Przy okazji Mistrzostw Europy w lekkiej atletyce naszły mnie przemyślenia związane ze współczesnym sportem wyczynowym. Jeśli mianowicie o zwycięstwie decydują setne części sekundy, WSZYSTKO może mieć znaczenie: konstrukcja podeszwy buta, odpowiedni zestaw witamin przy śniadaniu, czy nawet głębszy oddech przed startem.
Jaki to wszystko ma sens? Czy naprawdę ktoś, kto wygrał różnicą kilku setnych sekundy zasługuje na miano mistrza? Przecież za jego sukcesem stoi cały sztab ludzi - od producenta obuwia, sponsora, który mu to obuwie sprezentował, poprzez lekarzy, którzy zaaplikowali delikwentowi odpowiedni zestaw suplementów diety (tu mrugnięcie okiem), po psychologów, którzy odpowiednio delikwenta "nakręcili" (mówiąc oficjalnym językiem: zmotywowali). A medal jest tylko jeden.
W Formule 1 nikt przynajmniej nie udaje, że wszystko zależy od kierowcy. Piękno Formuły polega właśnie na tym, że z góry wiadomo, iż o zwycięstwie decyduje cały splot różnych okoliczności, krótko mówiąc, o zwycięstwie decyduje ZESPÓŁ. Dlatego wolę sporty zespołowe. Zawody lekkoatletyczne zawsze napawają mnie lekkim niesmakiem, zwłaszcza wtedy, gdy obserwuję rywalizujące panie. Sportowa emancypacja doprowadziła bowiem do sytuacji, w której kobiety chcą koniecznie startować we wszystkich możliwych konkurencjach, również tych zarezerwowanych dotychczas dla mężczyzn. No i mamy sportsmenki, które w coraz mniejszym stopniu przypominają płeć piękną, bo przecież swoje "osiągi" trzeba poprawiać odpowiednimi hormonami, które w historii ludzkości raczej w organizmach niewieścich nie gościły.
Oczywiście cieszę się, gdy dochodzą nas wieści o kolejnych polskich medalach, ale żeby się tym emocjonować...
Co innego piłka nożna, ale może nie będę dzisiaj sobie i Wam psuł nastroju.
Inne tematy w dziale Sport