John Carpenter. Jeden z moich ulubionych reżyserów. Jak ktoś mi w komentarzu napisze, że kina klasy B to uwaga będę gryzł. Niech ktoś mi pokaże reżyserów kina klasy A, którzy nakręcili takie perełki jak "The Thing", czy "Ucieczkę z Nowego Jorku". Co prawda ostatnio kinowo ostatnio tak z nim nie za dobrze. Właściwie bardzo źle. Jednak za to jak koncertowo spełnia się w muzyce. Ci, którzy znają tego reżysera wiedzą, że lubił pisać muzykę do swych filmów lub brał udział w jej pisaniu. To jemu wyszedł spod ręki jeden z filmów, w którym muzyka jest najbardziej zespolona z akcją lub akcja z muzyką - wybierzcie co wolicie, czyli "They live". Z kultową sceną dotyczącą żucia gumy.
Wracamy jednak do muzyki. Łażąc po internetach dowiedziałem się ostatnio, że John Carpenter poszedł bardziej w stronę muzyki i nagrał w zeszłym roku płytę "Lost themes". Zaginione tematy sugerują nie nakręcone filmy. I tak może być sądząc po tytułach. Chociaż mogą to być równie dobrze projekty rzucone gdzieś tam w przestrzeń. To płyta z tym co lubię z jego muzyce. Lekko hipnotyzująca. Prosta nazwę to elektronika. Jednocześnie dobra dramaturgia utworów. Napięcie i coś czego nie umiem określić. Może nostalgia? Zamknijcie oczy a będziecie widzieć scenę z filmu. Tak to naprawdę dobra muzyka. Na zachętę.
Czyż nie piękne?
W tym roku ma wydać kolejne "Lost themes". Już czekam z niecierpliwością.
Inne tematy w dziale Kultura