Od rana internet grzmiał jak to Polsat rzekomo ocenzurował film "Wilk z Wall Street". Wyemitowana została wersja wygładzona i to niby była ta cenzura.
Natomiast dla każdego kto ma minimalną, powtórzę minimalną wiedzę o metodach dystrybucji filmów i ich wersji nie jest żadną tajemnicą, że od czasów gdy kanały dystrybucji filmów podzieliły się na trzy zasadnicze części: kino, telewizja i kiedyś VHS obecnie DVD, Blu-ray i zapewne internet stosowane są następujące metody.
- Jeśli w filmie występują sceny drastyczne, obojętne obyczajowo czy przemocowo do kin idzie wersja nazwę to średnio ciężka. W końcu każda wytwórnia i dystrybutor chcą żeby na film poszły tłumy a przepisy poszczególnych krajów mogą to ograniczyć kategorią wiekową.
- Do telewizji idzie wersja lekka bo np. niepilnowane przez rodziców dzieci mogą taki film obejrzeć. Mogą być skargi, procesy i kary, itp. kłopoty. Nikt tego nie chce ani wytwórnia ani dystrybutor ani telewizja emitująca film.
- Natomiast wersją nazwę to ciężka idzie do dystrybucji kanałami typu DVD, Blu-ray, czy w internecie. Tu wychodzi się z założenia, że chcącemu nie dzieje się krzywda. Jeśli ktoś zdecydował się wypożyczyć, czy kupić film robi to na świadomie, wie o jaki film chodzi i nie może mieć do nikogo pretensji, że wystąpiły w nim ostre sceny.
Tymczasem od rana banda kretynów od pudelka.pl po gazeta.pl dmie w róg o rzekomej cenzurze. Potwierdza to tylko tezę, że portale internetowe redagują stażyści o wiedzy na poziomie tzw. gimbazy. Zatrudnieni za 500 zł za miesiąc i wymieniani rotacyjnie pewnie co trzy miesiące bo wtedy się zorientują, że mają być tylko wołami roboczymi i ani kariery nie zrobią ani kasy nie zarobią.
Oto kto dziś dostarcza nam tzw. informacje.
Inne tematy w dziale Kultura