Podróż
Tym razem przyroda kraju Khanów wiodła
Przez jednolity bezkres traw i piachu
Towarzyszył silny wiatr, bohater stepów
Oraz bojowe okrzyki jeźdźców
I szarżowały trawy pod kopytami
Rozpoznałam te dźwięki – to był śpiew
Im bliżej byłam jurt, słyszałam go wyraźnie
Siedzący przy ognisku trzymał między nogami
Pudło obleczone skórą
Przybite do kija z drewnianą głową konia
Pudło podobne do gitary, ale basy wydobywały się
Z gardła siedzącego. Dźwięk wciągnął mnie w swój lej
I byłam czystą nutą
Ale to inna historia, która wydarzyła się w innym czasie
Gdy dotarłam pod mur ozdobiony słupami
Za którymi budowla Erdene Dzuu kraśniała
Na okolicę, wyrzuciłam balast myśli
Bo cywilizacyjne nawyki są uciążliwe
W klimacie pierwotnych doznań, bo wielkomiejski
Zgiełk zamula i wykrzywia historię
Przez naleciałości czasu i bytu
Muszę zmagać się z przywołaniem do pamięci
Karakorum
Byłam tam wcześniej, w bazie wojennej Chingis Chana
Może stamtąd moje DNA
W oddali wieniec z granitu i wapnia
Gdzieś musi płynąć Orchon
Spojrzałam z dystansu w głąb siebie – Orchon płynie we mnie
Na oklep dosiadam konia, jego kopytami przemierzam bezkres
Dudni ziemia, jęczy tęsknie
Gdy na odpoczynku ległam w wysokiej trawie
Przytuliłam do niej plecy –
Gdy zaślubiny ziemi z ciałem
Pieszczoty kochanka są nijakie
Smagana pejczem wiatru, pędziłam po pustkowiu
Gdy mój spieniony koń zwalniał na górze, na tej skalistej
Ujrzałam budowlę o przedziwnej konstrukcji
Witano moją głowę bez korony a może w koronie
Zachód dogasał w purpurze i czernie nocy mnie objęły
Pieścił kochanek na skórach tura, może lamparta
Usta miały smak ziemi
Pieśni się niosły nutami okaryny i milkły u mych stóp
O, podróży zadziwiająca
Obudziłam się z bólem głowy
6.05.18
Inne tematy w dziale Kultura