Post będzie dość osobisty bo o moim zdrowiu.
Miałem w zeszłą środę drugą operację - wycięcie żylaków. Wiem to nie przeszczep serca. Operacja dość powierzchowna. Jednak jak zawsze stres jest. Nie jest to operacja ratująca życie. Jednocześnie to nie medycyna estetyczna ta żylakowa przypadłość, nieleczona, na starość może narobić niezłej, negatywnej kałabani jak mawiał Pawlak. Więc w listopadzie zeszłego roku poszła pod nóż pierwsza noga. Teraz druga.
Wrażenia.
Za każdym razem zero bólu. Dzisiejsze metody znieczulania robią swoje. I pomimo memów, byłem operowany na NFZ, to nie walą pałą po głowie ;) Za pierwszym razem znieczulenie tzw. podpajęczynowe. Bardziej upierdliwe, człowiek świadomy i potem leżenie plackiem 8 godzin. Chociaż to, że byłem świadomy nie stanowiło problemu. Za drugim razem przypadkiem wyszło w znieczuleniu ogólnym. I to była rewelacja było bum i bum i po wszystkim. I można chodzić. Zero wymiotów, zawrotów głowy, itp. skutków ubocznych. Wiem nie każdy tak ma. Ja widać mam organizm odporny na takie znieczulenie.
Wychodzi się ze szpitala na własnych nogach. Teraz taka "mała" rehabilitacja. Dwa tygodnie w bandażach. Potem przez trzy miesiące pończocha uciskowa. Jednak warto. Po miesiącu można wracać do pewnej aktywności fizycznej. A tęsknię do tego - przed oknem mam ścieżkę rowerową - widzę śmigających ludzi a tu sezon mi mija :( Nic w przyszłym sezonie już na innych nogach nadrobię to.
Dlaczego to piszę?
Bo może komuś pomoże w decyzji. Komuś uświadomi, że nie boli. I że strach zawsze jest przed operacją, jednak trzeba go zwalczyć. Sam się bałem. I naprawdę warto zadbać o siebie!
P.S.
Z anegdotek to więcej stresu chyba miałem goląc sobie nogę przed operacją ;)
Inne tematy w dziale Rozmaitości