XXX
- Nie mów na moją córkę: księżniczka. Chcę jej oszczędzić wyśmiewania, dzisiaj określenie księżniczka może mieć wydźwięk obraźliwy, szczególnie wśród dzieci, pewnie nie raz jej dokuczały, bo źle to określenie jej się kojarzy – powiedziała do mnie matka Diany.
Nie pomyślałam, że nazywanie dziewczynki księżniczką może mieć takie reperkusje. Ach! Tak, wszak Diana, jak księżna Diana… Ale jednak coś jest na rzeczy, bowiem o okrucieństwie wśród dzieci przekonałam się niedawno.
W tym roku wnuk mojej siostry poszedł do pierwszej klasy. Na imię ma Jakub. Do tej pory domownicy mówili na niego: Kubuś. Od miesiąca siostra woła na wnuka: Jakub. Nie zadawałam pytania: dlaczego.
Parę dni temu musiałam z Kubusiem spędzić trzy godziny. Poszliśmy nad stawy, potem na plac zabaw. Nim spostrzegłam a był już przy pochyłym drzewie, po którym łazili jego rówieśnicy. Pobiegłam za nim.
Dwóch chłopców, jeden z trzeciej a drugi z pierwszej klasy, baraszkowało na drzewie. Skakali niczym małe kangury. Rozłożyste konary wiły się przy ziemi na wysokość głowy wnuka siostry. Nim drzewo dorosło, pewno dzieciarnia poprzez huśtanie się na gałęziach – rozerwała konary, teraz drzewo wygląda jak przekwitłe płatki tulipana rozchodzące się na boki, ku ziemi.
Chłopak siedzący na jednym z konarów zawołali do Kuby:
- Kuba, nie potrafisz wleźć? Wchodź – zachęcał.
- No… kupa, ty kuppa… chodź, czego się gapisz – wołał prześmiewczo ten starszy.
Dochodząc do drzewa słyszałam ich dialog. Zdębiałam. Kuba jest mikry, niewysokiego wzrostu, ale widziałam jak się kurczy, zawstydza, i wygląda na sparaliżowanego dzieciaka.
- A ty jak masz na imię? – zapytałam tego od „kupy”.
- Filip – mruknął szybko.
- Czy chciałbyś, by dzieci mówiły do ciebie Filip z konopi? – ripostuję. – Dlatego, proszę, nie mów tak na Kubę. On ma na imię: Jakub.
- A Kuba jest moim przyjacielem! – zwołał ten mniejszy.
- My chodzimy do jednej klasy – oznajmił wnuk siostry cichutko. Ale poczuł się śmielej, że jest zaakceptowany, a może i moja obrona dodała mu odwagi. Jednak nieśmiało wdrapywał na najniższy konar. Wchodził na czworakach jak małpka. Pozwoliłam mu się oswoić z drzewem, potem poprosiłam chłopaków by zeszli, gdyż zabawimy się w ganianego.
Zeszli. Stanęli na baczność jak żołnierzyki, a w ich oczach igrały ogniki ciekawości. Zrobiłam wyliczankę i pogniłam ich po rozległej łące między stawami. Było wesoło. Kuba był zwinny, ale jednak z nich najmniejszy. Brylował i wesoło podskakiwał polny konik.
26.10.2017
Inne tematy w dziale Kultura