Oto dziś poczytałem na jej łamach internetowych o "mękach" jakie podobno przechodzą studenci ze względu na transpłciowości, mizoginizmy, mizoandrie, itp.
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,23410599,pani-to-chyba-ma-dzisiaj-okres-ze-tak-mamrocze-nie-dam.html#Z_TRwknd
Jeden przypadek był ciekawy.
"Filip, 22 lata, kierunek studiów: stomatologia"
No przepraszam gender mówi, że płeć wybieramy sobie sami i możemy ją zmieniać ile razy chcemy. Ile razy widzi wykładowca studentów w tygodniu? Dwa - trzy. Ile ma osób w grupie? Rożnie. Pewnie od paru do kilkudziesięciu. Jak może wykładowca zapamiętać ich płeć w kryteriach gender? Czy wykładowca na początku każdych zajęć ma pytać wszystkich studentów jaką mają dziś płeć i jaką formą ma się do nich dziś zwracać? To połowa zajęć by poszła na to.
"Pan Kowalski na razie mam na liście mężczyzna - czuje się pan dziś kobietą, mężczyzną, transem, bezpłciowym, czy kimś innym i jak mam się zwracać dziś na zajęciach?"
Czujecie ten idiotyzm?
Inaczej przecież GW opublikuje kolejne wypociny jak wyżej zalinkowane.
Uzupełnienie:
"Joanna, 32 lata, pracownik naukowy"
Mocno zapadła mi w pamięć pewna ogólnopolska konferencja naukowa, w której brała udział tak zwana akademicka "śmietanka"
Przecież akademicka śmietanka nie cierpi PiS.
To sami mizoginiści i seksiści wg GW nie cierpią PiS? ;)
Inne tematy w dziale Społeczeństwo