Bez drzwi i okien
Mówiłeś im, że chcesz zobaczyć wschód
Na Uralu, na Skale Czerwonej,
A ty wędrujesz palcem po globusie…
Od Australii po Park Yosemite.
Już widzisz na prerii Indian młodych,
Narowistych wierzchowców. I co z tego,
Że widzisz, trzymając palec na globusie?
Wędrujesz niczym akwizytor, od drzwi
Do drzwi, niczego za drzwiami nie widząc.
W ten sposób możesz zagrać w ruletkę
W Las Vegas czy nocą imprezować.
I ruszyć w nieznane, w zapach bawełny
Nad Missisipi, albo smakować
Wino ma polach francuskiej Prowansji.
Wszystko można, przesuwając palcem po globusie.
I co roku, od wiosny do jesieni,
Stoisz na brzegu tej Okrąglicy
Zarośniętej brzozą, kosodrzewiną.
A tak niedawno na tej wspólnocie
Pasłeś gęsi i owce – teraz stoisz
Na niezarośniętej łące i budujesz
Drewniany Domek. Taki sam, jaki za płotem
Postawił przybysz. A przecież na globusie
Nie ma tego miejsca ani drogi. Drogi, jadąc na Kielce.
Globus w olimpijskim tempie wiruje
Wokół stojaka, szybciej niż ziemia
Wokół swej osi. I umykasz
Od Chrystusa, którego powiesili
Przy lesie, pod którym wraz babcią
Klękałeś, rozumiejąc wszystko, po co i dlaczego.
Umykasz po balkon w Weronie. Czekasz
Aż się pojawi. Nie naznaczono
Na mapie tego pocałunku, ani wschodu
Słońca na Uralu, na Skale Czerwonej.
Jedynie poprzez grymas twojej twarzy
Słońce zachodzi. Lecz ani czerwoną
Wstążeczką ani zaklinaniem
Nie zmienisz rzeczywistości. W realu trzeba mieć kasę.
23.09.2017
Inne tematy w dziale Kultura