To, że polscy kierowcy należą do najgorszych w Europie, wie każdy. Wydaje mi się jednak, że każdy rozumie to trochę inaczej. Ja należę do tej niewielkiej grupki szaleńców, dla których znaki drogowe nie są jedynie niepoważną sugestią, więc kiedy jadę z prędkością 40 km/h przez moją miejscowość (takie ograniczenie obowiązuje na tym obszarze), jestem dla większości jadących za mną najgorszym kierowcą na świecie.
Istnieje coś, co można nazwać polską szkołą jazdy. Odznacza się ona pewnymi charakterystycznymi zachowaniami:
1. Prędkość prowadzonego pojazdu zależna jest od gęstości zabudowy i stanu pogody (bynajmniej nie od znaków drogowych).
Dla typowego polskiego kierowcy nie ma znaczenia czy znajduje się na obszarze oznaczonym tablicami "teren zabudowany". Jeśli po przynajmniej jednej stronie drogi widzi rzadsze zabudowania, oznacza to możliwość jazdy z dowolną prędkością. Jeśli dodatkowo mamy letnią, słoneczną pogodę, jest to okazja do zatrudnienia wszystkich koni mechanicznych w swoim samochodzie.
2. "Teren zabudowany" jest terminem umownym.
Kiedy typowy polski kierowca jedzie przez teren zabudowany i swoim sokolim wzrokiem wypatrzy tablicę oznaczającą koniec takiego terenu, jakiś podświadomy impuls każe mu przycisnąć pedał gazu, choćby owa tablica znajdowała się w odległości 1 km od niego.
3. Co to jest zakaz wyprzedzania?
Typowy polski kierowca nie zna takiego pojęcia. Wyprzedza wtedy, gdy uzna to za stosowne, a najczęściej uznaje za stosowne wtedy, gdy jadący przed nim kierowca uporczywie przestrzega przepisów drogowych.
4. "Jedno piwo nie zaszkodzi".
Jazda pod wpływem alkoholu jest pojęciem negatywnym tylko w mediach. Kiedy polski kierowca wybiera się do znajomych na grilla, nie będzie tam przecież siedział o suchym pysku! A przecież po kilku piwach nie jest jeszcze tak pijany, żeby nie móc jechać...
5. Syndrom Kubicy.
Polski kierowca nie zachowuje bezpiecznego odstępu od jadącego przed nim pojazdu. Wynika to z silniejszej od niego potrzeby wyprzedzania. Przecież on musi wyprzedzić przy pierwszej nadarzającej się okazji!
6. Gaz, hamulec, gaz, hamulec.
Hamowanie gazem jest najlepszym sposobem oszczędzania paliwa. Ale nie dla polskiego kierowcy! "Polska szkoła jazdy" nakazuje trzymanie się rozwiniętej prędkości do ostatniej chwili. Nawet jeśli z daleka widać światło zmieniające się z zielonego na czerwone, polski kierowca mknie, bo musi. Hamowanie zaczyna kilkanaście metrów przed skrzyżowaniem.
I tak można by wymieniać bez końca. Nie mam prostej recepty na tę sytuację. Na pewno nie jest to łatwe, bo każdy nowy kierowca dostosowuje się po prostu do reszty i tak kształtują się nowe pokolenia uczniów "polskiej szkoły jazdy". Trudno przecież iść (a raczej jechać) "pod prąd". Ja, mimo wszystko, spróbuję, choć wiem, że dla typowego polskiego kierowcy będę znienawidzonym "zawalidrogą".
Inne tematy w dziale Rozmaitości