LAS
Rok się skurczył jak moherowy sweter uprany w ukropie.
Znowu listopad, a jeszcze zeszłoroczny w pamięci, bolesny.
W ogromne połacie covid ludzi uśmiercił i wolność zamknął
w kwadraty. Idę w posagowe sosny, wieńce na poszyciu plecione
szronem – nie dla smutku a dla odnowy.
Idę oddychać darem bożym. Płuca oczyści wiatr - cud ożywczy -
i liście drzewom skradnie. I on idzie, aby tamten zgiełk zapomnieć,
na chwilę, i nie dumać nad ojczyzny drzazgami, nie teraz.
Nienawistne kolce wbijają po serce i on kopał młodo swój grób.
Teraz pobratymcy w eurolandzie, z jęzorem jak żylety, trują ziemię
ojcowizny. I on idzie wzmocnić się gotykiem sosen i być lwem,
watahę gnać. Tylko w sosnowym lesie jest jeszcze cisza do
usłyszenia. Oddychaj. Przewiejesz ojczyzny szumowinę.
2/7.11.2021
Inne tematy w dziale Kultura