PODRÓŻE
Zeschłym badylem stoję,
ale jeszcze nie pod popiołem Pompei.
W żyłkach lawa gorąca
i nie skostniałe słowa ożywiają dzień,
choć szepczą: mało czasu… Ale jest nadzieja.
Onieśmielona wycofuje się pod skrzydła Anioła.
Jesteś jednym z nich.
Będę czekać świątecznie i może
nie spłyną lawy Pompei,
a jodła w rogu pokoju się roziskrzy.
Jakby to był lipcowy dzień nad rzeką Czarną,
kiedy ławica płoci podpływa,
a ich grzbiety tysiącem gwiazdek rozbryzgują toń.
Czy u nas będzie już śnieg? A któż to wie…
Bo zimy są niepewne, jako i męska miłość.
Czyżby pomiędzy nami żadna rzeka nie przepływała…
Karp na wigilijnym stole nie skostnieje pod popiołem.
Kiedy ławica płoci podpłynie,
Nim koryto rzeki spopieli lawa,
pomiędzy nami Gwiazda Betlejemska.
Lecz dziś… no cóż…
już jesień przypominająca… a tam zeschłe badyle…
Nie ja, nie ja to! Bo kto czeka, czeka dłużej niż badyle.
Ale daj pomarzyć, byle do przednówka, w odrodzenie.
Leć ptaku i niechaj Aniołowie strzegą.
Zamelduj się na święta.
30.11.2018
Inne tematy w dziale Kultura