Po 13 latach sporu z pracodawcą, przed sądem pracy, sporządzona kasacja przez adwokata w moim imieniu - została odrzucona przez SN bez procedowania.
Odtąd często nazywałam SN: kagańcem, bo nałożonym na mnie, ale i na sprawiedliwość, której szukałam w procesach sądowych.
Związku z nowelizacją ustawy o sądownictwie, duża część sędziów zwana „kastą” zaczęła określać ustawę, ustawą kagańcową. Bawił mnie ten zbieg okoliczności, bo nazewnictwo miało coś z komizmu. Taki psikus.
Nie mogło być inaczej, dziś musiałam pójść pod Trybunał Konstytucyjny, żeby zamanifestować poparcie dla reformy sądu : za wprowadzenie Izby Dyscyplinarnej, za wprowadzenie nadzwyczajnych środków odwoławczych itp..
Przede wszystkim poszłam podziękować Panu Prezydentowi Dudzie, że 4 lutego br. podpisał długo oczekiwaną nowelizacje ustaw sądowniczych. Podziękować za ustawę, która ma szansę przywrócić niezależność i niezawisłość w polskich sądach, a których brak odczułam przez 13 lat procesując się z pracodawcą.
Wychodząc z domu napisałam na kartonie takie hasło : 04.02.2020 - to dzień, który uwolnił mnie od kagańca SN.
Boże mój , chcieli mnie zlinczować: - pani nie jest od nas! Ile pani płacą! Proszę schować, to hasło. Opowiadałam, że trzeba czytać ze zrozumieniem.
Żal wycisną z oczu, to co trzeba. Nie mogłam się wycofać. Było cholernie ciasno choć stałam na początku ul Szucha, od strony Placu na Rozdrożu.
Pod koniec wiecu udało mi się przecisnąć pod scenę. A tam były luzy! Fotoreporter dokumentował trzymane hasła. Wyjęła swoje z torby i zapytałam : - proszę powiedzieć, co z moim hasłem jest nie tak?
Fotoreporter zrobił mi zdjęcie /nim się spostrzegłam/ oraz kartce papieru i powiedział; - pani nie umie pisać haseł. To jest poezja, O, tak trzeba, i pokazał hasło; Kasta! Basta! I poszedł.
Wspomnę pewien incydent z marszu, bodaj w sprawie powołania Telewizji Trwam.
Były to okres powstania KOD-u. Wówczas napisałam hasło : KOD czyli szKODnik Ojczyzny. Z drugiej strony kartonu napisałam: KOD – Korupcję Obronimy Demokratycznie.
Boże mój, wtedy też chcieli mnie przegonić z manifestacji jako szkodnika.
Gdy dziś opuściłam zgromadzonych, poszłam w kierunku Placu Lubelskiego. Usiadłam na ławce po dwóch godzinach stania w jednym miejscu. Pani, która posunęła się, żeby wygospodarować skrawek ławki, zaczęła rozmowę.
Powiedziała rzecz nadzwyczaj ważną: - nie chodziłam na te wasze zgromadzenia, bo myślałam inaczej, odkąd zobaczyłam, że robi się niebezpiecznie, nie mogłam siedzieć w domu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości