze są to gigantyczne pieniądze, za to w polskich realiach…)
Przyznam się szczerze, że jestem trochę rozdarty widząc podobne historie.
Przez ponad dwadzieścia lat napisałem masę różnego rodzaju kodu i setki różnego rodzaju tekstów (artykułów, notek, wpisów, wierszy, a nawet kilka książek). Oczywiście brałem udział w różnych konkursach, i odnosiłem sukcesy. Przeżyłem też transformację ustrojową. Spowodowała, że bardzo dużo czasu musiałem poświęcić na sprawy bardzo przyziemne. Nieraz miałem nieprzespane noce i nieraz kończyłem pracę po północy. Technologia była wtedy nawet bardziej kapryśna niż kiedyś, ale tanim kosztem udawało się chociażby przygotowywać programy do stawiania serwisów SMS (w 2007 napisałem pracę magisterską z darmową gotową implementacją podwójnej autoryzacji – z wykorzystaniem HTTP i telefonu komórkowego). Nie chcę w tym momencie narzekać, ale potem były chociażby „Przepisy drogowe” (które pomogły tysiącom kierowców w Polsce), „Straż” (informacje dla strażaków) czy „Historia Polska” (przedstawienie wielkich dzieł polskiej sztuki). Tworzyłem je, dopóki miałem na to zasoby (a więc czas i sprzęt), a trzeba wiedzieć, że np. do legalnego umieszczania aplikacji w App Store trzeba mieć komputer Apple i subskrypcję za 99 USD. Były też inne inicjatywy. Poświęciłem swój czas na zmienianie Google Chrome. Poznałem do bólu tradycyjny rynek wydawniczy, w którym liczy się tylko to, żeby na książce zarobić (jeżeli ktoś nie ma marki, ciężko mu się przebić). Próbowałem promować najlepsze praktyki w IT, i nie tylko.
Przez ten cały czas (ponad 20 lat) dało się zauważyć, że Internet w większości przestał być miejscem rozmów o nauce, rozwoju ludzkości, itp. (a stał się targowiskiem próżności, w którym, cytując klasyka, najważniejszy jest „ciuch, fryz i wymów”). I teraz nagle pojawia się młoda (to ważne) kobieta (choć podobno mamy równouprawnienie, to w osiągnięciach jest wyraźnie podkreślona informacja o tym, że jest to druga kobieta w historii olimpiady, która ją wygrała) z Torunia (gdzie urzęduje, nie wymawiając, pewien znany zakonnik). Medialna sprawa, że tak powiem.
Nie chciałbym, żeby moja notka wyglądała na narzekania starego gościa, który niewiele zrobił, a teraz źle mówi o młodych talentach. Chcę tylko zauważyć, że moje pokolenie przez lata ciężko walczyło o technologię, a teraz młodzi wykorzystują ją, żeby żebrać.
Żeby była jasność – tam, gdzie przez pewną część swojego życia pracowałem, zasiłki i inne podobne rzeczy rozdawane są w lwiej większości z tego, co dana osoba sobie uzbiera. Bo (przenosząc to na grunt polski) plusy rozleniwiają. I życzę młodej Zofii jak najlepiej, ale… zastanawiam się, ile teraz przekrętów na „zdolne dziecko” się pojawi.
Przy okazji - wielka szkoda, że technologia, zamiast skrócić nasz czas pracy (i dać nam więcej na rozwijanie pasji i zainteresowań), spowodowała, że jesteśmy jeszcze bardziej obciążani. To jest jedna wielka tragedia, i „niektórzy” to jeszcze bardziej pogłębiają, tworząc kolejne dotacje i przywileje.
Czy tak ma wyglądać kolejne dziesięciolecie? Że uczciwi będą pracować i siedzieć po nocach, a sprytni będą żebrać?
Każdy może zrobić ze swoimi pieniędzmi, co chce. Myślę jednak, że bardzo sceptycznie trzeba podchodzić do „cudownych dzieci” z Internetu. To, że niektóre są bardzo promowane, nie oznacza wcale, że są takie „specjalne” (przykładem niech będzie bożyszcze ostatnich lat, czyli pan Musk). Za sukcesem takich jednostek stoi masa zbiegów okoliczności i innych ludzi (a może też kapitał rodziców), i często ogromne tragedie (co zauważono w ostatnich dniach w wideo pewnej grupy o nazwie rozpoczynającej się na A). Do tego dochodzi marketing, który z niewolnika może zrobić króla, a z króla parobka - proszę zauważyć, jak nieskazitelny wizerunek miał pan Jobs (a ile faktów o jego gwałtownym charakterze wyszło na jaw po jego śmierci).
Tyle ode mnie. Promujmy Polskę i polskie talenty, ale zachowujmy też rozsądek. A ode mnie jeszcze parafraza klasyka „nie o takem technologiem walczyłem”
Pisał m.in. dla Chipa, Linux+, Benchmarka, SpidersWeb i DobrychProgramów (więcej na mwiacek.com). Twórca aplikacji (koder i tester). Niepoprawny optymista i entuzjasta technologii. Nie zna słów "to trudne", tylko zawsze pyta "na kiedy?".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo