Mała scenka z dzisiejszej jazdy na rowerze.
Jadę - z przeciwka taki oto widok. Pani prowadzi rower, pan na swym rowerze obok niej jedzie dostosowując się do jej wolnego tempa. Ocho myślę - dętka poszła. Mijając ich spojrzałem w rowerze pani przednie koło flak. Miałem rację.
I po chwili dociera do mnie co mi w tej scence rodzajowej nie pasuje.
Pan nie raczył wziąć od pani roweru by go poprowadzić. Woli jechać sobie na swym sprawnym rowerze. Nawet w geście solidarności nie zszedł ze swego roweru by go też prowadzić. Nie mówię już o tym, że powinien oddać jej swój rower do jazdy a sam prowadzić jej uszkodzony. Nie wiem, czy to para czy tylko znajomi. Wiek obojga około 20-25 lat. Może i kontekst scenki był inny i pani uparła się żeby swój uszkodzony rower prowadzić? A może ona po prostu przyzwyczajona do takiego zachowania owego pana i wie, że na pomoc nie może liczyć?
Niby drobnostka a ręce opadają na widok dzisiejszej "męskości".
Inne tematy w dziale Rozmaitości